PolskaDzieci odchodzą, gdy rodzice śpią

Dzieci odchodzą, gdy rodzice śpią

14-letnia Ania nie żyje. Koledzy, którzy doprowadzili ją do samobójstwa, siedzą w poprawczaku, dyrektor gimnazjum podał się do dymisji. Ale za chwilę zapomnimy o tej sprawie - dopóki znów jakieś dziecko nie przeskoczy na skakance na drugą stronę świata. I to znów będzie nasza wina. Z psychiatrą dziecięcym Jolantą Paruszkiewicz rozmawia Juliusz Ćwieluch.

02.11.2006 | aktual.: 02.11.2006 07:00

Juliusz Ćwieluch: Kto zabił Anię?

Jolanta Paruszkiewicz: Anię zatopiła, mówiąc obrazowo, wznosząca fala agresji. Zjawisko, które wszyscy dostrzegamy, ale niewiele z nim robimy. Zabiła ją nasza bezsilność. Ciche przyzwolenie na zło, z którym stworzony przez nas system zapobiegania podobnym wypadkom po prostu sobie nie radzi.

Przecież każda szkoła ma pedagoga, jest psycholog, czasem wspiera ich ksiądz...

- I co z tego? Na moim oddziale mam trzech psychologów, dwóch sanitariuszy, dwóch wychowawców, dwóch terapeutów zajęciowych i dwóch albo trzech lekarzy. Taki sztab ludzi pracuje z 20 pacjentami.

Mówi pani jednak nie o szkole, ale o szpitalu, takim dziecięcym piekle, gdzie trafiają dzieci z największymi problemami.

- A pan myśli, że czasem w takim gimnazjum to jest dużo lepiej? Dzieci, które do nas przychodzą, trafiają właśnie z gimnazjów. Z tak zwanych normalnych szkół. Mam pełen oddział i kolejkę na ładnych parę miesięcy. Przyjmujemy tylko przypadki nagłe. Pierwszeństwo mają na przykład próby samobójcze albo schizofrenia, ostre natręctwa, czyli choroby psychiczne. A zaburzenia funkcjonowania, czyli wagary, pobicia, muszą czekać na konsultację.

Może dlatego coraz głośniej się mówi, że eksperyment pod tytułem gimnazjum w obecnym kształcie to porażka?

- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo za mało wiem na ten temat. Z mojej perspektywy najtrudniejsze przypadki przychodzą z gimnazjum. To w ogóle jest trudny wiek. Ale dodatkowo nakłada się przekonanie: skończyłem podstawówkę, jestem dorosły.

Odbieram sobie życie, dokonuję aktu zarezerwowanego niejako dla dorosłych. A jednocześnie używam do tego skakanki, dziecięcej zabawki.

- Samobójstwo już dawno przestało być domeną dorosłych. Jeszcze niedawno 10-latek podejmujący próbę samobójczą to był ewenement. Mieliśmy takie przypadki raz na kilka lat. Teraz co roku zdarza się przynajmniej jeden taki przypadek. Najmłodszy pacjent z próbą samobójczą w mojej praktyce miał sześć lat. Sięgają po leki, wieszają się. Najczęściej wieczorem, kiedy rodzice śpią.

Gdyby samobójstwo Ani się nie udało, to trafiłaby na pani oddział. Kogo by pani winiła?

- Ja nie jestem od obwiniania, tylko od leczenia. O sprawie powiadomiłabym prokuraturę. Dużo mówi się o winie nauczyciela. Kiedy ja byłam uczennicą, zdarzało się, że zostawiano nas w klasie samych i nikt nie próbował gwałcić koleżanek.

Czyżby pani również uważała, że już nigdy nie będzie takiej młodzieży?

- Trudna młodzież była i pewnie będzie zawsze. Z tą różnicą, że wcześniej była pod większą kontrolą. Równało się do lepszego. Teraz liderami stają się często osoby z poważnymi problemami, czasami zaburzone. Zachowują się skrajnie, a wychowawcy nie potrafią im pomóc lub się temu przeciwstawić. Nie potrafią zintegrować klasy wokół wartości pozytywnych. W normalnym społeczeństwie to nie powinien być problem.

Może ono nie jest takie normalne?

- Może nie. Kilka objawów chorobowych można by wskazać. Wszyscy chcą mieć wszystko. I to najlepiej od razu. Całkiem się w tym wszystkim pogubiliśmy. I nie chodzi mi o banały, że ludzie są zapracowani. Obydwoje z mężem jesteśmy lekarzami. Czasem w pracy spędzaliśmy po 70, 80 godzin tygodniowo. Dzieci były w żłobku, przedszkolu, chodziły do zwykłych szkół. Mówiąc o pogubieniu, myślę o frustracji, agresji, którą przynosimy do domu i tam ją rozładowujemy. A dzieci wcale nie mają łatwiej. Jeden z moich pacjentów próbował popełnić samobójstwo, bo tata nie kupił mu komputera. Reakcja może wydawać się przesadzona. Ale on jeden w klasie nie miał tego komputera, a dzieci przygotowywały na nich prace domowe. On wypadał gorzej. Czuł coraz większą presję. Te dzieci naprawdę nie mają lekko. Na szczęście są jeszcze rodziny i szkoły, które potrafią sobie z tym radzić i pięknie wychowują. A co to znaczy wychować dziecko?

- Kiedy pytają mnie o to rodzice moich pacjentów, to mówię im: porozmawiaj z nim. Przedstaw swoje racje, ale posłuchaj też, co ma do powiedzenia dziecko. Jeśli nie nauczysz je odróżniać dobra od zła, to będziesz skazany na ciągłe kontrolowanie. Ale nie licz, że dziecko da się upilnować. Nie pomoże ci też system wychowawczy, bo w przypadkach trudnych po prostu jest niewydolny.

To może dosyć już tych kłamstw. Dosyć oszukiwania, że Bóg wie co robimy dla naszych dzieci. Jak w tej feralnej gdańskiej szkole, która oficjalnie brała udział w programie zwalczania agresji. To jakaś przerażająca kpina. Po prostu lipa.

- Na pewno lipą jest ten program, skoro nauczyciele nie potrafili zdiagnozować ognisk agresji i ich rozbijać. Agresja ma to do siebie, że się rozprzestrzenia. A niekontrolowana przenosi się na całe środowisko. To nie mógł być pierwszy wybryk tych chłopców. Z drugiej strony tak naprawdę to nie wiem, czy nauczyciel dałby sobie radę z opanowaniem zjawisk, które miały miejsce w tej klasie. Proszę zwrócić uwagę na wielką samotność tego dziecka. Nikt nie zareagował. Nikt nie pobiegł po nauczyciela. Tak jakby dzieci już nie wierzyły, że dorosły może coś zmienić. Świat dzieci i dorosłych po prostu się rozjechał. Sklejenie go to robota dla specjalistów. A tych jest jak na lekarstwo.

Czy pani czasem nie próbuje teraz czegoś ugrać dla kolegów psychologów?

- Ugrać? Prawda o pomocy psychologicznej i psychiatrycznej dla polskich dzieci jest taka, że jeśli masz ze sobą problemy, a twoi rodzice są biedni, to masz pecha, bo na wizytę w poradni czeka się miesiącami. Prywatna wizyta to około 100-120 złotych za godzinę terapii. Plus dojazdy. Jakieś 500 złotych miesięcznie. Ile osób na to stać? To jest dopiero lipa.

To może jednak minister Giertych ma rację. Z braku innych środków trzeba izolować jednostki, które zagrażają innym?

- Proszę pana, rozmawia pan z osobą, która cztery lata współpracowała z jedną z jednostek wychowawczych, o których tyle mówi pan Giertych. Przeczytam panu coś. ,W trakcie rozmowy 10-letni Adaś żalił się, że pod wpływem podawanych leków usypiał szybciej od pozostałych dzieci, które wówczas podpalały mu włosy". Czytać dalej?

Nie. W kwestii wychowania Giertych jest jednak ewolucjonistą. Słabsze, dysfunkcyjne jednostki muszą zostać złożone w ofierze społeczeństwu, które chce bronić się przed ich agresją i ma do tego prawo. Tak myśli wielu Polaków.

- Proponowany system ma jedną wadę. Zamknięte w poprawczakach dzieci kiedyś z nich wyjdą. I to znacznie gorsze, niż tam weszły.

To wtedy minister Ziobro załatwi karę śmierci.

- ...

To jakie pani ma pomysły?

- Najprostsze. Wspierajmy rodzinę. Ale nie becikowym, tylko wspierajmy ją realnie. Agresja dzieci bardzo często wynoszona jest z domu. Lecząc dziecko, a nie pracując z jego rodzicami, stoimy w miejscu. Nawet najmniejszy sygnał trzeba sprawdzić. Na miejsce wysłać fachowca. Dlaczego w Polsce odseparowuje się dziecko, a nie sprawcę zagrożenia, na przykład agresywnego ojca? Kiedy słyszę, jak Ela opowiada mi, że w ośrodku musiała jeść własną kupę i popijać sikami albo lizać pupę najsilniejszej dziewczyny, to coś we mnie krzyczy. W ośrodkach nie rozwiążemy problemów tych dzieci, bo kadry jest za mało i jest za słaba. Trzeba wspierać rodzinę. Chyba że się nie da, bo i takie przypadki się zdarzają.

Czyli zero tolerancji?

- Moi przyjaciele prowadzą pod Białymstokiem w Szepietowie szkołę. Stoi kilka lat, a wygląda jak nowa. Jak postawili nowe ławki, to każdy nauczyciel po swoich zajęciach sprawdzał, czy ławka jest w dobrym stanie. Jeśli była uszkodzona, prowadzono z uczniem spokojną, ale rzeczową rozmowę. Tam się pyta, szuka źródła, ale nie ma pobłażania. Jak zabrudził, to mył. Jak zniszczył, to musiał odkupić. Dzieci potrafią wykorzystać naszą słabość. Ale potrafią też odwdzięczyć się za naszą uwagę. To wszystko może być czasem takie proste.

Rozmawiał Juliusz Ćwieluch
Wszystkie imiona dzieci zostały zmienione

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)