PolskaDziałacze SLD chcą naprawy partii, ale nie wykluczają rozłamu

Działacze SLD chcą naprawy partii, ale nie wykluczają rozłamu

Zdecydowane pozbywanie się przez SLD ludzi, którzy go kompromitują, to dla większości reformatorów z Sojuszu warunek pozostania w partii. Ani zwolennicy zmian, ani sekretarz generalny SLD Marek Dyduch nie wykluczają rozłamu. Najpierw chcą jednak podjąć próbę naprawy SLD.

09.03.2004 | aktual.: 09.03.2004 18:11

Działacze Sojuszu - po sobotniej konwencji partii - różnią się w poglądach na to, ile czasu należy dać nowemu przewodniczącemu Krzysztofowi Janikowi na wdrożenie zmian.

Andrzej Celiński powiedział, że daje Janikowi tydzień, dziesięć dni. Według niego, w ciągu tego okresu potrzebne są gesty pokazujące że "koleżeństwo ma swoje granice, kończy się tam, gdzie zaczyna się psuć państwo". Janik - jego zdaniem - powinien dowieść, że "jest zero tolerancji dla postaw, które są nieakceptowane w normalnym społeczeństwie".

"On sobie zdaje sprawę z tego, że jeżeli tego nie zrobi natychmiast, to nie zrobi tego nigdy, a wówczas będzie musiała powstać jakaś inna polityczna reprezentacja ludzi, którzy dadzą szansę dla Polski i dla siebie" - zaznaczył.

Jego zdaniem, stworzenie alternatywy dla Sojuszu jest możliwe, a nawet prawdopodobne, ale "lepiej zawsze spróbować odbudować to, co się zepsuło w ramach SLD". "Nie ma czasu, trzeba iść za ciosem" - podkreśla.

"Ja nie mam scenariusza odchodzenia z partii" - zapewnia Jolanta Banach. - "Chyba że wydarzyłoby się coś takiego, co by mnie przekonało, że partia nie chce właściwie reagować i pozbywać się ludzi, którzy przynoszą jej hańbę i ujmę. Jeżeli się nic takiego nie zdarzy, to naprawdę nie zamierzam rejterować" - podkreśliła.

W jej opinii np. Jerzy Jaskiernia powinien zawiesić pełnienie funkcji szefa świętokrzyskiego SLD. "Do czasu głębokiego wyjaśnienia wszystkich zarzutów (dotyczących ustawy o grach losowych) przez wymiar sprawiedliwości" - zaznaczyła.

Banach uważa, że partii potrzebna jest natychmiastowa dyskusja o sposobach pozbywania się ludzi, którzy ją kompromitują, o tym, jaki jest jej profil ideowy i o planie politycznym na najbliższe lata. "Jeżeli Rada Krajowa zadecyduje, że partia może do tego dochodzić w sposób ewolucyjny, to w polityce jest tak, że trzeba się liczyć ze zdaniem większości i koniec" - mówiła.

Z kolei Izabella Sierakowska uważa, że są szanse na uratowanie Sojuszu, ale "trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że może nastąpić jego rozłam". Momentem przełomowym dla SLD może być - jej zdaniem - niesatysfakcjonujący wynik w wyborach europejskich.

Na pytanie PAP, czy rozważa udział w powołaniu nowej lewicowej formacji, posłanka odpowiedziała: "W tej chwili trudno jest uciekać z tonącego okrętu. Wcale nie marzę o przejściu do kolejnej partii, ale jeżeli koledzy, koleżanki dojdą do wniosku, że potrzebne jest założenie nowego ugrupowania, zgodnego z naszymi oczekiwaniami, to kto wie, jak się losy potoczą".

W jej opinii, "wszystko zależy od tego, w jaki sposób Janik pokieruje partią, czy będzie rzeczywiście zdecydowany na radykalne zmiany, czy zapomni o kolegach, przyjaciołach, a pomyśli o partii". Posłanka opowiada się za jak najszybszym zwołaniem kongresu. "Czekanie do grudnia może się smutno zakończyć" - uważa.

Wiesław Kaczmarek sprzeciwia się sugerowaniu, że celem "reformatorów" jest rozłam w partii. "My zamierzamy strukturę naprawić" - podkreślił.

"Natomiast ja nie mogę dzisiaj zaklinać rzeczywistości, że będzie monolit. (...) Jeżeli się okaże, że terapia nie przynosi oczekiwanych efektów, (...) i właściwie nic się nie zmieniło, to wtedy pojawi się dylemat, czy warto to dalej firmować" - powiedział.

Jego zdaniem, w Sojuszu muszą ulec zmianie "tolerancja dla zachowań nieprzejrzystych; błędy w sposobie rządzenia; mechanizmy kneblujące usta krytyce".

W opinii Kaczmarka, testem będzie to, jak partia zorganizuje się we wdrażaniu planu Hausnera i kampanii do Parlamentu Europejskiego. Również on opowiada się za jak najszybszym kongresem "do wakacji, najpóźniej tuż po wakacjach".

Podkarpacki baron Sojuszu Krzysztof Martens podkreśla, że jeśli Janik "postawi na dotrwanie do jesieni 2005 r. z twarzą Leszka Millera w rządzie i ferajną Jagielińskiego w Sejmie, to (..) niech Bóg ma SLD w swojej opiece".

"Jeżeli chce dokonać gruntownej zmiany, czyli doprowadzić do rekonstrukcji rządu, to będzie musiał poświęcić swoją przyjaźń z Leszkiem Millerem na rzecz dobra całej formacji" - ocenił. W grę wchodzi ewentualna koalicja z PSL i zmiana premiera na Józefa Oleksego, Jerzego Hausnera albo nawet Janusza Wojciechowskiego z PSL. "Ten scenariusz jest naturalny, jeśli SLD ma odzyskać poparcie" - ocenia.

W opinii Martensa, jeżeli do końca czerwca, czyli mniej więcej za 100 dni, Janik nie spełni nadziei, to "zacznie się bardzo poważny proces wewnątrz SLD, prawdopodobnie zmierzający do ogłoszenia konkursu na nową nazwę partii lewicowej". "Mnie się wydaje, że gdyby kandydowała Jolanta Kwaśniewska, to takim detonatorem mogą się okazać jej komitety wyborcze" - zaznaczył.

Z kolei sekretarz generalny SLD Marek Dyduch, pytany, czy bierze pod uwagę podział partii, odparł: "Moim zdaniem, wszystko może nastąpić, ale też nie będziemy stwarzać okoliczności, które by sprzyjały podziałom".

W jego ocenie, momentem przełomowym może być grudniowy kongres. "Jeśli czerwcowe wybory będą porażką, to (...) myślę, że dopiero grudzień będzie decydujący" - powiedział.

"Podejmujemy rękawicę i walczymy dalej. Będzie naturalna walka między Samoobroną a PO, zakładamy, że będzie się ona zaostrzać. A SLD będzie potwierdzać swoją przydatność dla Polski i to jest nasz główny kierunek" - oświadczył.

Jego zdaniem, w ciągu 100 dni Janik powinien stworzyć warunki na współpracę wewnątrz SLD; doprecyzować relacje rząd-klub-partia; rozpocząć budowanie wizji zarysowanej na konwencji, czyli eliminować zjawiska negatywne i rozpocząć budowanie partii ideowej.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)