Dyspozytorzy kopalni "Budryk" byli pijani
Dwaj dyspozytorzy kopalni "Budryk" w Ornontowicach na Śląsku pełnili w piątek swoje obowiązki po pijanemu. W poniedziałek prawdopodobnie usłyszą zarzuty narażenia załogi i ruchu kopalni na niebezpieczeństwo.
09.02.2007 16:42
Policję do zakładu wezwali związkowcy. Badanie trzeźwości potwierdziło ich podejrzenia - jeden z dyspozytorów miał ponad 1,5 promila alkoholu we wydychanym powietrzu, drugi prawie 0,5 promila.
Po otrzymaniu z kopalni oficjalnych informacji dotyczących tego, czy pracownicy ci podjęli pracę w stanie nietrzeźwym oraz czy wykonywane przez nich czynności mogły spowodować niebezpieczeństwo dla kopalni i jej załogi, mężczyznom mogą być przedstawione poważne zarzuty - powiedział kom. Janusz Jończyk z zespołu prasowego śląskiej policji.
Obaj dyspozytorzy zaprzeczają, by pili alkohol w pracy. Pierwszy tłumaczył policjantom, że pił w czwartek, drugi zapewniał, że napił się dopiero po pracy, za bramą kopalni. Związkowcy, którzy powiadomili o sprawie policję, mówią, że to nieprawda.
Dyspozytornia główna, obok dyspozytorni metanometrycznej, to jedno z najważniejszych miejsc w każdej kopalni. Za pomocą wielu urządzeń i stałej łączności z dołem dyspozytor kontroluje przebieg pracy na określonych stanowiskach, jest w stałym kontakcie z obsadą. Powinien wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w kopalni. On też podejmuje najważniejsze decyzje w pierwszej fazie akcji ratowniczej, jeżeli dojdzie do wypadku.
Jesteśmy wstrząśnięci tym incydentem. Nie rozumiem jak mogło do tego dość w kopalni, która ma czwarty, najwyższy stopień zagrożenia metanowego. Widać, jak niewiele trzeba, aby powtórzyła się tragedia z "Halemby" - ocenił szef "Solidarności" w kopalni, Andrzej Powała.
Według jego relacji, o nietrzeźwości dyspozytorów związkowców poinformowali pracownicy kopalni, którzy relacjonowali - jak mówił - że "nie są w stanie dogadać się z dyspozytorem". Związkowcy sprowadzili do głównej dyspozytorni zatrudnioną przez kopalnię firmę ochroniarską. Dyspozytorzy odmówili jednak poddania się badaniu alkomatem.
Krótko potem szefowie dwóch związków - "Solidarności" i "Sierpnia 80" powiadomili o sprawie wicedyrektora kopalni. Według ich relacji, ten miał odmówić wezwania policji i wstrzymać się od działania. Rzecznik kopalni Mirosław Kwiatkowski nie chciał komentować tych zarzutów. Potwierdził jedynie, że incydent miał miejsce, a dyspozytorów zatrzymała policja.
W końcu policję wezwali sami związkowcy. Trzeźwość dyspozytorów zbadano alkomatem. Następnie przewieziono ich do komisariatu i zdecydowano o badaniach krwi.
Rzecznik kopalni zapewnił, że po otrzymaniu kompletu informacji z policji oraz konsultacji z prawnikami zostaną podjęte odpowiednie działania. Oprócz utraty pracy dyspozytorom grozi odpowiedzialność karna. Mogliby odpowiadać za naruszenie zasad bezpieczeństwa lub narażenie pracowników niebezpieczeństwo.