ŚwiatDyrektor brytyjskiej szkoły chce zaprosić na lekcje gwiazdę porno

Dyrektor brytyjskiej szkoły chce zaprosić na lekcje gwiazdę porno

Wykład gwiazdy porno, lekcje na temat śmierci, „nie” dla przyjaźni z rówieśnikami… Brytyjskie szkoły idą z duchem czasu. A wszystko – jak przekonują inicjatorzy kontrowersyjnych pomysłów – dla dobra uczniów.

Dyrektor brytyjskiej szkoły chce zaprosić na lekcje gwiazdę porno
Źródło zdjęć: © PAP/Photoshot | Richard Harding

Obniżający się poziom nauczania oraz kiepskie warunki lokalowe i sprzętowe. A przede wszystkim przeludnienie. To największe problemy brytyjskich szkół. Według szacunków, w przyszłym roku może zabraknąć aż 250 tysięcy miejsc w tutejszych podstawówkach. Władze oświatowe mają twardy orzech do zgryzienia, ale zapewniają, że 5 miliardów funtów, wyasygnowane na ten cel przez rząd, pozwoli zapanować nad sytuacją.

Zgoła inny problem zaprząta głowę Marka Slatera. Dyrektor ekskluzywnej, prywatnej szkoły w Cambridge, gdzie roczne czesne wynosi 28 tysięcy funtów, zakomunikował, że rozważa zaproszenie na lekcje gwiazdy porno. Spotkanie miałoby się składać z wykładu, a następnie dyskusji z uczniami.

– Do pornografii każdy może mieć dostęp w internecie, przez co jest ona praktycznie niekontrolowana. Dlatego ważne jest, żeby uczniowie wyrobili sobie prawdziwy pogląd na temat jej szkodliwości i uzależnień, jakie ze sobą niesie – twierdzi 59-letni Slater, podkreślając, że najlepszym sposobem na to jest spotkanie z osobą, która doświadczyła tego na własnej skórze. – Głównym zadaniem naszej placówki jest przygotowanie uczniów do radzenia sobie w przyszłości, a seks i stosunek do niego są ważną częścią życia – dodaje Slater.

Czy pomysł przejdzie? To się okaże. Trudno jednak odmówić dyrektorowi oryginalności. – Ciekawy jestem, ile nad tym myślał? O takich sprawach trudno dyskutować w dorosłym gronie, a co dopiero wśród dzieci – mówi londyński kierowca Garry Jarret.

Tak umierają... słonie

Child Bereavement UK. Ta charytatywna organizacja, zajmująca się wsparciem i pomocą dla osieroconych dzieci, rozpoczyna kampanię w brytyjskich szkołach podstawowych. Kampanię, którą mają być objęte również 3-letnie maluchy. Temat: "jak radzić sobie ze śmiercią najbliższych”.

– To zagadnienie tabu, omijane szerokim łukiem zarówno w placówkach publicznych, jak i w rodzinach. A przecież dotyczy wielu młodych ludzi, mających problemy z radzeniem sobie w przypadku takich tragedii. Wzrost świadomości pozwoli zapanować im nad stresem i bólem – mówi dyrektor wykonawczy Child Bereavement UK, Ann Chalmers.

By uzmysłowić uczniom problem śmierci, nauczyciele będą odwoływać się do przykładu słoni. Dlaczego akurat do nich? Bo, jak podkreślają inicjatorzy akcji, kiedy jeden z tych ssaków umiera, reszta stada smuci się i zbiera dookoła jego ciała. Co więcej, pozostałe przy życiu osobniki pamiętają o swoich zmarłych.

Udział w kampanii zadeklarowało 550 szkół. Jak twierdzi dyrektor jednej z nich, Jonathan Perry z Lambrook School w pobliżu Ascot, to cenna inicjatywa. – Często dzieci radzą sobie lepiej z takimi sprawami, niż dorośli. Jestem pod wrażeniem otwartości, z jaką młodzi ludzie rozmawiają na trudne tematy.

Nie wszyscy jednak podzielają ten optymizm. Przedsiębiorca Adam Tomczyk, którego syn uczęszcza do szkoły w Londynie, nie ukrywa, że pomysł wydaje mu się nie do końca przemyślany. – To mącenie kilkulatkom w głowach, zabieranie im dzieciństwa. Efekt może być odwrotny od zamierzonego i skutkować obojętnością oraz znieczulaniem na śmierć – uważa Tomczyk.

Różne odcienie przyjaźni

Pomysły kwitną – zaproszenie gwiazdy porno, uodparnianie na śmierć bliskich i przyjaciół. Problem w tym, że tych ostatnich uczniowie niedługo mogą już nie mieć. Tak przynajmniej chcą inicjatorzy akcji „Nie mam najlepszego przyjaciela”. Jak twierdzą, chodzi o to, żeby uchronić dziecko przed bólem i rozczarowaniem, jakie pojawiają się w przypadku kłótni czy zerwania przyjaźni. Zapobiec temu ma zachęcanie do spędzania czasu w dużych grupach, co będzie skutkować nienawiązywaniem bliższych więzi z rówieśnikami.

Akcja ma swoich zwolenników, jednak psycholog dziecięcy Gaynor Sbuttoni twierdzi, że nie tędy droga, gdyż naturalną potrzebą dziecka jest posiadanie przyjaciela. I nie powinno się w to ingerować. – Jeśli nawet przyjaźń ma różne odcienie, przeżywa wzloty i upadki, to nie ma w tym nic złego. To normalna kolej rzeczy, przygotowująca dziecko do dorosłego życia – podkreśla Sbuttoni.

Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (115)