Dwulecie "koalicji 15 października". Prof. Antoni Dudek dla WP: To Tusk jest problemem
- Donald Tusk jest dinozaurem polskiej polityki. A przez jego pryzmat jest oceniany cały rząd - mówi Wirtualnej Polsce prof. Antoni Dudek, politolog i publicysta. Naukowiec i autor kanału "Dudek o historii" podsumowuje dwulecie Koalicji 15 października. Nie ma dobrych wiadomości dla jej lidera. Wskazuje też największego przegranego.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski: 15 października. Dwa lata po wyborach. Jest co świętować?
Prof. Antoni Dudek, naukowiec, wykładowca, autor książek: Przemilczenie tej daty byłoby błędem Donalda Tuska. Ale błędem byłoby też urządzanie jakiejś wielkiej fety. Wszak koń, jaki jest, każdy widzi. Koalicja jest dziś na ostrym zakręcie.
Ale jeszcze z niego nie wypadła.
Pytanie, czy cało z tego wyjdzie. Zobaczymy, co wydarzy się w listopadzie, bo to wtedy ma dojść do zmiany marszałka Sejmu oraz ewentualnego uzupełniania rządu. Dziś premier Tusk jest w trakcie manewru.
Co powinien zrobić?
Ogłosić, co zamierza przez najbliższe dwa lata zrobić. Co zrealizować. Jaki ma plan. Zwłaszcza w sytuacji, gdy nie może liczyć na wsparcie prezydenta.
Ucieczką do przodu - "nowym otwarciem" - miała być rekonstrukcja rządu.
I niewiele dała. Kto o niej dziś pamięta? Ona nic realnie pozytywnego nie mogła przynieść. Rekonstrukcja miałaby sens wtedy, gdyby zmienił się premier. A to było wykluczone, bo Tusk by się na to nie zgodził. Sama więc wymiana ministrów na innych - którzy nie są rozpoznawalni społecznie - nie miała większego sensu. Dlatego nie dziwi mnie, że nie ma żadnego jej efektu.
Chodzi tylko o nazwiska, personalia?
Nie ma dziś pomysłu, brakuje idei, która mogłaby zwiększyć poparcie dla tego rządu. Takim pomysłem mogła być deregulacja - sam nawet to bardzo chwaliłem - ale dziś, po ponad pół roku po zapowiedziach, nie jestem w stanie wskazać znaczących zmian w tym zakresie. Nie widzę uproszczeń dla obywateli, nie widzę sprawniejszych procedur i działania państwa. Pomysł dobry, ale wykonanie - na razie - bez efektów.
Nie ma się więc czym chwalić?
Rząd nie ma zbyt wielu sukcesów.
Rząd twierdzi, że ma, ale nie umie o nich opowiadać.
Ostatnim osiągnięciem było powołanie rzecznika rządu. Ale ulepszenie komunikacji to za mało. Mimo to mógłby znaleźć obszary, w których jakieś zdobycze są. Może brakuje "Świętego Graala", ale czy na pewno nie znalazłby czegoś, co uzasadniałoby sens dalszego rządzenia po wyborach w 2027 roku? Ja nie potrafię czegoś takiego wskazać.
Rozliczenie PiS.
Ten przekaz miał sens do wyborów prezydenckich, które koalicja rządząca przegrała.
Krajowy Plan Odbudowy?
Uzyskanie środków z KPO było sukcesem - uważam, że największym w tej kadencji - ale na KPO i tak pojawiły się rysy, za sprawą błędów w branży HoReCa. I rząd znów musiał się tłumaczyć, zamiast się chwalić.
Cały czas pod górkę...
Ale warto docenić to, że ten rząd - w przeciwieństwie do poprzedników - wreszcie zaczął mówić prawdę o budżecie. Rząd PiS ukrywał wydatki budżetowe poza budżetem, a rząd Tuska jednak stara się ten budżet konsolidować. Dlatego wyszło, że mamy monstrualnie duży dług. Polacy poznają prawdziwy obraz finansów publicznych.
Nie brzmi to jak sukces. Czy zatem straty z tych dwóch lat można nadrobić w dwa kolejne lata? Zwłaszcza przy tej sytuacji budżetowej?
Jeśli miarą sukcesu byłoby tylko zwiększanie wydatków socjalnych, to oczywiste jest, że tutaj rząd doszedł do ściany. Więcej wydawać się nie da - zwłaszcza w sytuacji, gdy trzeba zwiększać wydatki na zbrojenia. Jeśli szukać nowych pomysłów, to w obszarach niezwiązanych z tzw. sprawami obyczajowymi, ideologicznymi.
Czyli?
Koalicja musiałaby zacząć uchwalać dobre dla obywateli ustawy, które nie niosłyby za sobą ryzyka weta ze strony prezydenta Nawrockiego. Np. upraszczające system podatkowy. To też mogłoby wytrącić argumenty Sławomirowi Mentzenowi i Konfederacji.
A jakie argumenty mają dziś koalicjanci?
Są słabsi niż dwa lata temu. Jedynie KO nie traci. Traci jednak ogółem cały obóz. To, że najsilniejszy podmiot się trzyma, nie zmienia faktu, że zaczyna znajdować się w sytuacji, w jakiej było PiS dwa lata temu - czyli pierwsze miejsce w sondażach, ale brak zdolności rządzenia. To realny scenariusz dla KO na 2027 rok: wygrana w wyborach, ale utrata władzy.
Koalicja jest więc słabsza po tych dwóch latach?
Tak. Zwłaszcza już dawna Trzecia Droga - szczególnie Polska 2050 - straciła poparcie. Formacją Szymona Hołowni pożywiła się Konfederacja. I to ona może po kolejnych wyborach współrządzić - prawdopodobnie z PiS-em.
Konfederacja z KO się nie dogada?
Nie wykluczam tego całkowicie, ale daję małe szanse na realizację takiego scenariusza. Nic dziś na niego nie wskazuje. Konfederacji najbliżej mimo wszystko jest do PiS, a Koalicji Obywatelskiej - do oddania władzy. Nawet jeśli będzie miała pierwsze miejsce w wyborach.
Wydawało się, że jeśli partie zyskują sprawczość, mają ministrów, wicepremierów, to się wzmacniają. A w przypadku koalicjantów jest odwrotnie.
W tym przypadku kluczowe są relacje między najsilniejszym partnerem a najmniejszymi współkoalicjantami. W koalicjach zwykle wzmacnia się właśnie ten największy koalicjant. A tracą mniejsi - mimo że współrządzą. Jarosław Kaczyński zawsze osłabiał koalicjantów. Donald Tusk postępuje podobnie, mimo że w łagodniejszej wersji niż prezes PiS. Tusk nie tylko nie był w stanie pomóc mniejszym partnerom, ale nie był w stanie pomóc Rafałowi Trzaskowskiemu, swojemu zastępcy w PO, w wyborach prezydenckich. A nawet mu zaszkodził.
Zaszkodził?
Tak. Przegrana Trzaskowskiego jest w dużej mierze winą Donalda Tuska. Chodzi nie tylko o niektóre publiczne wypowiedzi, ale także niechęć do uczynienia z Trzaskowskiego "twarzy" takich projektów jak wspomniana deregulacja. Tusk tym samym uniemożliwił Trzaskowskiemu pozyskanie więcej niż 12 procent wyborców Sławomira Mentzena z pierwszej tury, bo mniej więcej tyle uzyskał Trzaskowski w drugiej turze, a resztę pozyskał Karol Nawrocki. I to przesądziło o wyniku wyborów.
Czyli to Donald Tusk jest problemem?
Między innymi przez niego ta koalicja słabnie.
Kto najbardziej na tym ucierpiał?
Szymon Hołownia i jego projekt.
Powszechną jest wiedza o kiepskich relacjach między Hołownią a Tuskiem, niechęć lidera Polski 2050 do premiera jest widoczna dla wszystkich w koalicji. Te spory przenoszą się na niższe poziomy, właściwie nie ma tygodnia, w którym posłowie koalicyjnych partii nie pokłóciliby się w mediach czy nie spierali się na portalu X (dawnym Twitterze). Jak to wpływa na postrzeganie obozu władzy?
Na pewno mogłoby być dużo lepiej. Odpowiedzialność spoczywa na liderach. Grzechem pierworodnym było niewprowadzenia zasady regularnych, na przykład cotygodniowych, spotkań liderów koalicji. Na tych spotkaniach konflikty mogłyby być pacyfikowane, różnice zdań wyjaśnianie, problemy rozwiązywane. Ale tego nie było. Byłem bardzo zdziwiony, gdy w kampanii prezydenckiej Szymon Hołownia w moim programie "Dudek o polityce" przyznał, że ostatnie spotkanie liderów koalicji było w grudniu 2024 r. A rozmawialiśmy z Szymonem Hołownią wiosną 2025 r.! Zdumiała mnie szczerze ta informacja.
Dlaczego liderzy się nie spotykali?
Z prostego powodu - bo Tusk tego nie chciał. Bał się, że powstanie jakiś "superrząd", w którym reszta liderów koalicji będzie mu coś narzucać, coś wymuszać. Nie chciał na to pozwolić. I według mnie Szymon Hołownia popełnił w tym przypadku olbrzymi błąd - bo jako marszałek Sejmu miał najsilniejszy mandat, by "przymusić" do tego Tuska. I wymóc te spotkania. Nie zrobił tego. I konsekwencje tego koalicja ponosi do dzisiaj.
Grzech zaniechania.
Liderzy partii koalicyjnych nie postawili Tuska na baczność, a powinni byli to zrobić już na samym początku rządów, gdy podpisywano umowę koalicyjną. Odpuścili, a potem KO koalicjantów zdominowała. A ci hałaśliwie odreagowywali w mediach. Efekt? Kłótnie, wymiany ciosów, otwarte spory.
W końcu Szymon Hołownia powiedział: "dość" i chce odejść z polityki.
Powtarzam: jest największym dziś przegranym. Ale za dwa lata to Tusk może być największym przegranym. Bo gdy PiS dojdzie do władzy, to nie wykluczam, że będzie musiał wyjechać z Polski, by uniknąć aresztowania. A Hołownia wtedy będzie mógł sobie w polskiej polityce spokojnie funkcjonować.
Co Hołownia mógł zrobić inaczej?
Po przegranych przez KO wyborach prezydenckich mógł powiedzieć tak: "uważamy jako Polska 2050, że premier Tusk się nie sprawdził w kampanii, popełnił liczne błędy, w związku z tym żądamy zmiany premiera. A jeśli nie, to opuszczamy koalicję". To byłoby postawienie sprawy na ostrzu noża. Próba wyjścia z ofensywą.
A zamiast tego…
A zamiast tego Szymon Hołownia zaczął się spotykać po nocach z Jarosławem Kaczyńskim. To było przecież horrendalne, kompletnie absurdalne posunięcie.
Hołownia chce wyjechać do Genewy do pracy w ONZ, a Platforma ma ostatecznie przekształcić się w Koalicję Obywatelską. Znaczące ruchy?
Sam rebranding nic nie da. Dla obywateli nie ma znaczenia, czy partia się nazywa "Platforma Obywatelska", czy "Koalicja Obywatelska". Ich interesuje, kto stoi na czele partii, kto jest premierem i co ta partia jest w stanie zrealizować.
Kto powinien zastąpić premiera Tuska?
Następcą mógłby być Radosław Sikorski. Ale czy to by coś radykalnie zmieniło? Na pewno pojawiłaby się szansa na odbudowę poparcia dla całej koalicji. Przy zużytym Tusku ja tej szansy nie widzę.
47 proc. respondentów w badaniu Opinia24 chce zmiany na stanowisku premiera, przeciwnikami zmiany jest 32 proc. badanych. Niemal 60 proc. młodych między 25. a 29. rokiem życia chce zmiany Donalda Tuska na kogoś innego.
To dowód na to, że Donald Tusk jest dinozaurem polskiej polityki. A przez jego pryzmat jest oceniany cały rząd.
"100 konkretów na 100 dni" stało się dla koalicji pułapką?
Tak, bo to Donald Tusk z własnej woli rozkręcił licytację na populizm. I dziś płaci za to cenę. Nie ma od tego ucieczki.
Rozmawiał Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski