Dwoje martwych w centrum miasta
Policyjni antyterroryści zatrzymali 25-letniego mężczyznę podejrzewanego o zabicie swoich rodziców. Ciała
znaleziono na klatce schodowej pod drzwiami ich
mieszkania w centrum Wrocławia.
17.07.2006 | aktual.: 17.07.2006 17:49
Do zatrzymania doszło w 4-piętrowej kamienicy przy ul. Prusa. Według wstępnych policyjnych ustaleń, po dokonaniu zabójstwa 25- latek zabarykadował się w mieszkaniu. Nie podjął rozmów z negocjatorami. Po wejściu antyterrorystów schował się za wersalką w jednym z pokoi._ W trakcie zatrzymania był spokojny, nic nie mówił. Słuchał naszych poleceń_ - powiedział jeden z wrocławskich antyterrorystów.
25-latek został przewieziony na komendę, gdzie trwa jego przesłuchanie. Nie wiadomo, czy w poniedziałek zostaną mu postawione zarzuty.
Sprawca zadał ciosy swoim ofiarom prawdopodobnie nożem. Jak powiedział Paweł Petrykowski z dolnośląskiej policji, "zadano rany kłute i cięte". Świadkowie mówili, że rany były zadane głównie w okolicach głowy i klatki piersiowej.
Do zabójstwa doszło około godziny 9 rano. Po przybyciu na miejsce zdarzenia policja otoczyła budynek. Z ruchu wyłączono pobliskie ulice. Z kamienicy zostali ewakuowani wszyscy mieszkańcy. Jeden z nich powiedział, że nie jest w stanie uwierzyć w to, co się stało. O zatrzymanym powiedział, że "to był spokojny i miły chłopak".
Ciała ofiar znalazła sąsiadka. Kobieta powiedziała, że od rana słyszała krzyki dochodzące z mieszkania obok. Słyszałam jak sąsiadka wołała: Pomocy, Józek nie zabijaj nas! Dzwoniłam na policję, ale nie udawało mi się to. Kiedy w końcu się dodzwoniłam, po wyjściu na klatkę zobaczyłam krew i leżących sąsiadów - mówiła z płaczem kobieta.
Jak relacjonowała, w drzwiach mieszkania ujrzała syna sąsiadów. Chłopak powiedział do niej: Tylko niech pani nikomu nie mówi, że to ja zrobiłem. Inni sąsiedzi mówili, że słyszeli, jak matka mężczyzny w pewnym momencie wybiegła z mieszkania i głośno krzyczała. Nie wiem kto, bo nie widziałam, ale sąsiadkę na siłę wciągnięto do domu - mówiła młoda mieszkanka kamienicy.
Mieszkańcy są wstrząśnięci tragedią. Nikt nie spodziewał się, że ten "młody chłopak, który zawsze był spokojny, może coś takiego zrobić". Wszyscy lokatorzy, z którymi rozmawiała, podkreślali, że był ogromny problem z dodzwonieniem się na policję. Potem długo czekano na przyjazd funkcjonariuszy.
Dotarła do nas taka informacja. Wydział Kontroli Wewnętrznej Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu sprawdzi dokładnie, jak wyglądało wezwanie i zachowanie policji. Zabezpieczono już nagrania rozmów - powiedziała Beata Tobiasz z biura prasowego dolnośląskiej policji.
25-latek mieszkał z rodzicami. Na razie nie wiadomo, czy gdzieś pracował. Jego matka była nauczycielką. Chłopak ma jeszcze brata, który prawdopodobnie przebywa zagranicą.