"Duchowe pokrewieństwo" Schroedera z Putinem
Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine
Zeitung" uważa, że pod względem stosunku do władzy, kanclerz
Gerhard Schroeder upodabnia się coraz bardziej do swego
przyjaciela - prezydenta Rosji Władimira Putina.
23.09.2005 | aktual.: 23.09.2005 10:47
Partia Schroedera SPD uzyskała w niedzielnych wyborach mniej głosów (34,3%) niż traktowane tradycyjnie jako jeden blok partie chadeckie pod wodzą Angeli Merkel (35,2%). Schroeder uważa jednak, że to on powinien nadal kierować niemieckim rządem i traktuje zachowanie fotela kanclerskiego jako warunek utworzenia koalicji z chadekami.
Autor komentarza zamieszczonego na pierwszej stronie piątkowego wydania "FAZ" przypomniał, że w jednej z telewizyjnych audycji Schroeder nie zaprzeczył, że Putin jest demokratą bez skazy. Jego stanowisko staje się powoli zrozumiałe - stwierdza komentator i wyjaśnia: "Osobista przyjaźń, łącząca go z rosyjskim prezydentem, opiera się widocznie nie tylko na podobieństwach biografii dwóch politycznych przywódców, którzy ze (społecznych) dołów dostali się na sam szczyt, ale także na duchowym pokrewieństwie, które dotyczy stosunku do władzy".
"FAZ" wskazuje na wykazywane przez Schroedera zrozumienie dla metod Putina cementującego swoją władzę - wojnę w Czeczenii, kneblowanie wolnej prasy, pokazowy proces Chodorkowskiego. "Wydaje się, że na miejscu Putina, Schroeder postępowałby tak samo, może z wyjątkiem operacji w Czeczenii" - czytamy.
"Naturalnie Schroeder nie jest Putinem, a Rosja nie jest Niemcami" - podkreśla komentator. Coraz wyraźniej widać jednak, że kanclerz staje się "duchowym bratem" Putina, jeśli chodzi o niezbyt wygórowany szacunek dla demokratycznych reguł i instytucji. "Schroeder występuje coraz bardziej jako misjonarz swej własnej misji i to jeszcze przed wyborami".
"Nonszalanckim podejściem do prawa" nazywa komentator pomysł zmiany regulaminu parlamentu, by stworzyć pozory praworządności dla swych aspiracji do urzędu kanclerskiego. SPD chciała bowiem zmienić regulamin parlamentu, by uniemożliwić partiom chadeckim CDU i CSU utworzenia wspólnego klubu parlamentarnego, co zapewniłoby SPD pozycję najsilniejszej frakcji. Kierownictwo partii wycofało się z tego pomysłu pod naciskiem ostrych protestów ze strony innych partii i mediów.
Jak twierdzi "FAZ", Schroeder nigdy nie opierał swego politycznego autorytetu na parlamencie, lecz czerpał go bezpośrednio z narodu. Każda reelekcja przyznawała rację jemu, a nie jego krytykom - przyznaje komentator. "Czy taki macher nie jest tym, czego właśnie życzy sobie większość narodu?"
Nowym etapem "putinizacji" Schroedera był dla komentatora "FAZ" wieczór wyborczy, kiedy okazało się, że Schroeder po raz pierwszy nie wygrał. Gdy w 2002 r. dostał 6000 głosów więcej niż jego rywal (Edmund Stoiber), ogłosił z tryumfem - "większość to większość". Teraz, przy przewadze 450 tys. na korzyść partii chadeckich uważa, że ta zasada nie obowiązuje.
"Demokratyczny wódz nowego typu nie przejmuje się ani faktami, ani instytucjami, ani tym bardziej mediami. Kto mógłby go zatrzymać?" - pyta "Frankfurter Allgemeine Zaitung".
Jacek Lepiarz