Drzewo runęło na dziewczynkę. Biegły twierdzi, że to m.in. dlatego, że dzieci ciągnęły za gałęzie
5-letnia dziewczynka podczas zabawy na placu zabaw została przygnieciona przez konar wielkiego drzewa. Początkowo obrażenia wydawały się być jedynie powierzchowne, ale z czasem stwierdzono u niej poważne uszkodzenia mózgu. Biegły wydał opinię, w której stwierdził, że przyczyną wypadku mogło być m.in. to, że dzieci w trakcie zabawy ciągnęły za gałęzie drzewa.
Na jednym z osiedlowych placów zabaw w Nowym Sączu wielkie, stare drzewo runęło na bawiące się pod nim dzieci. Najbardziej ucierpiała mała Milena, którą natychmiast trzeba było przewieźć do szpitala. Pomimo tego, że do zdarzenia doszło pod koniec sierpnia, to dziecko do dzisiaj ma problemy zdrowotne. Badania wykazały uszkodzenie mózgu przez co konieczne jest specjalistyczne leczenie neurologiczne. Ponadto Milena i jej dwa lata starszy brat korzystają ze wsparcia psychologa, który pomaga im poradzić sobie z traumą po wypadku.
Tuż po wypadku na jaw wyszedł fakt, że stara wierzba była przeznaczona do wycinki, ale o tym wiedzieli jedynie pracownicy Grodzkiej Spółdzielni Mieszkaniowej i urzędnicy sądeckiego Ratusza. Informacje o planowanej wycince pojawiły się na osiedlowych tablicach informacyjnych dopiero dwa dni po złamaniu się drzewa.
Sprawą zajęła się policja i prokuratura, która teraz postanowiła umorzyć postępowanie. Jak podaje lokalny portal miastoNS.pl w opinii biegłego można przeczytać, że drzewo złamało się przede wszystkim z powodu złej kondycji biologicznej pnia. Ponadto do złamania mógł się przyczynić silny wiat, który przeszedł przez tamten teren dzień wcześniej. Jednak biegły stwierdził jeszcze jedną przyczynę: "Nacisk na drzewo w postaci huśtania się na drzewie lub ciągnięcia gałęzi przez dzieci bawiące się w obrębie drzewa w momencie zdarzenia mógł przyczynić się w znacznym stopniu do osłabienia już zachwianej statyki korony i chore drzewo złamało się w części osłabionej w pniu".
Matka Mileny wprost twierdzi, że to absurd. "Moja córka waży 17 kilogramów, ale według biegłego była w stanie powalić 30-letnie drzewo. To, co przeczytałam w uzasadnieniu nie mieści mi się nawet w głowie" - powiedziała w rozmowie z miastoNS.pl Angelika Bogdańska. "Skoro drzewo rośnie na ogrodzonym, zarządzanym przez spółdzielnię placu zabaw, to ja mam być pewna, że nie stwarza ono żadnego zagrożenia" - dodała kobieta, która zamierza odwołać się od decyzji Policji i Prokuratury.