Drzewiecki: mam czyste sumienie i to udowodnię
Nie podam się do dymisji — zapowiada Mirosław Drzewiecki w swym pierwszym wywiadzie po ujawnieniu afery hazardowej. W rozmowie z „Newsweekiem” minister sportu przedstawia swoją wersję tego politycznego skandalu. I opowiada o kulisach prac nad kontrowersyjną ustawą o grach losowych.
03.10.2009 | aktual.: 03.10.2009 12:41
Czy kiedykolwiek rozmawiał pan na temat ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych ze Zbigniewem Chlebowskim?
- Nigdy. Chlebowski nigdy mnie nawet nie zaczepił w tej sprawie.
A jak blisko zna pan Sobiesiaka? Bo że pan zna nie ulega wątpliwości — wynika to z nagranych rozmów Sobiesiaka.
- Znamy się od wielu lat, ale to powierzchowna znajomość. Czasami spotykaliśmy przy okazji rozmaitych imprez golfowych. Raz byłem na polonijnym turnieju Polonia Open na Florydzie, w którym brał udział Sobiesiak. Jest dobrym golfistą, byłym niezłym piłkarzem.
A drugiego podejrzanego lobbystę w tej sprawie Jana Koska pan zna?
- Widziałem go chyba raz w życiu, razem z Sobiesiakiem.
Bardziej od opowieści Sobiesiaka na pańską niekorzyść działa to, że zaproponował pan Ministerstwu Finansów — które pracowało nad ustawą hazardową — aby zrezygnowało z nowych opłat. Jednym słowem wygląda to na efekt slutecznego lobbyingu Sobiesiaka i Koska.
- To kompletne nieporozumienie! Postaram się to wyjaśnić. W 2006 r. za czasów PiS wymyślono, ze Stadion Narodowy i jego otoczenie — hala sportowa, baseny — będą budowane z opłat od automatów do gier. Czas płynął, a rząd Kaczyńskiego nie przygotował żadnego projektu w tej sprawie.
Kiedy ja zostałem ministrem jesienią 2007 r., nie mogłem już dłużej czekać na pieniądze z dopłat. Przeforsowałem decyzję rządu, aby stadion budować bezpośrednio ze środków budżetowych, bo tylko to dawało gwarancje, ze ukończymy obiekt na Euro 2012. Jednak podczas rozmów o budżecie na 2009 r minister finansów Jacek Rostowski wrócił do pomysłu dopłat, proponując, aby były z nich finansowane obiekty wokół stadionu. Napisałem do niego pismo, że w porządku, ale powtórzyłem, że sam stadion musi być finansowany z budżetu. I w ten sposób zaczęła się procedura zmiany ustawy o grach losowych.
Więc dlaczego 30 czerwca napisał pan pism o do wiceministra finansów Jacka Kapicy, w którym wycofał się pan z pomysłu dopłat? To właśnie było na rękę hazardowym lobbystom.
- Napisałem to pismo, bo już wiedziałem od UEFA, że przed Euro 2012 nie możemy zbudować wokół stadionu żadnych innych obiektów sportowych — takie są wymogi bezpieczeństwa.
Nie mogłem żądać pieniędzy z dopłat, jeśli wiedziałem, że nie będę realizował zadań, na jakie zostały przeznaczone. Moje pismo było wyłącznie poinformowaniem Ministerstwa Finansów, że nie trzeba już wprowadzać dopłat na dofinansowanie inwestycji sportowych. Ale nie przesądzałem, czy dopłaty mają w ogóle zostać zlikwidowane, czy może po prostu powinny zostać przeznaczone na inny cel związany ze sportem.
Po pańskich piątkowych rozmowach z premierem pojawiły się spekulacje, że rozważa pan dymisję. Odejdzie pan z rządu?
- Nie zamierzałem i nie zamierzam się podawać do dymisji. Wiem, co robiłem. Mam czyste sumienie i to udowodnię.
Zgodnie z zapowiedzią premiera Donalda Tuska Kancelaria Prezesa Rady Ministrów opublikowała na swoich stronach