"Drużyna Wałęsy"
"Wybory musiały się odbyć najdalej 4 czerwca, a rozmowy kończyliśmy na początku kwietnia. Ów 4 czerwca był dla ludzi władzy jakąś magiczną datą, po której ich wszystkie zobowiązania, nasze ustalenia, projekty i plany miały się rozpłynąć" - wspominał Jacek Kuroń dwa najbardziej gorące miesiące "Solidarności" w 1989 roku - od Okrągłego Stołu do czerwcowych wyborów.
20.01.2004 | aktual.: 26.01.2004 15:19
Przed "Solidarnością" stanęło trudne zadanie. Musiała w ciągu dwóch miesięcy - bez pieniędzy, struktur organizacyjnych i zaplecza logistycznego - zorganizować skuteczną kampanię wyborczą. "Twórzmy przyczółki, zdobywajmy teren. To jest właśnie zadanie wybranych przez mnie ludzi" - mówił dla "Gazety Wyborczej" Lech Wałęsa. Przyznawał przy tym, że ludzi z list wyborczych "Solidarności", tzw. drużynę Wałęsy, wybierano nie zawsze demokratycznie. - "Nie było czasu na demokrację" - dodawał przyszły prezydent.
Na mocy ustaleń Okrągłego Stołu koalicja miała zagwarantowane 65% miejsc w Sejmie. Walka miała rozegrać się o pozostałe 35%. Majowy sondaż CBOS pokazał, że 40% wyborców zamierza oddać swój głos na kandydatów "Solidarności", a 15% na rządzącą koalicję. Reszta jeszcze się wahała.
Ordynacja wyborcza zabraniała umieszczania przy nazwiskach kandydatów informacji o ich organizacyjnej przynależności. Zamiast loga "Solidarności", na plakatach musiał pojawić się inny symbol, jednoznacznie wskazujący, z jakiej opcji politycznej wywodzi się dana osoba. A na symbol "drużyny Wałęsy" najlepiej nadawał się sam Wałęsa.
Dlatego zapadła decyzja: wszystkie plakaty "Solidarności" będą tak samo skomponowane, na wszystkich też miało pojawić się zdjęcie kandydata z Wałęsą. Do przewodniczącego związku ustawiła się długa kolejka. "Wszyscy nasi kandydaci zrobili sobie z Wałęsą zdjęcie, które powiększyliśmy na tysiącach plakatów" - wspominał Jacek Kuroń.
Komitet Obywatelski starał się jak najszybciej zorganizować i aktywizować sieć regionalnych komitetów. 28 kwietnia wyemitowano pierwszy radiowy blok wyborczy "Solidarności", 8 maja do kiosków trafił pierwszy numer "Gazety Wyborczej". Dzień później w telewizji został zaprezentowany program "Solidarności". Ale cenzura nie spała. 23 maja wstrzymano jeden z telewizyjnych programów wyborczych związku, argumentując, że jego treść godzi w porozumienia Okrągłego Stołu.
W kraju wrzało. 1 maja w Gdańsku, Warszawie i Wrocławiu doszło do ulicznych zamieszek. W połowie miesiąca przed radzieckim konsulatem w Krakowie parokrotnie odbyły się demonstracje młodzieży. W Warszawie milicja rozbiła manifestację studencką, zorganizowaną na wieść o tym, że Sąd Wojewódzki odmówił rejestracji Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Na początku maja zastrajkowali górnicy Zagłębia Miedziowego, pod koniec miesiąca niezadowolone z sytuacji w kraju Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych zorganizowało strajk zielonogórskiej komunikacji publicznej.
Kandydaci koalicji rządowej na różne sposoby starali się zniechęcić ludzi do głosowania na "Solidarność". W małych miastach zdarzały się przypadki zastraszania - a nawet bicia - działaczy związkowych. Agitacja nierzadko posuwała się do granic absurdu: tuż przed głosowaniem w Wieliczce sprzedawano z samochodu pralki, młynko-miksery i elektryczne maszynki do mielenia mięsa - bez społecznej listy i znacznie taniej niż zwykle. Na pralkach można było zauważyć nalepki z hasłem zachęcającym do głosowania na kandydata koalicji, dyrektora miejscowej huty im. Lenina.
Wybory pokazały, że raz rozbudzone w społeczeństwie nadzieje na zmiany trudno było zdławić.