ŚwiatDrugi atak wietnamki

Drugi atak wietnamki


Gdy kilka dni temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) postawiła w stan pogotowia producenta leku przeciwgrypowego Tamiflu, eksperci uspokajali, że to tylko ćwiczenia. Wygląda jednak na to, że WHO pierwszy raz jest poważnie zaniepokojona ptasią grypą.

05.06.2006 | aktual.: 05.06.2006 10:23

Przez najbliższe tygodnie żelazna rezerwa farmaceutyku, wystarczająca do wyleczenia trzech milionów ludzi, będzie gotowa w każdej chwili do wysłania do Indonezji, gdzie wirus H5N1 zaatakował z niespotykaną dotychczas siłą. W ciągu niecałych trzech tygodni zabił siedmioro członków rodziny mieszkającej w wiosce Kubu Simbelang na Sumatrze. Ponieważ tylko jedna z ofiar miała kontakt z drobiem, lekarze uznali, że pozostali musieli się zarazić od niej. - Wbrew temu, co twierdzi WHO, nie jest to pierwszy przypadek przeniesienia ptasiej grypy z człowieka na człowieka. Rodzinne ogniska zachorowań pojawiały się już w Wietnamie i Turcji - powiedział "Wprost" dr Henry Niman, specjalista w dziedzinie genetyki wirusów z amerykańskiej firmy Recombinomics.

Nie sprawdziły się przepowiednie uczonych, którzy uznali, że po zakończeniu sezonu grypowego wirus H5N1 nie będzie groźny aż do jesieni. Z najnowszych analiz wynika, że zarazek przeszedł mutacje genetyczne umożliwiające mu rozprzestrzenianie się także w letnich temperaturach. Światu dziś nie zagraża ptasia grypa, która rozwijała się w Azji Środkowo-Wschodniej przez ostatnie dziesięć lat. Wirus wietnamki jest coraz słabszy, a w Wietnamie i Tajlandii udało się go niemal całkowicie pokonać. Ewolucja zarazków nie stoi jednak w miejscu - od roku Indonezję atakuje nowa, bardziej śmiercionośna odmiana H5N1, a kolejny wariant jesienią wraz z ptactwem dotarł do Europy, Afryki i na Bliski Wschód.

Przeklęte DNA

Złożona z 17 tys. wysp Indonezja jest idealnym inkubatorem dla wirusa ptasiej grypy. Władze twierdzą, że nie są w stanie zmusić hodowców drobiu do wybijania zainfekowanych stad, ponieważ nie mają pieniędzy na odszkodowania. Świadomość zagrożenia wśród Indonezyjczyków jest niemal zerowa. Rodziny chorych nie stosowały żadnych środków ostrożności, choć lekarze tłumaczyli im konieczność zakładania masek chirurgicznych czy częstego mycia rąk. Niektórzy pacjenci odmawiali przyjmowania leków, a nawet uciekali ze szpitali. Nad tą rodziną musiało ciążyć jakieś przekleństwo. No bo dlaczego tylko oni zachorowali? I to tylko ci z tej samej krwi? - pyta 37-letnia Sembining, mieszkająca niedaleko domów siedmiu ofiar wirusa H5N1.

Przekleństwem, jak przypuszczają uczeni, mogą być geny. Praktycznie we wszystkich "rodzinnych" ogniskach choroby wirus przenosił się między rodzeństwem albo między rodzicami i dziećmi, ale nigdy między małżonkami. Niewykluczone, że część z nas jest odporna na H5N1, który atakuje ludzkość od tysiącleci. Nie byłby to zresztą precedens - 10% Europejczyków jest nosicielami mutacji CCR5, dającej niemal całkowitą ochronę przed AIDS. Jeśli uczonym uda się znaleźć geny chroniące przed infekcją H5N1, możliwe będzie opracowanie nowych sposobów niszczenia wirusa.

Jan Stradowski

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)