PolskaDr Sylweriusz Kosiński: Rażenie piorunem to koszmarne przeżycie. Ofiary są jak żołnierze po powrocie z wojny

Dr Sylweriusz Kosiński: Rażenie piorunem to koszmarne przeżycie. Ofiary są jak żołnierze po powrocie z wojny

- Gdy piorun uderza człowieka w głowę lub jej okolice, potem biegnie najlepiej przewodzącymi tkankami, czyli przez krew i naczyniami krwionośnymi aż do serca i uchodzi do podłoża przez którąś z kończyn dolnych. Wówczas człowiek traci przytomność i wyłącza się ośrodek oddechowy w mózgu, a serce zatrzymuje się. Czasami zdarzają się bardzo dramatyczne sytuacje, w których po kilkudziesięciu sekundach serce spontanicznie zaczyna z powrotem bić, ale blokada ośrodka oddechowego powoduje, że oddech nie wraca. Serce już bije, ale człowiek nie może oddychać. W niektórych przypadkach człowiek na krótko odzyskuje więc przytomność, ale dochodzi do uduszenia - opisuje dr Sylweriusz Kosiński, ratownik górski, lekarz naczelny TOPR i twórca Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej. W rozmowie z Wirtualną Polską wskazuje, że 20-30 proc. porażonych piorunami ginie, a jeśli udaje się im przeżyć, to zmagają się z syndromem stresu pourazowego. - Są jak żołnierze, którzy wracają z misji wojennych z Iraku - dodaje.

Dr Sylweriusz Kosiński: Rażenie piorunem to koszmarne przeżycie. Ofiary są jak żołnierze po powrocie z wojny
Źródło zdjęć: © Inne
Jacek Gądek

WP: Jacek Gądek: - Gdy w górach przechodzą burze, to muszą być też osoby porażone piorunami?

Dr Sylweriusz Kosiński: - Nie każda burza związana jest z piorunami i ofiarami. Szczyt sezonu burzowego pokrywa się jednak z sezonem turystycznym w górach, więc jedno wyładowanie w okolicach Giewontu czy Czerwonych Wierchów może spowodować nawet kilkanaście porażeń. W minionym tygodniu koledzy z oddziału ratunkowego z Nowego Targu przyjęli osiem porażonych osób w ciągu jednego popołudnia.

WP: * Co dzieje się z organizmem człowieka, gdy uderza w niego piorun?*

- Prąd przenoszony przez piorun ma niewyobrażalne parametry: nawet 300 tys. amperów i milion woltów. Taka energia może spowodować poważne uszkodzenia ciała człowieka. W ostatnich latach zmieniło się kilka poglądów nt. piorunów. Wcześniej uznawaliśmy je za impuls prądu stałego, ale okazje się, że fizyka pioruna jest na tyle złożona, że nie można operować takim uproszczeniem.

W gniazdkach mamy prąd zmienny, a ten powstający w naturze nie do końca jest stały i nie do końca jest też poznany. Skutki porażenia mogą więc być nieprzewidywalne.

WP: Dlaczego?

Prąd zmienny powoduje zaciśnięcie mięśni na przewodniku - w ten sposób nawet prąd o niedużym napięciu i natężeniu powoduje duże uszkodzenia ciała. A tak duża energia, jaką niesie piorun, może wywołać wprost spustoszenie. Ciało człowieka jest jednak świetnie przystosowane do różnych sytuacji spotykanych w naturze - łącznie z piorunami.

WP: - W jaki sposób?

- Skóra człowieka stawia piorunowi bardzo duży opór. Przy czasie trwania impulsu elektrycznego rzędu milisekund piorun rzadko kiedy może się przebić przez barierę skóry - nawet mokrej. Prześlizgując się po powierzchni skóry może jednak spowodować poważne oparzenia, a fala uderzeniowa odrzuca człowieka nawet o kilkanaście metrów.

WP: Ile osób gnie od piorunów?

- 20-30 proc. porażonych. Biorąc pod uwagę ogromną energię, nie jest więc aż tak źle.

WP: Zgon następuje na miejscu?

- Najczęściej.

WP: Przyczyna?

- Narządami wewnętrznymi najbardziej wrażliwymi na porażenie są mózg i serce. Najczęstszą przyczyną śmierci jest zatrzymanie krążenia - serce po prostu staje.

Oprócz energii i rodzaju prądu bardzo duże znaczenie ma kierunek jego przepływu. Najmniej groźnie jest, gdy przepływa w formie tzw. porażenia krokowego. Czyli gdy ktoś idzie i akurat ma jedną nogę w wykroku, więc między jedną a drugą nogą jest różnica potencjałów - wtedy prąd przepływa między nimi, a więc nie "zahacza" o ważne dla życia człowieka narządy. Inna sytuacja jest, jeśli np. ktoś trzyma łańcuch albo mokrą linę. Wtedy prąd przechodzi między jedną ręką a nogą, albo jedną a drugą ręką - to jest dużo gorszy wariant, bo na linii prądu jest serce.

WP: A najgorszy z możliwych wariantów?

- Gdy piorun uderza w głowę lub jej okolice, potem biegnie najlepiej przewodzącymi tkankami, czyli przez krew i naczyniami krwionośnymi aż do serca i uchodzi do podłoża przez którąś z kończyn dolnych. Wówczas człowiek traci przytomność i wyłącza się ośrodek oddechowy w mózgu, a serce zatrzymuje się.

Czasami zdarzają się bardzo dramatyczne sytuacje, w których po kilkudziesięciu sekundach serce spontanicznie zaczyna z powrotem bić, ale blokada ośrodka oddechowego powoduje, że oddech nie wraca. Serce już bije, ale człowiek nie może oddychać. W niektórych przypadkach człowiek na krótko odzyskuje więc przytomność, ale dochodzi do uduszenia.

WP: Tak dramatyczne przypadki widział pan na własne oczy?

- Tak. Bywało, że wraz z innymi ratownikami docierałem na miejsce, a osoby porażone już nie żyły. Na miejscu nie mamy jednak możliwości sprawdzenia dokładnej przyczyny śmierci ani sekwencji zdarzeń.

WP: Akcje, które głęboko zapadły panu w pamięci. Na pewno takie są - prawda?

- Z ostatnich lat były takie dwie.

Ludzie już schodzili i wydawałoby się, że są we w miarę bezpiecznym miejscu - nie na grani, ale dochodzili do granicy lasu. Wtedy doszło do porażenia piorunem. Jedna osoba została uderzona nim bezpośrednio, a druga przez tzw. porażenie boczne, czyli odgałęzienie ładunku głównego. Z tej dwójki jedna osoba nie przeżyła. Druga straciła przytomność - doznała bardzo rzadkiego powikłania w postaci porażenia dolnej części ciała. Nie była w stanie wstać, podejść do plecaka, w którym znajdował się telefon, i wezwać pomocy. W kilka minut się jednak przeczołgała i powiadomiła TOPR o zdarzeniu. Na szczęście przeżyła. Gdy dotarliśmy na miejsce, podjęliśmy reanimację osoby bezpośrednio trafionej piorunem - dla niej było już jednak za późno.

WP: A druga sytuacja...

...skończyła się bardziej szczęśliwie.

Wezwano nas do osoby porażonej piorunem, która przeżyła, ale bała się ruszyć. Ktoś, kto choć raz był w górach w czasie burzy, wie, że to ciągły łomot, echo i błyski. Rzadko kto w czasie burzy z piorunami decyduje się na to, aby się w ogóle podnieść - ludzie kucają, leżą, chowają się jak przy artyleryjskim ostrzale.

Akurat ta osoba przeżyła bezpośrednie uderzenie piorunem. Miała wyraźne znamiona uderzenia w okolicy skroni, spalone włosy, zniszczone ubrania. Część ładunku elektrycznego przeniknęła do wnętrza organizmu, bo później widać było tego następstwa. Jednak większość prądu przepłynęła po powierzchni ciała powodując oparzenia od biżuterii i osmalenia skóry. Na szczęście porażenie nie zatrzymało serca.

WP: Doszedł pan na miejsce i?

- Było tuż po burzy. W tym miejscu nagromadzenie ładunków elektrycznych było jednak tak duże, że włosy na głowach nam stawały. Towarzyszyło temu bardzo niepokojące, delikatne swędzenie całego ciała. Wciąż było też słychać syk prądu. Uciekaliśmy stamtąd jak najszybciej. Poszkodowaną zabraliśmy jak najniżej od grani, aby uniknąć ryzyka. Udało się.

WP: Taka naelektryzowana strefa może przyciągać kolejne wyładowania?

- Sam piorun jest przeskokiem ładunku elektrycznego miedzy chmurą a ziemią. Poza klasycznymi sposobami porażenia - jak bezpośrednim, bocznym, kontaktowym, krokowym - opisano też piąty mechanizm. W ostatnich latach okazało się, że zanim dojdzie do przeskoku energii z chmury, to z naelektryzowanej ziemi podnosi się tzw. streamer (piorun oddolny). Okazało się też, że człowiek może zostać porażony także tym ładunkiem, który "wyrasta z ziemi".

WP: Przeżyć uderzenie to jedno, ale wrócić do zdrowia jest trudno?

- Tak, bo ludzie mają później syndrom stresu pourazowego. Są jak żołnierze, którzy wracają z misji wojennych z Iraku albo ludzie, którzy mieli ciężki wypadek. Rażenie piorunem to koszmarne przeżycie.

WP: W momencie trafienia automatycznie traci się przytomność?

- Nie zawsze. Jeśli nie dochodzi do utraty świadomości w wyniku samego uderzenia piorunem, to często następuje to po upadku.

Nawet jeśli piorun uderza nie bezpośrednio, ale w bliskiej odległości, to jest bardzo groźny. Temperatura wewnątrz kanału, w którym biegnie piorun, może przekraczać temperaturę powierzchni Słońca. To powoduje falę uderzeniową jak przy wybuchu i bardzo często odrzuca osoby, które znajdują się w pobliżu. Wtedy walczymy nie tyle z efektem samego porażenia, ale ze skutkami urazu mechanicznego. A to są góry - obrażenia po upadku mogą być śmiertelne.

Czasami też dochodzi do sytuacji, że gwałtowny skurcz mięśni spowodowany porażeniem jest tak duży, że pęka np. kość piszczelowa albo obie kości podudzia.

WP: W momencie porażenia piorunem człowiek staje się słupem soli, który jest dodatkowo odrzucany falą uderzeniową?

- Można tak powiedzieć.

WP: A skąd charakterystyczne Figury Lichtenberga, które przypominają tatuaże?

- Czerwone, czasami bordowe - wyglądają jak kwiaty na skórze, ale nie są oparzeniem. Są za to bardzo charakterystycznym znamionem porażenia piorunem. Dlatego też, jeśli nie jesteśmy pewni, co się komuś stało, a widzimy te figury na skórze, to już wiemy: piorun.

WP: Jak powstają?

- Strumienie ładunków elektrycznych rozprzestrzeniają się w skórze i powodują rozszczelnienie naczyń krwionośnych. Wynaczynione płyny ustrojowe układają się w charakterystyczny sposób. Figury Lichtenberga nie powodują jednak żadnych poważnych dolegliwości - zanikają po kilku-kilkunastu godzinach od porażenia.

Inne obrażenia to oparzenia, bo czasami piorun zapala ubrania. Biżuteria, klamra w pasku czy łańcuszek na skutek przepływu prądu błyskawicznie się nagrzewają. Raz widziałem, jak łańcuszek wtopił się w skórę tak głęboko, że można go było usunąć tylko chirurgicznie - lekarze nacinali skórę, bo był wtopiony w ciało.

WP: Można wyjść bez szwanku z uderzenia piorunem?

- Tak. Ponad 70 proc. ludzi przeżywa, ale z różnymi skutkami.

WP: Które zostają na całe życie?

- Zespół stresu pourazowego jest bardzo trudny do leczenia. Wymaga stałej pomocy psychologicznej, psychiatrycznej i czasami leków.

WP: A inne?

- Niedosłuch albo wręcz głuchota - ona wynika albo z uszkodzenia błony bębenkowej, lub z uszkodzenia samego ośrodka słuchu w mózgu.

Niedowidzenie z powodu zaćmy, która rozwija się dość późno, bo po nawet po kilku miesiącach.

Ofiary porażeń mogą skarżyć się też też na niedoczucia albo przeczulicę niektórych okolic skóry.

WP: Może się tak zdarzyć, że osobowość człowieka się zmienia?

- Raczej na skutek stresu pourazowego.

WP: To tabu czy mit, że funkcje seksualne człowieka mogą zostać ograniczone po rażeniu piorunem?

- Nie spotkałem się z takim powikłaniem porażenia, w literaturze takie przypadki się jednak spotyka. Porażenie krokowe - w sumie wydawałoby się najbardziej łagodna forma porażenia - sprawia, że prąd płynie od jednej nogi do drugiej, a więc przez genitalia. Upośledzenie funkcji seksualnych jest więc teoretycznie możliwe.

WP: Zawodowo zajmuje się pan porażeniami piorunami?

- Miałem do czynienia z porażeniami i na miejscu zdarzenia i w szpitalu. Od kilkunastu lat zbieram dokumentację o porażeniach w Tatrach.

WP: Jaki obraz się z niej wyłania?

- Porażenie piorunem jest nieprzewidywalne.

Mamy do czynienia z mało poznanymi i wręcz mistycznymi zjawiskami i nigdy nie możemy mieć pewności, że nie zostaniemy trafieni. Zasady zapobiegania porażeniom są z oczywistych przyczyn bardzo ogólne. Przestrogi bywają oparte tylko na doświadczeniach, ale nie mają naukowych podstaw. Jeśli jest burza, to najbezpieczniejszym miejscem jest wnętrze obiektu, który ma instalację odgromową.

WP: Telefony komórkowe, jak się często mówi, przyciągają pioruny?

- To mit.

WP: Pan był kiedyś w sytuacji o krok od porażenia piorunem?

- W górach w czasie burzy jest taki łomot, że czasami wydaje się: piorun uderzył 10 metrów obok. A to był kilometr albo tuż obok.


Wyż znad Rumunii zapewni nam jutro słoneczną aurę. Niestety pogoda nie wszędzie dopisze. Synoptycy ostrzegają przed popołudniowymi, gwałtownymi burzami. Sprawdź najnowszą prognozę pogody.

Obraz
© (Infografika: WP/Marta Sitkiewicz)
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (58)