Dr Radosław Markowski: wynik wyborów samorządowych nie przesądza wyborów parlamentarnych
Na podstawie wyników wyborów samorządowych nie można przewidywać, co się stanie w wyborach parlamentarnych - podkreśla politolog dr Radosław Markowski. Przypomina, że w wyborach samorządowych i parlamentarnych bierze udział zupełnie inny elektorat. Ekspert oceniał także rozbieżności pomiędzy wynikami sondażowymi a oficjalnymi.
23.11.2014 16:45
W sobotę późnym wieczorem PKW podała wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich. Jak się okazało, PO zwyciężyło w ośmiu województwach, PiS - w sześciu, a PSL - w dwóch. W skali kraju PO uzyskała 179 mandatów, PiS - 171, PSL - 157. Procentowo najwięcej głosów oddano jednak na PiS - 26,85 proc., PO miała 26,36 proc., a PSL uzyskało 23,68 proc.
Dr Radosław Markowski z Instytutu Studiów Politologicznych PAN wskazał jednak w rozmowie z PAP, że nie należy wyników rozpatrywać w ten sposób, ponieważ nie ma żadnego ciała ogólnonarodowego, do którego by wybierano tych 179 czy 171 radnych, mandaty te dzielą się 16 województw.
- Nie można uogólniać, ponieważ trzeba pamiętać, że nie były to wybory ogólnokrajowe, nie ma żadnego zgromadzenia ogólnonarodowego reprezentantów sejmików, więc mówienie o ogólnonarodowym wyniku jest nonsensowne. Niezależnie od tego, czy mówimy o procentach i wtedy powtarzamy, że po raz pierwszy wygrał PiS, czy mówimy o mandatach i wtedy mówimy, że po raz 10. wygrała PO. To nie ma żadnego sensu. Sens ma mówienie, kto wygrał np. w Gdańsku, Rzeszowie czy Łodzi, bo to tam dokonywaliśmy wyborów - przypomina politolog.
Wskazuje, że wybory samorządowe to "wybory w liczbie mnogiej": chodzi o mnóstwo różnych wyborów gminnych, powiatowych, wojewódzkich, wielkomiejskich itp. - Nie było żadnych ogólnonarodowych wyborów w Polsce. Wybierano do różnych miejsc i w różnych miejscach różne ugrupowania wygrywały. Na Podkarpaciu zdecydowanie PiS, na Dolnym Śląsku zdecydowanie PO, w województwie warmińsko-mazurskim czy świętokrzyskim - PSL - przypomina Markowski.
Poza tym, jak podkreśla, z różnych badań wiadomo, że osoby, które chodzą do wyborów samorządowych i te, które biorą udział w wyborach parlamentarnych, to nie jest ten sam elektorat. - Wszyscy, ci którzy próbują wyciągać wnioski i przewidywać na tej podstawie, co się stanie w wyborach parlamentarnych, nie wiedzą, co mówią - przekonuje ekspert.
Zwraca również uwagę, że PiS nie startował sam, ale jako koalicja trzech partii prawicowych. - Oczywiście był tam głównym elementem, ale tam byli też Gowin i Ziobro, którzy jeszcze pół roku temu mieli po 3-4 proc. w sondażach. Więc to koalicja partii prawicowych dostała te 26,85 proc., a z drugiej strony jest koalicja partii PO-PSL, która dostała w sumie grubo ponad 50 proc. głosów i tak na ten wynik trzeba patrzeć. Więc jeśli chcemy sobie odpowiedzieć, kto będzie rządził w sejmikach lub wielkich miastach, to wiemy, że w zdecydowanej większości miejsc w kraju i w największych miastach będzie to ta koalicja, która w tej chwili rządzi - mówi Markowski.
Różnice wyników wyborów i sondaży
Pytany o rozbieżności pomiędzy wynikami sondażowymi a oficjalnymi, podkreśla, że przeprowadzenie sondaży typu exit poll w przypadku wyborów samorządowych jest niezwykle trudne. - O ile w wyborach prezydenckich i parlamentarnych w miarę nam się udają, o tyle w wyborach samorządowych raczej nie - tak było i cztery lata temu, i osiem lat temu, i wcześniej - przypomina.
Jego zdaniem różnice w granicach 3-4 proc. nie są niczym zaskakującym, natomiast zaskoczeniem w jego ocenie jest wynik PSL. - Tu ewidentnie należy się postarać o badania, żeby sprawdzić, co się tak naprawdę stało. Nie sądzę, żeby tam miało miejsce coś nielegalnego. Moja wstępna hipoteza jest taka, że elektorat wiejski, który poprzednio głosował na PO, a było go w 2007 r. bardzo dużo, nagle uznał, że ta narracja, którą prezentuje koalicjant jest lepsza i bardziej bierze pod uwagę sprawy lokalne - sugeruje Markowski.