Dr Piotr Gontarczyk: ''Trzeba dokończyć ekshumację w Jedwabnem''
• Dr Piotr Gontarczyk twierdzi, że sprawa mordu w Jedwabnem wciąż nie jest do końca wyjaśniona
• Badacz podkreśla, że ustalenia Jana Tomasza Grossa są dalekie od rzetelności naukowej, co pokazały analizy innych historyków
• Zdaniem historyka, kluczowym zadaniem jest w tej sytuacji dokończenie przerwanej ekshumacji
''Ponieważ mord w Jedwabnem trafił do kultury masowej (film 'Pokłosie' Władysława Pasikowskiego), wymaga bardzo dokładnego zbadania. A dotychczas nie wyjaśniono jego okoliczności i przebiegu'' – pisze w najnowszym numerze ''wSieci'' (nr 27/2016) dr Piotr Gontarczyk.
W artykule ''Co dalej z Jedwabnem'' historyk przypomina, że sprawa mordu jedwabieńskiego po raz pierwszy ujrzała światło dzienne na kartach książki ''Sąsiedzi'' Jana Tomasza Grossa. Według Grossa Niemcy zaproponowali polskim mieszkańcom Jedwabnego wymordowanie żydowskiej społeczności miasteczka. Polacy mieli się na to ochoczo zgodzić, podpisano nawet stosowną umowę. W stodole zamknięto ok. 1600 osób, a budynek podpalono. ''Wcześniej – relacjonuje ustalenia Grossa dr Gontarczyk - miały rozgrywać się dantejskie sceny: pojedyncze morderstwa poprzez kamienowanie, gwałcenie Żydówek, gdzie indziej jakiejś Żydówce 'goje' obcięli głowę i grali nią jak piłką''. Niemcy mieli tylko i wyłącznie biernie się temu przyglądać oraz robić fotodokumentację.
Dr Gontarczyk podkreśla, że już od samego początku pojawiły się wątpliwości dotyczące wiarygodności niektórych ustaleń autora ''Sąsiadów''. ''Widoczny był choćby manipulatorski opis stosunków polsko-żydowskich pod okupacją sowiecką i ich konsekwencji dla nastrojów po wkroczeniu Niemców'' – pisze historyk. Nie zgadzała się część faktów. Na przykład, wyjaśniła się sprawa rzekomej współodpowiedzialności za mord biskupa łomżyńskiego Stanisława Łukomskiego. Na kilka dni przed mordem miała go odwiedzić delegacja jedwabieńskich Żydów, która – wręczywszy mu srebrne lichtarze – miała go prosić o opiekę. Duchowny rzekomo przyjął podarek, ale niby nie wywiązał się z zobowiązania – powstrzymania pogromu. Dociekanie historyczne jednak wykazało, że biskup wrócił do swojego pałacu dopiero w sierpniu 1941 r., bo wcześniej ukrywał się przed Sowietami. Żadnej żydowskiej delegacji nie mógł więc przyjąć, ani również w jakikolwiek sposób przeciwdziałać mordowi, który miał miejsce 10 lipca.
Skala wątpliwości zaczęła rosnąć, gdy wiosną 2001 r. inni historycy wzięli pod lupę materiał archiwalny, który stał się podstawą ''Sąsiadów''. ''Okazało się, że podstawowe fakty opisane w książce często są zniekształcone albo całkowicie nieprawdziwe. Jasne było, że to Niemcy zorganizowali zbrodnię i odegrali w niej istotną rolę'' – zauważa historyk.
Zakwestionowany został również masowy udział Polaków w zbrodni. ''Polacy zachowywali się różnie: jedni wzięli udział w mordzie (najprawdopodobniej kilkunastu), inni zostali przymuszeni do udziału w zganianiu Żydów siłą, niektórzy ratowali Żydów'' – pisze dr Gontarczyk.
Ponadto, historycy wykazali również, że najbardziej drastyczne opisy z książki Grossa zostały zaczerpnięte z zeznań dwóch żydowskich świadków, Eliasza Grądowskiego i Abrama Boruszczaka. Okazało się jednak, że w 1940 r. Grądowski został zesłany na Syberię, a Boruszczak nigdy w Jednwabnem nie mieszkał. ''Oba zeznania – pisze dr Gontarczyk – są bardzo podobne i można postawić hipotezę, że zosytały spreparowane w UB […]''.
Za ''niewybaczalny błąd'' uznał polski historyk przerwanie badań terenowych prowadzonych przez IPN na miejscu zbrodni. Jednocześnie podkreślił, że szacunkowe wyliczenia pokazały, że spalonych Żydów nie było 1600 (jak chciał Gross), ale ok. 300.
Jednak, zdaniem dr. Gontarczyka, wszystkie te ugruntowane w materiale historycznym wątpliwości, wydają się nie spędzać snu z powiek wielu historykom, którzy nadal bezkrytycznie przyklaskują narracji Grossa.
W końcowej części artykułu historyk pisze, że ''należałoby rzeczowo zbilansować, co naprawdę wiemy o modzie w Jedwabnem'', ''rozpocząć działania edukacyjne w kraju i za granicą''. Artykuł kończy postulatem: ''przede wszystkim jednak trzeba dokończyć ekshumację, bez której poważniejsza debata jest nierzeczowa''. Widzi w tym ''jedno z ważniejszych zadań, jakie powinno stanąć przed nowym kierownictwem IPN''.