PolitykaDr Łukasz Kamiński dla WP: postać Ryszarda Siwca trafia bardziej do sumień niż do serc. Zmusza do refleksji

Dr Łukasz Kamiński dla WP: postać Ryszarda Siwca trafia bardziej do sumień niż do serc. Zmusza do refleksji

- Jestem przekonany, że samospalenie Ryszarda Siwca może i dziś poruszać oraz prowokować do zadawania ważnych oraz trudnych pytań - co jest dla nas ważne, czy istnieje jeszcze coś, za co bylibyśmy zdolni oddać swoje życie? Wydaje się, że jego postać trafia bardziej do sumień niż do serc. Mniej porywa, a bardziej zmusza do refleksji - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, w 48. rocznicę samospalenia Ryszarda Siwca, historyk, były prezes Instytutu Pamięci Narodowej, dr Łukasz Kamiński. - Jego spuścizną jest przesłanie zawarte w manifeście. System komunistyczny w Europie upadł, ale ten dramatyczny krzyk "zwykłego, szarego człowieka", stojącego w obronie prawdziwych wartości oraz sprzeciwiającego się totalnemu złu jest ponadczasowy i nadal aktualny - dodaje.

Dr Łukasz Kamiński dla WP: postać Ryszarda Siwca trafia bardziej do sumień niż do serc. Zmusza do refleksji
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Bielecki
Przemysław Dubiński

WP: W styczniu 1969 roku całym światem wstrząsnęła wiadomość o śmierci czeskiego studenta Jana Palacha, który sam określił siebie jako "żywą pochodnię nr 1". Niewielu wówczas wiedziało, że w akcie protestu przeciwko agresji Układu Warszawskiego na Czechosłowację, wcześniej samospalenia dokonał Ryszard Siwiec. Czy było to pierwsze tak głośno i dobitnie powiedziane "nie" systemowi i ideologii komunizmu w bloku wschodnim?

Dr Łukasz Kamiński (historyk specjalizujący się w najnowszej historii Polski, były prezes IPN): Z pewnością była to pierwsza osoba w bloku wschodnim, która wybrała właśnie tę formę protestu. W polskiej historii znana była postać Karola Levittoux, który podczas carskiego śledztwa dokonał samospalenia, jednak przypadek Ryszarda Siwca był pod tym względem niezwykły i wyjątkowy. To on jako pierwszy zaprotestował w ten sposób przeciw interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji oraz sprzeciwił się systemowi komunistycznemu. O jego motywach dowiadujemy się z poruszającego przesłania nagranego przed śmiercią.

WP: Polska sekcja Radia Wolna Europa dopiero po kilku miesiącach poinformowała o wydarzeniach, które miały miejsce podczas dożynek na Stadionie X-lecia. Wcześniej uznano tę wiadomości i czyn Ryszarda Siwca za niewiarygodne. Dlaczego?

- Głównie dlatego, że w Europie była to niespotykana forma protestu. Ciężko było sobie wyobrazić, że osoba wychowana w chrześcijańskim kręgu cywilizacyjnym zdecydowała się na tak drastyczny krok. Oczywiście w latach '60 znane były przypadki samospalenia mnichów buddyjskich w Wietnamie, ale nie kojarzono tej formy protestu z państwami komunistycznymi na terenie Europy. Dopiero gdy świat dowiedział się o samospaleniu Jana Palacha uwierzono, że było to możliwe również w Polsce.

WP: Wydaje się, że polskie społeczeństwo również nie było wówczas gotowe na taki akt protestu. W filmie dokumentalnym "Usłyszcie mój krzyk" Macieja Drygasa naoczni świadkowie tych zdarzeń mówią wprost, że samospalenie Siwca było dla nich jak wypadek pociągu. Uprawnia to do postawienia pytania: czy Polacy w tamtym okresie podświadomie nie pogodzili się z ciemną stroną tego systemu?

- Pierwszą przyczyną odrzucenia przez świadków tej formy protestu było jej niezrozumienie. Większość z nich nie zdawała sobie sprawy, że był to akt politycznego sprzeciwu. Gdyby nagranie, które przygotował Ryszard Siwiec, przemycono na Zachód i zostało nagłośnione, to ludzie mogliby lepiej zrozumieć jego intencję. Mogłoby to zmienić ich postrzeganie jego czynu. Dopiero po wspomnianej już śmierci Jana Palacha ludzie w Europie dopuścili do siebie myśl, że można protestować w ten sposób. Warto również pamiętać, że nie był to protest sam w sobie. Samospalenie miało na celu wstrząśnięcie sumieniami rodaków. Jest jednak sporo prawdy w stwierdzeniu, że wielu Polaków w tamtym okresie pogodziło się z realiami jakie panowały czy wręcz przystosowało się do nich. Te czynniki miały duży wpływ na to, że protest Ryszarda Siwca nie przyniósł zamierzonych rezultatów, czyli nie wstrząsnął sumieniami na tyle, by pobudzić ludzi do oporu wobec komunizmu.

WP: Dożynki obserwowało wówczas 100 tysięcy ludzi, którzy szybko przeszli nad samospaleniem Siwca do porządku dziennego. Przedstawienie toczyło się dalej. Ludzie zapamiętali z tego dnia niebieskie niebo i fruwające gołębie, a nie palącego się w proteście człowieka. Ta sytuacja przypomina trochę jakiś rodzaj zbiorowej hipnozy. Dlaczego nikt nie mówił o tym wydarzeniu?

- To nie do końca jest tak, że zostało ono zupełnie niezauważone i przemilczane. Plotki o tym wydarzeniu krążyły po Warszawie, co wiemy chociażby z "Dzienników" Stefana Kisielewskiego. Odnotował on, że było to samospalenie w akcje protestu przeciw polityce Władysława Gomułki. Nie było wówczas jednak wiadome, że był to protest przeciwko interwencji Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Rzeczywiście większość wyparła jednak to zdarzenie ze swojej świadomości lub przyjęła najłatwiejsze wytłumaczenie, że był to incydent z udziałem niezrównoważonego psychicznie człowieka. Gdyby uznali, że był to manifest polityczny, to musieliby się zacząć zastanawiać: dlaczego człowiek był zdolny do takiego kroku, dlaczego wybrał tak ogromne cierpienie, w imię jakich wartości to zrobił? Odpowiedzi mogłyby natomiast prowokować ich do działania. Dlatego bezpieczniej było przyjąć wygodne rozwiązanie.

WP: Dziennikarz radiowy, który relacjonował wówczas dożynki przyznał, że nie rozumie dlaczego Siwiec podpalił się w trakcie tańców ludowych, a nie np. podczas przemówienia któregoś z dygnitarzy. W jego opinii przez to protest był nieskuteczny. Inni doszukują się w momencie samospalenia symbolicznego tańca chochołów. Wybranie tego momentu było przemyślane, czy był to raczej impuls?

- Tego nie wiemy. O ile bowiem same przygotowania Ryszarda Siwca są bardzo dobrze znane, to dlaczego wybrał akurat ten moment możemy się jedynie domyślać. Warto zwrócić uwagę, że dokonał on samospalenia nie w miejscu, na które miał bilet, tylko w sektorze znajdującym się na przeciw loży honorowej. Chciał w ten sposób, by jego protest został zauważony przez najwyższe władze PRL. Musiał w tym celu przebyć prawie połowę stadionu. Jedna z hipotez zakłada, że zrobił to akurat w czasie przemówień dygnitarzy.

Obraz
© (fot. PAP)

- Druga hipoteza zakłada, że Siwiec w pewnym sensie bił się z własnym sumieniem. Wiedział, że samospalenie jest niezgodne z jego wierzeniami i poglądami. Wiemy, że przed tym wydarzeniem był dwukrotnie u spowiedzi świętej. Być może w ostatniej chwili targały też nim pewne wątpliwości? Obecnie możemy się jedynie zastanawiać, a odpowiedzi na to pytanie nie poznamy już nigdy.

WP: Samospalenie Siwca, jak już pan wspomniał, miało na celu poruszenie sumienia Polaków i całego bloku wschodniego. We wzruszającym i bardzo emocjonalnym orędziu apelował: "Ludzie, którzy nie zapomnieliście jeszcze najpiękniejszego słowa na ziemi - matka! Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka uczuć ludzkich! Usłyszcie mój krzyk! Krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie! Opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!". Czy patrząc z perspektywy czasu, gdyby jego czyn został nagłośniony, to mógł być iskrą, która wywołałaby pożar w postaci fali protestów?

- Co do tego nie mamy żadnej pewności. Jestem jednak głęboko przekonany, że gdyby taśma z przesłaniem Ryszarda Siwca trafiła na Zachód i została nagłośniona, to ludzie nie pozostaliby na jego czyn obojętni. Dramatyzm uwieczniony w jego głosie oraz głębia przesłania mogłyby coś zmienić i poruszyć ludzi. Należy pamiętać, że był to już okres trwania w PRL permanentnego kryzysu. Protest Siwca miał miejsce niedługo po wydarzeniach Marca' 68, wkrótce nastąpił Grudzień '70. Społeczeństwo w pewnym sensie coraz bardziej dojrzewało do protestu, a samospalenie podczas dożynek mogło stać się czynnikiem, który by je do tego pobudził. Myślę, że wówczas ludzie nie pozostaliby na jego czyn obojętni, tak jak my teraz nie jesteśmy. Obecnie nie można jednak tego zweryfikować.

WP: Polacy po wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację byli bardzo negatywnie odbierani przez Czechów oraz Słowaków. Czy można powiedzieć, że poświęcenie Ryszarda Siwca miało wpływ na nasze dalsze relacje?

- Niewątpliwie tak, choć trzeba przyznać, że dokonało się to dopiero po upadku systemu komunistycznego. Wcześniej na wydarzeniach z 1968 roku ciążyła pamięć o tragedii z Jiczyna, gdzie pijany polski żołnierz zastrzelił dwie osoby, raniąc przy tym szereg innych. Gdy postać Ryszarda Siwca została spopularyzowana przez czeskiego historyka Petra Blažka, miało to ogromne przełożenie na obraz i postrzeganie Polaków. Czesi oraz Słowacy zrozumieli, że odpowiedzialne za zło były władze komunistyczne, a nie Polacy, którzy nie mieli na te wydarzenia żadnego wpływu. Dziś wiemy, że to Władysława Gomułka był orędownikiem czechosłowackiej interwencji i namawiał Leonida Breżniewa, by ten rozprawił się z praską wiosną. Postać Ryszarda Siwca przyczyniła się do tego, że obecnie nie obwinia się Polaków za tamte wydarzenia.

WP: Po podpaleniu Ryszard Siwiec żył jeszcze przez 4 dni. W tym czasie był stale inwigilowany oraz podsłuchiwany. Skrupulatnie notowano, kto go odwiedza...

- To tylko pokazuje jak ówczesny, wydawałoby się wszechwładny system, bał się takich ludzi. Chciano się dowiedzieć: jakie były jego motywy, kto go skłonił do tego czynu, czy ma jakichś współpracowników? Ze strachu rozpowszechniano również plotki, że Siwiec był pijany i niezrównoważony psychicznie.

WP: Z czego wynikał ten strach ówczesnych władz PRL?

- Był to strach przed siłą wartości. Komuniści wiedzieli, że to, w co wierzył Ryszard Siwiec, mogło porwać ludzi. Wielkie idee są w stanie popchnąć do działania i wielkich czynów. Jak pokazała historia te obawy i strach ówczesnych władz nie były bezpodstawne i spełniły się w sierpniu 1980 roku, gdy w imię wspólnych wartości Polacy zjednoczyli się tworząc "Solidarność".

WP: Czy w tych okolicznościach można zaryzykować tezę, że nagłośnienie samospalenia Siwca mogłoby być bodźcem do przyspieszenia przemian społecznych i powstania ruchu na podobieństwo "Solidarności"?

- Takie rozważania są bardzo niewygodne i trudne dla historyka. Należy pamiętać, że "Solidarność" powstała w bardzo specyficznych okolicznościach. Istniała już zorganizowana opozycja, a Karol Wojtyła został wybrany na papieża. Mogę jedynie powtórzyć moje przekonanie, że nagłośnienie śmierci Ryszarda Siwca nie pozostawiłoby Polaków obojętnymi. Jakie pociągnęłoby za sobą skutki, ciężko jest mi w tej chwili spekulować. Na pewno historia naszego kraju potoczyłaby się jednak inaczej, gdyby w 1968 roku za pośrednictwem Radia Wolna Europa Polacy mogli usłyszeć głos i przesłanie Ryszarda Siwca.

WP: W drodze do Warszawy Ryszard Siwiec wysłał też wzruszający list do żony, który przejęła SB. Małżonka dostała go dopiero po upadku komunizmu. Czytamy w nim m.in.: "Kochana Marysiu! Nie płacz! Szkoda sił, a będą ci potrzebne, jestem pewny, że po to dla tej chwili żyłem 60 lat, wybacz nie można było inaczej, po to żeby nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność, ginę. A to mniejsze zło - jak śmierć milionów, nie przyjeżdżaj do Warszawy, mnie już nikt, nic nie pomoże, dojeżdżamy do Warszawy, piszę w pociągu i dlatego krzywo. Jest mi tak dobrze, czuję taki spokój wewnętrzny, jak nigdy w życiu!". Czytając te słowa wydaje się niepojęte jak człowiek może wybrać tak okrutną śmierć, jako formę ostatecznego protestu przeciwko złu.

- Przypadek samospalenia Ryszarda Siwca, oprócz Jana Palacha, jest najlepiej udokumentowanym. Podobnych protestów było później w bloku wschodnim więcej. Szczególnie istotne są tu słowa "czuję taki spokój wewnętrzny, jak nigdy w życiu". Dzięki nim możemy próbować odpowiedzieć na pytanie: dlaczego ludzie decydowali się na tak drastyczny czyn? Ten list oraz przesłanie Ryszarda Siwca świadczą o tym, że uznał on, iż inaczej się nie da. Była to wówczas, w jego przekonaniu, jedyna metoda. Tak radykalny krok oraz ogromny ból, który sam sobie zadał, miały być tym, co poruszy sumienia otaczających go ludzi. Ta głęboka motywacja dawała mu zapewne poczucie spokoju wewnętrznego, o którym pisał. Dlatego wielka szkoda, że tak wielkie poświęcenie i jego protest zostały przemilczane. Na przykładzie Jana Palacha widać, że nagłośnienie podobnego protestu miało dalekosiężne skutki.

Obraz
© (fot. PAP)

WP: O jakich następstwach mówimy w przypadku Jana Palacha?

- Jego samospalenie i groźba, którą sformułował, że pojawią się jego naśladowcy, rzeczywiście pobudziła nową falę oporu wobec okupacji Czechosłowacji. Sam pogrzeb był półmilionową, milczącą manifestacją. Jan Palach potrafił zmobilizować ludzi, choć trzeba przyznać, że on również nie osiągnął swojego głównego celu, jakim było wycofanie wojsk Układu Warszawskiego z okupowanego kraju. Z pewnością można jednak powiedzieć, że jego czyn wstrząsnął wówczas sumieniami.

WP: "Coś ty zrobił?! I po coś to zrobił?!" - to pierwsze myśli żony Ryszarda Siwca, po tym jak dowiedziała się o śmierci męża. "Bóg, honor, rodzina" - to z kolei jego hierarchia wartości. Bliskim na pewno bardzo trudno było zrozumieć i zaakceptować jego decyzję.

- Rodzina dopiero z czasem odkrywała znaczenie jego czynu. Pierwszą reakcją był ból, szok i niedowierzanie. W tych okolicznościach, to naturalne. Pamiętajmy też, że przez pierwsze lata nie było widać owoców tego heroicznego protestu. One zaczęły się pojawiać dużo później, gdy samospalenie Ryszarda Siwca zaczęło inspirować ludzi i stało się ważnym momentem w rozmowach polsko-czesko-słowackich. Na pewno bardzo trudno było zrozumieć jego postawę. Ten proces ułatwił zapewne list wysłany do żony, który dotarł do niej dopiero w wolnej Polsce. Myślę, że zrozumienie tej bardzo trudnej prawdy przyszło z czasem.

WP: Jak wyglądało życie rodziny Siwców, po proteście ojca?

- Rodzina znalazła się w bardzo trudnym położeniu. Nie miała środków do życia, gdyż to Ryszard Siwiec głównie ją utrzymywał. Była również izolowana. Jeden z jego synów zaangażował się w działalność opozycyjną, co skutkowało później działaniami ze strony władz.

WP: Pamięć o poświęceniu Ryszarda Siwca długo była przemilczana i zapomniana. Pierwsza upomniała się o nią rodzina wydając w 1981 roku broszurę z jego przesłaniem. Później historię przypomniał wspomniany już Macieja Drygas. Nie ma pan wrażenia, że zbyt długo trzeba było na to czekać, a Siwiec to zagubiony polski bohater?

- Film Macieja Drygasa powstał w 1991 roku i miał bardzo duży rezonans. Problemem było jednak to, że reżyser miał tylko częściowy dostęp do dokumentów SB. Brakowało mu więc źródeł do badania historii Ryszarda Siwca. Myślę, że gdyby Instytut Pamięci Narodowej powstał wcześniej, niż w 2000 roku, to jego postać byłaby dużo wcześniej i lepiej znana Polakom. Jest on bez wątpienia jednym z zapomnianych bohaterów, którzy stopniowo wychodzą z mroku niepamięci. Obecnie jego czyn jest już nawet opisywany w niektórych podręcznikach szkolnych i myślę, że ten proces idzie w dobrą stronę. Rzeczywiście dziwić może jednak fakt, że nawet w czasach "Solidarności" tak mało mówiono o nim, a broszura wydana przez rodzinę przeszła praktycznie bez echa. Być może uznano, że to nie jest aktualna wówczas forma protestu. "Solidarność" starała się bowiem nie stosować przemocy i radykalnych rozwiązań.

WP: Siwiec został pośmiertnie odznaczony najwyższymi orderami w Czechach, Polsce oraz na Słowacji. Kolejność wymienienia tych państw odpowiada chronologii przyznawania wyróżnień. Dziwić może fakt, że Polska dopiero jako druga upomniała się i doceniła swojego bohatera...

- Ten kontekst można niestety rozszerzyć o fakt, że to czeski historyk jako pierwszy opisał postać Ryszarda Siwca. Był to wspomniany już Petr Blažek. Być może wynika to z tego, że nie potrafimy docenić naszych bohaterów, a Czesi potrafią docenić to, co dla nich zrobili inni. Zresztą nie tylko Siwiec został przez nich wyróżniony, ale również pozostałe osoby z bloku wschodniego, które protestowały przeciwko interwencji w Czechosłowacji. Myślę, że jest to coś, czego moglibyśmy się od Czechów uczyć. Wydaje się, że Polacy wciąż niedostatecznie doceniają to, jak wielka była skala solidarności z naszym krajem, po wprowadzeniu stanu wojennego.

Obraz
© (fot. PAP)

WP: Znamienne, że rodzina Ryszarda Siwca nie zgodziła się, by odebrać Krzyż Komandorski Odrodzenia Polski z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Wręczenie nastąpiło dopiero za kadencji Lecha Kaczyńskiego.

- Ten fakt nie może dziwić. Rodzina człowieka, który poświęcił własne życie w proteście przeciwko systemowi komunistycznemu, nie chciała po prostu odbierać odznaczenia z rąk byłego działacza partii. W tym kontekście Lech Kaczyński był człowiekiem bardziej odpowiednim, gdyż wywodził się z tradycji ludzi wyznających podobne ideały i wartości.

WP: Czy dla współczesnych Polaków postać Ryszarda Siwca może stać się takim nośnikiem dumy i wartości jak np. Powstańcy Warszawscy czy Żołnierze Wyklęci?

- Nie sądzę, by odrodzenie pamięci o Ryszardzie Siwcu na taką skalę, jak ma to miejsce w przypadku Powstania Warszawskiego czy Żołnierzy Wyklętych, było możliwe. W tamtych przypadkach mamy przedstawicieli całego pokolenia. W przypadku Siwca należy pamiętać natomiast, że mówimy o jednostce. Jestem jednak przekonany, że jego czyn może i dziś poruszać oraz prowokować do zadawania ważnych oraz trudnych pytań - co jest dla nas ważne, czy istnieje jeszcze coś, za co bylibyśmy zdolni oddać swoje życie? Wydaje się, że postać Ryszarda Siwca trafia bardziej do sumień niż do serc. Mniej porywa, a bardziej zmusza do refleksji.

WP: Jakie miejsce w polskiej i światowej historii powinien zająć Ryszard Siwiec? Czy rangę jego czynu można z czymś porównać?

- Niewątpliwie postać Ryszarda Siwca jest znana w Czechach, Polsce i na Słowacji. Nie można jednak mówić o tym, że jest rozpoznawalny na całym świecie. Jego czyn z pewnością może być porównywany choćby z dość powszechnie znanym protestem Jana Palacha.

WP: Ryszard Siwiec był przekonany o tym, że komunizm upadnie. W swoim przesłaniu padają piękne słowa: "pytam: dlaczego jesteście pewni, że właśnie wam tylko i jedynie wam w ciągu całych dziejów ludzkości uda się zbudować i utrzymać imperium oparte na przemocy, krzywdzie i niesprawiedliwości? Dlaczego sądzicie, że właśnie wam uda się zabić idee, prawdę, wolność, szlachetność, wieczne dążenie człowieka do czegoś większego, lepszego?" Jak pokazała historia miał rację.

- Choć jego czyn został początkowo przemilczany i nie przyniósł oczekiwany efektów, to jednak ostatecznie Ryszard Siwiec zwyciężył. Jego poświęcenie nie poszło na marne. Zwycięstwo na pewno odniosły wartości, za które zdecydował się poświęcić własne życie.

WP: To największa spuścizna Ryszarda Siwca?

- Tak. Jego najważniejszą spuścizną jest przesłanie zawarte w manifeście. System komunistyczny w Europie upadł, ale ten dramatyczny krzyk "zwykłego, szarego człowieka", stojącego w obronie prawdziwych wartości oraz sprzeciwiającego się totalnemu złu jest ponadczasowy i nadal aktualny.

* Ryszard Siwiec (ur. 7 marca 1909 w Dębicy, zm. 12 września 1968 w Warszawie) - żołnierz AK, filozof, księgowy z Przemyśla. Protestując przeciwko inwazji na Czechosłowację dokonał 8 września 1968 samospalenia w czasie ogólnokrajowych dożynek na Stadionie X-lecia w Warszawie w obecności szefów partii, dyplomatów i 100 tysięcy widzów. W 2001 prezydent Republiki Czeskiej, Václav Havel przyznał pośmiertnie Ryszardowi Siwcowi order Tomáša Masaryka pierwszej klasy. 19 sierpnia 2003 został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. 4 września 2006, w dniu święta narodowego Słowacji, ambasador tego kraju František Ružička przekazał na ręce Wita Siwca, syna zmarłego, nadany pośmiertnie Order Podwójnego Białego Krzyża III klasy. 8 września 2016 roku mija 48. rocznica jego samospalenia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (174)