Dożywocie dla zabójcy dziewczynki z Góry Kalwarii
Na karę dożywotniego więzienia skazał w środę Sąd Okręgowy w Warszawie 24-letniego Piotra M. oskarżonego o zabójstwo 12-letniej Ani z Góry Kalwarii. Sąd zdecydował także, że o warunkowe zwolnienie skazany będzie mógł ubiegać się po 50 latach. Wyrok nie jest prawomocny.
Do tragedii doszło w styczniu 2004 r. Piotr M. był znajomym rodziców dziewczynki, grał nawet z jej ojcem w amatorskiej drużynie piłkarskiej. Prawdopodobnie dlatego Ania wpuściła go do mieszkania pod nieobecność rodziców.
Według ustaleń śledztwa, Piotr M. zagroził dziewczynce nożem i ta dała mu pieniądze - ok. 50 euro. Później zgwałcił ją, skrępował i udusił kablem. Następnie próbował podpalić jej ciało, aby zatrzeć ślady zbrodni. Odkręcił też kurki z gazem, licząc na wybuch. Z mieszkania zabrał skórzaną kurtkę i trochę biżuterii - wszystko o wartości ponad 2 tys. zł. W czasie popełnienia zbrodni był pod wpływem narkotyków. Policja zatrzymała go po roku od zabójstwa. Przyznał się do winy.
Czy kara 15 lub 25 lat pozbawienia wolności byłaby karą słuszną? Nie. Byłyby to kary rażąco łagodne. Jedyny możliwy wyrok to dożywotnie pozbawienie wolności - powiedział w uzasadnieniu przewodniczący składu sędziowskiego Marek Walczak. Jego zdaniem również ustawowy termin 25 lat, po których przy wyroku dożywocia skazany może się ubiegać o warunkowe zwolnienie byłby niesprawiedliwy. Dlatego podwoił go do 50 lat.
Oskarżony wybrał na swoją ofiarę dziecko. Dziecko, które znał. Po uzyskaniu korzyści majątkowej dopuścił się na tym dziecku gwałtu. By uniknąć odpowiedzialności, zabił je i podpalił. To wielki balast zła - powiedział sędzia.
Przypomniał, że fakt iż oskarżony działał pod wpływem narkotyków nie jest w świetle prawa okolicznością łagodzącą i skoro Piotr M. sam wprowadził środki odurzające do organizmu, nie może powoływać się na stan niepoczytalności.
Po zakończeniu procesu ojciec Ani, który na każdą rozprawę przychodził w koszulce ze zdjęciem zamordowanej córki, powiedział dziennikarzom, że "bał się dzisiejszego dnia". Nie wiedziałem, czy wyrok będzie taki, na jaki zasłużył ten okrutny człowiek. Jeśli wyszedłby po 25 latach, mógłby jeszcze komuś zrobić krzywdę - powiedział. Dodał, że mimo iż wyrok jest surowy, nie czuje ulgi. Pewnych rzeczy nie da się odwrócić. Ja i moja rodzina już nigdy nie będziemy cieszyć się Anią. Zostały nam tylko wspomnienia - stwierdził.
Proces Piotra M. trwał miesiąc. Do końca lipca, czyli do momentu uprawomocnienia się wyroku, Piotr M. zostanie w areszcie. W tym czasie będzie mógł odwołać się od wyroku. Jego obrońca mec. Mikołaj Pietrzak pytany czy będzie składał apelację powiedział, że "prawie na pewno, jeśli będzie tego chciał jego klient".