Dorn: powołać zespół do zbadania rewelacji "Wprostu"
Należy w trybie pilnym zwołać komisję sprawiedliwości i praw człowieka i że powinien zostać wyłoniony jakiś zespół. Na przykład z ludzi, którzy posiadają certyfikat dostępu do informacji niejawnych, który by poinformował komisje o tym, czy te rewelacje "Wprost" są prawdziwe, czy nie. Bo jeżeli są prawdziwe, to pojawia się kwestia oceny dotychczasowych działań prokuratury - powiedział poseł PiS Ludwik Dorn w "Salonie Politycznym" Trójki.
15.07.2003 | aktual.: 15.07.2003 12:36
Jolanta Pieńkowska: Panie pośle, dokładnie za tydzień sejmowa speckomisją zajmie się sprawą publikacji w "Życiu Warszawy". Czy powinna się na tym posiedzeniu zająć wczorajszą publikacją tygodnika "Wprost"?
Ludwik Dorn: Nie sądzę. W przypadku publikacji w "Życiu Warszawy" chodzi o dyskusję w komisji do spraw służb specjalnych, co należy zrobić, by zweryfikować hipotezę, że doszło do prowokacji ze strony jakiegoś organu państwa. W postaci na przykład przekazania dziennikarce fałszywego materiału, który nosił zewnętrzne cechy prawdziwości. I to, i tylko to ma być przedmiotem dyskusji w komisji służb specjalnych. Bo taką decyzję, z takim zapytaniem zwrócił się do komisji pan marszałek Borowski, który tą decyzję podjął w trakcie konwentu, a ja byłem uczestnikiem tego konwentu. Natomiast...
Jolanta Pieńkowska: Ale może pan sprawdzić, czy to, co publikował "Wprost" też nie jest prowokacją i czy nie jest prawdziwe?
Ludwik Dorn: Jeśli chodzi o publikację tygodnika "Wprost", to proszę zauważyć, że nikt z zainteresowanych, osób tam wymienionych, spośród kręgów politycznych, czy to pan poseł Dziewulski, czy były wicepremier Henryk Goryszewski, bo ten skład jest - można powiedzieć - ponadpartyjny, nie stawia tezy o prowokacji. Natomiast jeśli chodzi o kwestie prawdziwości, to w tej sprawie pośrednio, ale jednak wypowiedziała się Prokuratura Krajowa. Pan prokurator Napierski, proszę zauważyć, że w sprawie publikacji w "Życiu Warszawy", która to publikacja też powoływała się na zeznania świadka koronnego "Masy", żadne śledztwo w sprawie ujawnienia tajemnicy państwowej nie zostało wszczęte. My sądzimy i będzie w tej sprawie dzisiaj konferencja prasowa pana posła Wassermana, byłego prokuratora krajowego, że należy w trybie pilnym zwołać komisję sprawiedliwości i praw człowieka i że powinien zostać wyłoniony jakiś zespół. Na przykład z ludzi, którzy posiadają certyfikat dostępu do informacji niejawnych. Także tego
najwyższego szczebla, czyli informacji ściśle tajnych, który by poinformował komisje o tym, czy te rewelacje "Wprost" są prawdziwe, czy nie. Bo jeżeli są prawdziwe, to pojawia się kwestia oceny dotychczasowych działań prokuratury.
Jolanta Pieńkowska: No i ujawnienia tajemnicy państwowej.
Ludwik Dorn: Jeżeli są prawdziwe, to można powiedzieć, że ujawniono tutaj tajemnicę państwową w dobrym, związanym z dobrym publicznym interesem celu. Bo istotą nie jest to, chociaż oczywiście każda instytucja powinna dbać o szczelność. Ale istotą nie jest to, że ujawniono te fragmenty zeznań, tylko co z tego ujawnienia wynika. A z tego ujawnienia wynika tyle, że prokuratura celowo lekceważyła, spychała pod sukno, różnorodne polityczne wątki w sprawie mafii pruszkowskiej.
Jolanta Pieńkowska: Ale z drugiej strony mamy też wczorajsze oświadczenie prokuratora Napierskiego, że są prowadzone śledztwa w sprawie tych politycznych i biznesowych wątków afery gangu pruszkowskiego.
Ludwik Dorn: A co biedny prokurator Napierski miał powiedzieć. Powiedzieć, że nie są prowadzone, to już zupełnie by pogrzebał siebie i swoich mocodawców. Rzecz polega na tym, że ja mogę mówić to, co wiadomo publicznie. To, co ludzie znający tę sprawę zdecydowali sie ujawnić publicznie. Bo to jest moja jedyna wiedza na ten temat. Mogę odwołać się do tego, co publicznie mówił były minister sprawiedliwości Lech Kaczyński i prokurator krajowy pan poseł Zbigniew Wasserman, obaj politycy PiS-u. To znaczy, że i Lech Kaczyński, i Zbigniew Wasserman kiedy urzędowali w resorcie sprawiedliwości orientowali się, że sprawa wątków politycznych jest lekceważona, spychana na margines i chowana pod sukno. Została zwołana specjalna narada i wydane zalecenia, by tego nie robić. By zabrać się energicznie za to śledztwo. I niemniej po dziesięciu dniach, czy dwóch tygodniach od tej narady Lech Kaczyński został odwołany, Zbigniew Wasserman odszedł z resortu razem z nim. Potem docierały do nas sygnały, że powrócono do tej
starej, niedobrej praktyki. Czego efektem było to, że sprawę pruszkowską rozbito na kilkanaście wątków. Przy bardzo silnym oporze zaangażowanych w to prokuratorów. To są decyzje natury procesowej, które mają bardzo duże znaczenie. Bo jeżeli jedną dużą sprawę rozbija się na kilkanaście wątków, to niektóre z tych wątków można w efekcie takiego zabiegu pogubić.