ŚwiatDopadnijcie morderców naszych żołnierzy!

Dopadnijcie morderców naszych żołnierzy!

To nie była zwykła mina, to raczej bomba. Aż 100, może nawet 150 kg materiału wybuchowego, chytrze ukrytego pod powierzchnią drogi. Była 10.30 polskiego czasu, gdy ta śmiercionośna substancja eksplodowała. Opancerzony pojazd z pięcioma polskimi żołnierzami, który najechał na tę zasadzkę w Afganistanie, został rozerwany na dwie części. Zginęli wszyscy - aż pięciu naszych żołnierzy. Niech spoczywają w pokoju...

Dopadnijcie morderców naszych żołnierzy!
Źródło zdjęć: © AFP

22.12.2011 | aktual.: 22.12.2011 10:58

Trzy dni przed Wigilią to już czas świątecznych przygotowań. Na spokojne i wesoła święta, jakich zawsze sobie życzymy, czekały też rodziny zabitych. Do ich drzwi zapukali jednak wczoraj wojskowi z tragiczną wiadomością. Na wieczną wartę odeszli bardzo młodzi ludzie: starszy kapral Piotr Ciesielski († 33 l.), starszy szeregowy Łukasz Krawiec (24 l.), starszy szeregowy Marcin Szczurowski (†30 l.), starszy szeregowy Marek Tomala (†25 l.) i szeregowy Krystian Banach († 22 l.). Wszyscy służyli w 20. Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej.

Konwój 30 polskich żołnierzy ze specjalnej grupy pomagającej Afgańczykom w odbudowie kraju wracał z miasta Razzak, oddalonego o dziewięć kilometrów na północny wschód od bazy Ghazni, w której stacjonują Polacy.

– To nie był patrol ani zgrupowanie bojowe, ale żołnierze z zespołu odbudowy prowincji – mówi ppłk Mirosław Ochyra, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. Nasi wojskowi doglądali tam budowy mauzoleum i parku dla mieszkańców. Niebawem miało nastąpić ich uroczyste otwarcie.

Polscy żołnierze wracali już do bazy po inspekcji w mieście. Kolumna sześciu opancerzonych aut zjechała z głównej afgańskiej trasy, tzw. Highway One, by nie jechać tą samą drogą, co w drodze do Razzak. Takie są wymogi bezpieczeństwa. Tym razem, niestety, zawiodły. Bandyci musieli przewidzieć, którędy pojadą Polacy i ukryli ładunek przy gorzej kontrolowanej drodze niż główna Highway One.

Ok. godz. 10.30 dojechali do feralnego miejsca. Wybuch! Był tak potężny, że musiało być go słychać z daleka. Pięciu Polaków, podróżujących czwartym w kolumnie antyminowym pojazdem opancerzonym M-ATV, wyleciało w powietrze. Auto rozpadło się na dwie części, a jego szczątki wybuch porozrzucał w promieniu kilkudziesięciu metrów. Wezwane służby medyczne nie miały już kogo ratować.

Byli bez szans

– Żołnierze zginęli na miejscu, praktycznie nie mieli szans na przeżycie – relacjonuje ppłk Ochyra. Na miejsce eksplozji natychmiast wezwano grupy wsparcia – nadleciały śmigłowce i nadjechali uzbrojeni żołnierze sił szybkiego reagowania. Nie było jeszcze wiadomo, czy po wybuchu na naszych żołnierzy nie rzucą się z bronią przyczajeni gdzieś terrorystów. – Ale nie doszło do żadnej wymiany ognia, nikt się nie pojawił – mówi ppłk Ochyra.

Jak twierdzi Dowództwo Operacyjne, rejon, w którym doszło do zamachu, nie był uznawany za szczególnie niebezpieczny. – Do tej pory nie doszło tam do żadnego zamachu czy ataku ze strony talibów – przyznaje ppłk Ochyra.

Jak mogło dojść do tego, by zamachowcom na trasie przejazdu konwoju udało się umieścić tak ogromny 100-kilogramowy ładunek wybuchowy? Tym bardziej, że miejsce, w którym terroryści zakopali ładunek, nie leży w szczerym polu, ale w terenie zabudowanym.

– Na razie trudno powiedzieć, kiedy ładunek został umieszczony. To mogło stać się kilka dni temu, kilka tygodni, a nawet kilka miesięcy temu – twierdzi ppłk Ochyra. – Talibowie bardzo często zakopują ładunki wybuchowe na długo przed planowanym zamachem i odpalają je zdalnie, droga radiową, czy nawet telefonem komórkowym – potwierdza też wojskowy ekspert, mjr Michał Fiszer (49 l.).

Wojsko nie wie na razie, w jaki sposób zamachowcy odpalili ładunek. – Dopiero po zebraniu wszystkich śladów będziemy to mogli stwierdzić – mówi ppłk Ochyra. – W tej chwili na miejscu wybuchu pracują wszystkie służby i prokuratorzy wojskowi. Działamy wspólnie ze stroną amerykańską, by jak najszybciej zebrać wszelkie ślady i dowody, które doprowadzą nas do zamachowców.

Kim byli zamachowcy? Tego nasze wojsko na razie jeszcze nie wie. Choć do zamachu natychmiast po eksplozji przyznali się talibowie, nie wiadomo, kto tak naprawdę za atakiem stoi – afgańscy terroryści potrafią przypisywać sobie przeprowadzenie zamachów, których wcale nie przygotowywali.

– Nie wiemy, czy była to pojedyncza grupa, nowa czy stara – opowiada ppłk Ochyra. – Prowadzimy w tej chwili szeroko zakrojoną akcje wywiadowczą, by to ustalić. Pięciu poległych żołnierzy służyło w 20. Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej. To była ich pierwsza zagraniczna misja. Najmłodszy bohater miał 22 lata, najstarszy 33. W żałobie, we łzach zostawili swe żony i córki.

– Nic nie zadośćuczyni temu bólowi, szczególnie, że ta tragedia spotkała nas wszystkich przed świętami. To będzie smutna Wigilia dla polskiego wojska, nas wszystkich i szczególnie dla rodzin żołnierzy – mówił wczoraj tuż pod zamachu na polskich żołnierzy premier Donald Tusk (54 l.). Także prezydent złożył kondolencje bliskim, którzy tuż przed świętami Bożego Narodzenia spotkał okrutny los. – W tym trudnym i bolesnym momencie rodziny nie są same – zapewnił Bronisław Komorowski (59 l.).

Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Kryzys? Posłowie dostaną podwyżki! I to aż o...

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)