Donos powodem przesłuchania Andżeliki Borys przez prokuraturę
Szefowa Związku Polaków na Białorusi (ZPB)
Andżelika Borys była przesłuchiwana w prokuraturze w
związku z donosem zarzucającym jej defraudację. Przed siedzibą ZPB
w Grodnie trwa pikieta przeciw szykanowaniu związku przez władze
białoruskie.
W pierwszej połowie dnia w siedzibie trwała inwentaryzacja i przejmowanie mienia ZPB - podało radio "Swaboda". Na razie nie wiadomo, czy przeciwko Borys zostanie wszczęte śledztwo i formalnie postawiony zarzut kradzieży majątku związkowego. Przewodnicząca ZPB powiedziała swym zwolennikom, że donos złożył na nią jeden ze stronników poprzedniego, uznawanego przez władze białoruskie przewodniczącego ZPB Tadeusza Kruczkowskiego.
Po blisko trzech godzinach przesłuchań w wydziale śledczym milicji obwodu grodzieńskiego i w prokuraturze obwodowej Andżelika Borys poprosiła o adwokata - poinformował dziennikarz gazety "Głos znad Niemna" Andrzej Kusielczuk. W rozmowie z PAP, w przerwie między przesłuchaniami, Borys powiedziała: Oskarżają mnie o to, że jestem, o wszystko.
Rano szefowa ZPB przyszła pod siedzibę związku, gdzie trwała pikieta, w której uczestniczy ok. 20 osób, w tym działacze usunięci z budynku nocą przez milicję. Do budynku nie wpuścili Borys działacze ZPB uznający, poprzednie kierownictwo z Kruczkowskim na czele. Andżelice Borys powiedziano, że musi złożyć podanie, by wejść do swego biura i zabrać rzeczy. Obecni na miejscu milicjanci nie interweniowali.
Do siedziby ZPB wpuszczani są tylko zwolennicy Kruczkowskiego. Część z nich weszła do budynku w środę wieczorem, gdy milicja wyprowadziła Borys i popierających ją działaczy. Rano do budynku weszli m.in. prawnik Edward Kałosza i członek zarządu Waldemar Krawcewicz. Pikietujący przyjęli go okrzykami: "Zdrajca!".
Kruczkowski, nie uznawany przez władze polskie przewodniczący ZPB, zapowiedział na czwartek 15.00 (14.00 czasu polskiego) konferencję prasową w siedzibie związku.
Przed budynkiem sytuacja jest spokojna. Zebrane kobiety odśpiewały "Rotę" i odmówiły różaniec. Nie ma żadnych transparentów i okrzyków. Milicjanci są wewnątrz budynku, wokół kręci się kilku agentów po cywilnemu.