Doniecki separatysta dla WP.PL: jeśli wybuchnie wojna domowa, będzie to wina Kijowa
Kilkanaście osób rannych, siedem wziętych do niewoli - to smutny bilans poniedziałkowych wydarzeń w Doniecku. Separatyści napadli na zwolenników jedności Ukrainy, którzy wyszli na ulice, by pokazać, że górniczy region nie chce się oddzielić od reszty państwa ani tym bardziej przyłączać do Rosji. Tymczasem Mirosław Rudenko, jeden z organizatorów Donieckiej Republiki Ludowej, a z wykształcenia historyk, twierdził w rozmowie z polską reporterką Katarzyną Kwiatkowską-Moskalewicz, że to "Amerykanie zapłacili za Majdan".
Proukraińscy demonstranci skrzyknęli się w serwisach społecznościowych. Była to oddolna akcja. Komitet Patriotów Donbasu, organizacja, którą powołano do życia w połowie marca, odradzał donieckim patriotom wychodzić w poniedziałek na ulicę - ze względu na zagrożenie życia. - W Doniecku do proukraińskich akcji trzeba się dokładnie przygotować - tłumaczy Olena, sekretarz Komitetu. - Prorosyjscy separatyści mają broń i są wyjątkowo agresywni. Kiedy w kwietniu organizowaliśmy demonstrację, nie zapomnieliśmy o dywersji. Część naszych ludzi napadła na przechwyconą przez separatystów radę obwodową, by ci mieli się czym zająć i nie atakowali patriotów - mówi.
Jednak młodzi ludzie z sieci społecznościowych nie chcieli słuchać przestróg. - Mamy już dość tego, co dzieje się w naszym mieście - tłumaczy student Rusłan, który brał udział w marszu. - Radę obwodową zajęli kryminaliści, którym płacą za rozróby i udawanie Majdanu w krzywym zwierciadle. Reszta Ukrainy myśli, że wszyscy chcemy się oddzielić, a to przecież nie tak! - emocjonuje się Rusłan. - Znacząca większość mieszkańców Donbasu jest wierna swojemu państwu i nie może patrzeć na to, co prorosyjscy bandyci wyprawiają w ich regionie - dodaje.
Rusłan ma rację, ale nie całkiem. Większość mieszkańców regionu, choć w sondażach rzeczywiście deklaruje chęć pozostania w granicach ukraińskiego państwa i niechęć do zbrojnych działań separatystów, przyjęła pozycję wyczekującą.
Tu na górniczym Donbasie uliczne demonstracje nigdy nie były ulubionym zajęciem miejscowych obywateli. Jedynie sytuacja ekonomiczna może zmusić donieckie masy do protestu.
- Tutejsi mówią: ciężko pracujemy, nie mamy czasu na Majdany, bo po ciężkiej robocie, trzeba odpocząć - tłumaczy dziennikarka Wiera.
"Językowy problem"
Wiera jest Rosjanką, przyjechała do Doniecka dwa lata temu; choć na co dzień mówi po rosyjsku, nauczyła się również ukraińskiego. - Mój chłopak mówi po ukraińsku, ja najczęściej odpowiadam mu po rosyjsku - tłumaczy Wiera, która jest żywym dowodem na to, jak sztuczny i nieprzystający do rzeczywistości jest "językowy problem Ukrainy", który wykorzystują prorosyjscy politycy.
Nikołaj Lewczenko, deputowany Najwyższej Rady z ramienia Partii Regionów, rodem z Donbasu oskarżany jest o ciche sprzyjanie separatystom. - To bzdura - ucina polityk. - Negocjujemy z nimi, rozmawiamy, ale nie wspieramy ich działań. Jestem za jednością Ukrainy, ale uważam, że region powinien otrzymać szeroką autonomię. Nasze podatki powinny trafiać do lokalnego budżetu. I rosyjski powinien być równoprawnym językiem w Donbasie - peroruje deputowany.
To i tak progres. Kilka lat temu krewki polityk zasłynął z powodu opinii, że na Ukrainie tylko i wyłącznie język rosyjski powinien mieć status urzędowego. - Byłem wtedy młody - mówi 36-latek z pięciorgiem dzieci. - Miałem bezkompromisowe poglądy. Teraz rozumiem, że był to błąd. Ludzie z zachodu Ukrainy mają prawo do swojego języka - zgadza się łaskawie polityk.
Polityk za każdym razem zapewnia, że nie ma nic wspólnego z samozwańczą Doniecką Republiką. - Oni są dla mnie jak obce państwo - mówi pół żartem. Jednak pewne fakty wywołują wątpliwości.
"Amerykanie zapłacili za Majdan"
Mirosław Rudenko, jeden z organizatorów Donieckiej Republiki, bliski przyjaciel aresztowanego "ludowego gubernatora" Pawła Gubariewa, był wieloletnim podwładnym Lewczenki. Tak Rudenko przedstawił racje donieckich separatystów: - Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród, tak złożyło się historycznie. Dlatego chcemy żyć we wspólnym państwie. Ameryka nam w tym nie przeszkodzi. To właśnie Amerykanie zapłacili za Majdan, by z pomocą banderowców i Prawego Sektora zniszczyć nas - mówi Rudenko, z wykształcenia historyk. Ma 32-lata i miłą powierzchowność - nie przypomina brutalnych dresiarzy, którzy pałkami i łomami biją przeciwników politycznych.
- Donieccy dzielą się na polityków i bojówkarzy - wyjaśnia miejscowy dziennikarz, który prosi o anonimowość.
Rudenko wysłał swoją żonę i dziecko do Rosji. Dlatego jest gotowy na najgorsze scenariusze. - Jeśli na wschodniej Ukrainie wybuchnie wojna domowa, będzie to wyłącznie wina Kijowa - mówi z pewnością w głosie.
Tymczasem władze w Kijowie patrzą bezradnie na ekscesy separatystów. Ta bezsilność utwierdza mieszkańców regionu w bierności. Na ulice wychodzą najodważniejsi. I słono za to płacą.
Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz z Doniecka dla Wirtualnej Polski
KKM była obserwatorką Fundacji Otwarty Dialog.