PolskaDonald Tusk: widziałem łzy u Leppera i Giertycha

Donald Tusk: widziałem łzy u Leppera i Giertycha

(RadioZet)

Posłuchaj Wywiadu

Donald Tusk: widziałem łzy u Leppera i Giertycha
Źródło zdjęć: © Archiwum

09.05.2006 | aktual.: 09.05.2006 13:13

Gościem Radia ZET jest lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Moje uszanowanie. Bracia Kaczyńscy zagrali va banque, mamy dwóch nowych wicepremierów – Giertycha i Leppera, okazuje się, że się opłaca, bo wyborcy nie ukarali PiS-u za to. PiS ma 27 proc. , czyli bez zmian, a PO 29 proc. i w ciągu dwóch tygodni spadek o 4 punkty. I co pan na to, panie przewodniczący? To jest dowód na to, że po wyborach wcale nie tak dużo zmieniło się jeśli chodzi o nastroje ludzi. Nie zależnie od tego jak wielu Polaków bardzo krytycznie, a nawet dramatycznie ocenia to, co się stało, szczególnie awans tych dwóch polityków, to okazuje się, że dla blisko połowy wyborców koalicja LPR-PiS-Samoobrona jest do zaakceptowania. Nawet jeśli nie budzi entuzjazmu, to nie powoduje, że ci wyborcy odchodzą od tych partii. Sądzę, że podział, który się wytworzył, który był tak widoczny podczas kampanii parlamentarnej i prezydenckiej, jest dość trwały, trwalszy niż nam się wydaje. To, że tak wielu z nas w tej
chwili w Polsce jest rozgoryczonych faktem, że skazany – pech, czy traf, chciał, że także w ostatnich godzinach – Andrzej Lepper, czy Roman Giertych, narodowy radykał, są wicepremierami, to to, co nas drażni, nie drażni wcale i nie zniechęca wcale wyborców tych partii. Także PiS-u, co może wielu zaskakiwać, bo wydawało się, że o ile dla LPR i Samoobrony to jest gratka, wyjście z cienia, wyjście z impasu, o tyle dla wyborców PiS-u to musi być jednak rozwój zdarzeń zaskakujący. Ale okazuje się, że tan podział, nie między politykami, a między wyborcami, jest rzeczywiście trwały. No ale jak pan myśli, dlaczego bracia Kaczyńscy przełknęli Giertycha bo Andrzej Lepper już od dawna był do zaakceptowania, a Giertych został zaakceptowany dopiero parę dni temu, właściwe w piątek. Co się takiego wydarzyło? Powiem szczerze, że mnie dużo bardziej zastanawia, dlaczego bracia Kaczyńscy nie byli w stanie przełknąć Bronisława Komorowskiego czy Stefana Niesiołowskiego, a bez problemu, w tempie właściwie zaskakujących ich
samych, doszli do porozumienia z politykami, o których jeszcze dwa lata temu mówili jak najgorzej. Nie dwa, o Giertychu jeszcze tydzień temu. To, co mówiono o misji Prawa i Sprawiedliwości, przypomnę, że jeszcze dwa lata temu tą misją było niedopuszczenie za żadną cenę Andrzeja Leppera i jego partii. Ta radykalna zmiana pokazuje jedną rzecz i chyba to warto dzisiaj podkreślić, że ta koalicja nie jest przypadkiem. To, o czym mówię od wielu miesięcy, chociaż nie każdy chce przyznać mi rację, że porozumienie i współpraca Jarosława Kaczyńskiego z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem, wynika z najgłębszych przekonań Jarosława Kaczyńskiego, a nie z jakiegoś splotu okoliczności. Co ważniejsze, od czego zaczęła pani dzisiejszą rozmowę, wynika także z przekonania milionów ludzi. Nie możemy dzisiaj udawać – i to jest największe wyzwanie dla takich ludzi, jak ja - że to jest wyłącznie kaprys polityków. Rządy tej trójki: Jarosław Kaczyński, Andrzej Lepper, Roman Giertych, to dzisiaj jest także oczekiwanie dużej
części opinii publicznej. Prezydent Kaczyński nie może zapomnieć tego, co mówił Jan Rokita, a wspominał to w sobotnio-niedzielnym wydaniu „Faktu”, że jeżeli PiS będzie miało w swoich rękach resorty siłowe, to o 5 rano będzie pukanie do drzwi. Mówi tak: „Było to wyjątkowo niesprawiedliwe, jeżeli wziąć pod uwagę, że akcja inwigilacji prawicy osiągnęła swój szczyt podczas rządów Hanny Suchockiej. Pamiętajmy, że niezwykle wpływowym członkiem tamtego rządu był Jan Rokita, a nie żaden z polityków PiS. Główną ofiarą tej akcji był natomiast Jarosław Kaczyński. Chce też zwrócić uwagą, że podczas ostatniej kampanii wyborczej mieliśmy do czynienie ze sprawą, która robiła wrażenie UB-eckiej prowokacji, czyli tzw. sprawą Jaruckiej”, tu wspomina panów Miodowicz i Brochwicza. Jest rzeczą przykrą, że prezydent Rzeczpospolitej mimo wielokrotnych apeli, także Jana Rokity, nie wpłynął na swoich przyjaciół z PiS-u aby oni ujawnili wszystkie okoliczności tzw. inwigilacji prawicy. To Jan Rokita, o którym często w sposób dość
paskudny, liderzy PiS-u mówią, że był zaangażowany w śledzenie i dokuczanie przy pomocy służb Jarosławowi Kaczyńskiemu i innym liderom ówczesnego PC, to Jan Rokita prosił pięć miesięcy temu, trzy miesiące temu i tydzień temu, aby minister Ziobro i inni odpowiedzialni funkcjonariusze tego rządu, ujawnili wszystkie materiały, które wyjaśniłyby sprawę tej inwigilacji. Do dzisiaj nie doczekaliśmy się żadnej informacji, może dlatego, że to jest po prostu zwykły wymysł ogarniętych w tej kwestii autentyczną obsesją. Jarosław Kaczyński mówił w jednym z wywiadów, już nie pamiętam dla jakiej gazety, że za chwile te akta ujrzą światło dzienne. Ale co pan powie... A nie sądzi pani, że jest to kwestia bardzo tajemnicza, że ta akta nie mogą ujrzeć światła dziennego, nie mogły ujrzeć pięć miesięcy temu, miesiąc temu, czy choćby dzisiaj? Co takiego z tymi aktami musi się dziać, że opinia publiczna nie może się zapoznać z ich zawartością? Ja się dziwię, dlaczego nie ujrzały światła dziennego, kiedy ministrem sprawiedliwości
był Lech Kaczyński, w rządzie Jerzego Buzka. To jest zastanawiające. I zastanawiam się też, dlaczego pani Hanna Suchocka była zawsze bardzo zła gdy ją pytałam o inwigilacje prawicy, ale to już jest zupełnie inna historia. W sprawie UB-eckiej prowokacji co pan powie? To samo. Dzisiaj ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro i jeśli istnieje jakikolwiek podejrzenie, że ze strony posła Miodowicza wtedy, w czasie tej głośnej sprawy pani Jaruckiej, mieliśmy do czynienie z jakimś matactwem czy z jakąś polityczną prowokacją, to jeśli pan prezydent Lech Kaczyński ma taką opinię, to powinien spowodować skuteczne, natychmiastowe śledztwo w tej sprawie. Insynuacja i takie sugerowani, że Platforma jest nie tylko wszystkiemu winna, ale że to jest w ogóle podejrzany układ, to nie wystarczy – szczególnie mówię to do głowy państwa – żeby tego typu nieodpowiedzialne wypowiedzi pojawiały się w jego wydaniu. A może pan powiedzieć po co właściwie bracia Kaczyńscy włożyli Kazimierzowi Marcinkiewiczowi do rządu Andrzeja
Leppera i Romana Giertycha? Dość osobliwe pytanie. Bo już pan powiedział, że dziwi się, że przełknęli Giertycha, a nie mogli przełknąć Komorowskiego. Dziwię się, dlatego, że jak pan wie, od wielu miesięcy trwa batalia, kto jest odpowiedzialny za to, co się w Polsce dzieje. Ja wiem, ale co się takiego stało, że Giertch został zaakceptowany i o co w tym wszystkim chodzi? Nie zadaje pan sobie takiego pytania? Mogę tylko powtórzyć moje przekonanie, to nie jest odbijanie piłeczki, że w tym nie ma przypadku. Poglądy Jarosława Kaczyńskiego i Romana Giertycha na bardzo wiele spraw są poglądami bliskimi. Też nie ma w tym przypadku, że nie trzeba było usiąść nad podatkami, nad reformami rynku pracy. Jak pani zauważyła, chociaż w Polsce tego nikt nie komentuje, że koalicja LPR, Samoobrona, PiS, nie zakończyła się podpisaniem jakiejś umowy koalicyjnej, która by szczegółowo wyjaśniała, co ci politycy i te partie mają zamiar zrobić w ciągu najbliższego czasu. Ale wiadomo, że chodzi o CBA, o WSI, Komisje Prawdy i
Sprawiedliwości. To było wiadomo już wiele miesięcy temu. Nie, nie, to nie jest tak, bo LPR chciał, żeby szef CBA był wybierany przez Sejm, a teraz już się zgodził na to... Tak, Liga Polskich Rodzin nie była zdyscyplinowana i w sytuacji, w której Prawo i Sprawiedliwość zagroziło Lidze Polskich Rodzin rozłamem, bo te działania operacyjne Prawa i Sprawiedliwości zaczęły przynosić skutek, to chyba spowodowało, że Roman Giertych i Andrzej Lepper dość pokornie, przynajmniej na starcie, przyjęli warunki Prawa i Sprawiedliwości. A mnie się wydaje... Wiem, słyszałem pani tezy, że to Roman Giertych wygrał. Tak mi się wydaje. Na pewno dzisiaj święci triumf osobisty. Widziałem autentyczne wzruszenie i u Andrzeja Leppera i u Romana Giertycha, kiedy obejmowali stanowiska wicepremiera i, powiem szczerze, trudno się dziwić bo mało kto stawiałby gotówkę na tego typu rozstrzygnięcie. Może po prostu niektórzy są płaczliwi, bo też widziałam łzy w oczach tego polityka jak prezydent chciał rozwiązać parlament. A proszę
powiedzieć, czy pan nie żałuje, że jednak Platforma Obywatelska nie zagłosowała za samorozwiązaniem Sejmu? Właśnie te badania, od których pani zaczęła dzisiejszą rozmowę, pokazują, że poglądy wśród wyborców są jednak dość trwałe. I ja nie zmienię w tej kwestii opinii. Dzisiaj Polacy, my wszyscy, musimy mieć pewien typ doświadczenia, żeby dokonywać właściwych wyborów. Moim zdaniem rządy PiS-LPR-Samoobrona będą złe dla Polski, ale moje zdanie jest tu nieistotne. Parę milionów Polaków, którzy dzisiaj ufają rozwiązaniom, jaki proponuje trójka liderów tej koalicji, musi się też przekonać na czym polega ich rządzenie. A satysfakcjonuje pana wczorajszy wyrok sądy na Andrzeja Leppera? Pan był również pomówiony. A z czego tu się cieszyć? Tak naprawdę wszyscy zwracają uwagę nie na to, jakie głupstwa opowiadał Andrzej Lepper, te głupstwa i tak było sporą ceną dla wszystkich pomówionych, natomiast wyrok był oczywisty i w pierwszej instancji i w sądzie apelacyjnym. Ja dziś odczuwam raczej to, co podejrzewam i pani i
słuchacze Radia ZET, przykrość, bo nie mam satysfakcji ze zwycięstwa, tylko odczuwam przykrość, że wicepremier ma kolejny wyrok i że w Europie i w Polsce nie jest to przyjęte z uznaniem, że tak wygląda polski rząd. To jest dla mnie prawdziwy problem. A może to jest tak, że za słowa nie powinno się karać, że to było w ramach debaty parlamentarnej i w parlamencie można mówić wszystko? Można mówić wszystko i powinno się mieć prawo mówienie wszystkiego na temat poglądów swoich przeciwników politycznych, ale obmowa i to tak brutalna jak była w wykonaniu Andrzeja Leppera, pozostaje obmową, czyli przestępstwem. Ja nie kierowałem tej sprawy do sądu, bo rzeczywiście, jako polityk, powinienem wiedzieć, że może mnie coś takiego spotkać, to było z oskarżenia publicznego, ale wydaje mi się, że Andrzej Lepper przekroczył wszystkie możliwe granice. Nie było to pierwszy i nie piąty raz, więc ta sprawa znalazła właściwy finał. Byli radni PO oskarżają Donalda Tuska, że polityczne i materialne korzystał ze wsparcie Pawła
Piskorskiego. Co pan na to? To jest ta grupa radnych, którzy przestali być członkami Platformy Obywatelskiej i wszyscy pamiętamy dlaczego, a to, że ja jestem dla nich osobą nieprzyjemną, bo spowodowałem to, że dzisiaj są poza PO, to powoduje tego typu reakcje. A co to znaczy „korzyści materialne”? To nic nie znaczy. A pani Małgorzata Ławniczak-Hertel odmówiła odpowiedzi jakie to było korzyści materialne, ale powiedziała, że to korzyści materialne były zgodnie z prawem. To jest absurd. Ja się nie dziwię, że ci skompromitowani, i to skompromitowani na skalę kraju, samorządowy szukają wszystkich możliwych sposobów, żeby odegrać się na kimś, kto być może zamknął ostatecznie ich samorządową karierę. Ja mam osobistą satysfakcje, że niezależnie od tego, co będą jeszcze wyprawiali, że ci ludzie, także dzięki mnie, będą poza polityką. Poda ich pan do sądu za te pomówienia? Nie, ja nie mam natury pieniacza. I tak spodziewam się, że polityka polska będzie pod znakiem rozpraw sądowych nieustannych, ale nie za moim
udziałem. Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej był dzisiaj gościem Radia ZET.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)