Donald Tusk: dzisiaj Polsce jest potrzebny umiar i przewidywalność
Platforma w tym rządzie, a przede wszystkim ewentualna moja prezydentura, jeśli wygram, może być takim zakotwiczeniem koalicji PiS–Platforma w obszarze przewidywalności i umiaru. To jest Polsce bardzo dzisiaj potrzebne - powiedział kandydat na prezydenta Donald Tusk w "Sygnałach Dnia".
Sygnały Dnia: No tak, pan się w pewnym momencie wycofał z tych rozmów koalicyjnych, tak to nazwijmy, ale w żaden sposób nie wycofa się pan z recenzowania tego, co się dzieje po drugiej stronie stołu, czyli po stronie Prawa i Sprawiedliwości.
Donald Tusk: Kiedy jestem pytany, odpowiadam. To jest mój także obowiązek oceniać i własne pomysły, pomysły Platformy i PiS-u, ale nie uczestniczę w tych rozmowach także po to, żeby nie było tej pokusy, no bo jestem kandydatem i będziemy prawdopodobnie z Lechem Kaczyńskim do ostatniej chwili walczyć o prezydenturę, więc uczciwie jest – w mojej ocenie – kiedy nie angażuję się w te rozmowy, bo pewnie nie byłbym obiektywny.
Sygnały Dnia: W te rozmowy pan się nie angażuje, angażuje się pan w inne przedsięwzięcia, na przykład w prezentacje, jak powinna wyglądać polska polityka zagraniczna. Było to wczoraj. Czy aby na pewno to dobry moment? Skoro rywal mówi o polityce wewnętrznej czy o sprawach socjalnych, pan mówi o polityce zagranicznej, a przecież dobrze wiadomo, że wybory wygrywa się tym, co ma dziać się w konkretnym kraju, a nie jak będą wyglądały stosunki między naszym krajem a innymi.
Donald Tusk: Prezydent Rzeczypospolitej odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo Polaków i Polski i za dobrą, zrównoważoną, spokojną politykę zagraniczną. Kiedy z takim naciskiem mówię o potrzebie prowadzenia spokojnej i zrównoważonej polityki zagranicznej, to dlatego, że (i nie ukrywam przecież tego) obawiam się, że pełna władza w ręce jednej partii, a więc ewentualne zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego, to także niepewność co do stabilności polskiej polityki zagranicznej, ponieważ w tym duecie PO/PiS PiS ma więcej takich zapędów, powiedziałbym, radykalnych i ma dużo mniejsze zaufanie też do świata zewnętrznego. A domeną prezydenta Rzeczpospolitej jest polityka zagraniczna, a nie rozdawanie stypendiów. Jeśli dzisiaj z Lechem Kaczyńskim toczymy spór o to, jak powinna wyglądać prezydentura, to powinniśmy – i tak byłoby uczciwie – mówić o tym, co prezydent w Polsce ma do zrobienia, a nie że jakimiś nadprzyrodzonymi metodami spowodujemy, że będzie powszechna szczęśliwość, bo to nie jest w mocy kandydata na
prezydenta.
Sygnały Dnia: Ale przyzna pan, panie marszałku, że takie zdanie jak „równoprawne i przyjazne stosunki z Rosją i Niemcami” to jest zdanie oczywiste, to każdy polityk, który aspiruje do jakiejś tam funkcji, takie coś mógłby stworzyć i o tym głośno mówić, no bo to rozsądne, logiczne, nie ma o czym dyskutować.
Donald Tusk: Jest o czym dyskutować, bo to nie jest problemem powiedzenie, że chcemy mieć przyjazne sąsiedztwo. Problemem jest, czy mamy skuteczne sposoby i odpowiednich polityków, którzy to przyjazne sąsiedztwo wokół Polski zbudują. Ja nieprzypadkowo konsultowałem te tezy polityki zagranicznej z Władysławem Bartoszewskim, bo on, kiedy był ministrem spraw zagranicznych, był tym politykiem, który bardzo skutecznie bronił dumy i godności Polaków, stanowczo bronił polskiego interesu narodowego i równocześnie był współautorem takiej polityki, która dawała nam poczucie, że po obu stronach, po wschodzie i po zachodzie mamy dobre, przyjazne relacje. I do tej logiki trzeba wrócić. Natomiast diabeł tkwi w szczegółach. Ja uważam, że czasami taka przesadna raptowność i widoczny gołym okiem taki brak właśnie otwartości, brak zaufania zarówno do własnych możliwości, naszych polskich, jak i niepewność w tych relacjach międzynarodowych mogą być poważną przywarą mojego konkurenta, tak uważam. Gdybym nie miał
przekonania, że daję gwarancję bezpieczeństwa jako przyszły prezydent Polsce, to bym nie bił się o zwycięstwo z taką determinacją.
Sygnały Dnia: Czy sprawy zagraniczne to miałaby być domena Platformy w ewentualnym przyszłym rządzie koalicyjnym?
Donald Tusk: Dobrze by było, aby zrównoważyć władzę w Polsce. Ja uważam, że pełna dominacja jednej partii – Prawa i Sprawiedliwości – może oznaczać brak właśnie takiej przewidywalności i brak umiaru w każdej z dziedzin, którą będzie zajmował się przyszły rząd i przyszły prezydent. Jeśli dzisiaj słyszymy, że Samoobrona czy Liga Polskich Rodzin namawiają PiS do zmiany frontu i na przykład stawiając warunki: „Wyprowadźmy Polskę z Unii Europejskiej” albo „Negocjujmy na nowo nasz udział w Unii Europejskiej”, to ja mówię tylko jedno – Platforma w tym rządzie, a przede wszystkim ewentualna moja prezydentura, jeśli wygram, może być takim zakotwiczeniem koalicji PiS–Platforma w obszarze przewidywalności i umiaru. To jest Polsce bardzo dzisiaj potrzebne.