ŚwiatDonald Trump - ulubieniec tłumów, antykandydat partyjnych elit. Wojna domowa w Partii Republikańskiej

Donald Trump - ulubieniec tłumów, antykandydat partyjnych elit. Wojna domowa w Partii Republikańskiej

• W Partii Republikańskiej zaostrza się spór wokół kandydatury Donalda Trumpa

• Kontrowersyjny miliarder idzie jak burza w prawyborach

• Jednak partyjni liderzy są przerażeni perspektywą jego zwycięstwa

• W ostatnich dniach prominentni republikanie przypuścili atak na Trumpa

• Establishment liczy, że nie uda mu się zebrać wymaganej do uzyskania nominacji liczby delegatów, ale takiej sytuacji nie było od 1948 roku

Donald Trump - ulubieniec tłumów, antykandydat partyjnych elit. Wojna domowa w Partii Republikańskiej
Źródło zdjęć: © AFP | JIM WATSON

Wtorkowe prawybory, to kolejny dzień zwycięstw Donalda Trumpa, multimiliardera z Nowego Jorku, który ubiega się o nominację Partii Republikańskiej. Problem w tym, że pomimo tego, że jest faworytem dużej części republikańskiego elektoratu, to równocześnie jest antykandydatem partyjnego establishmentu, który bezskutecznie próbuje zatrzymać dobrą passę kontrowersyjnego polityka.

We wtorkowych głosowaniach Donald Trump zwyciężył w trzech z czterech głosujących w tym dniu stanach: na Hawajach, w Mississippi oraz Michigan. Po wcześniejszych zwycięstwach m.in. w New Hampshire, Karolinie Południowej i Superwtorku, kiedy wygrał w siedmiu na 11 głosujących stanów, Donald Trump ma już na swoim koncie głosy 458 delegatów, podczas gdy jego największy rywal. konserwatywny senator z Teksasu Ted Cruz, zebrał dopiero 359 delegatów.

Aby otrzymać partyjną nominację do ubiegania się o fotel w Białym Domu, kandydat republikański potrzebuje 1237 głosy delegatów. Wszelkie szacunki wskazują na to, że Trump jest na dobrej drodze do tego, aby je zdobyć przed lipcową konwencją partii.

Liderzy partii przerażeni

Populistyczne przesłanie Donalda Trumpa i to, że duża część elektoratu republikańskiego spragniona jest zmian sprawiają, że kontrowersyjny miliarder idzie jak burza. Jednak w przeciwieństwie do zwykłych wyborców, liderzy Partii Republikańskiej są przerażeni perspektywą tego, że nie dający się okiełznać Donald Trump może zdobyć nominację i od Superwtorku zintensyfikowali wysiłki skierowane na powstrzymanie jego dobrej passy.

- Jeszcze nigdy nie słyszałem tylu kłamstw na mój temat, co w ostatnim tygodniu. Kosztowało to 38 milionów dolarów - powiedział Donald Trump podczas wtorkowej konferencji prasowej w klubie golfowym swojego imienia w Jupiter na Florydzie. Wspomniana przez niego suma 38 milionów dolarów to koszt reklam opłaconych przez środowiska republikańskie i atakujących jego agendę (lub jej brak), styl bycia oraz przeszłość.

Do kłamstw Donald Trump zaliczył również treść ubiegłotygodniowego wystąpienia Mitta Romneya, kandydata republikanów w poprzednich wyborach prezydenckich. Zwracając się wyborców, Romney nazwał Trumpa "fałszywym człowiekiem, oszustem i tyranem, który zagraża przyszłości Ameryki".

- Jego polityka wewnętrzna wpędzi nasz kraj w recesję. Jego polityka zagraniczna sprawi, że Ameryka i cały świat staną się mniej bezpieczne - powiedział Romney po czym przeszedł do konkretów. Między innymi wytknął Trumpowi liczne bankructwa i stwierdził, że "nie jest geniuszem biznesowym" za jakiego się podaje. Dodał, że "nie jest zbyt mądry" jeśli chodzi o politykę zagraniczną, a przy tym kłamie. - Twierdzi, że wyraźnie i odważnie był przeciwny wojnie w Iraku, ale tak na prawdę był za inwazją w Iraku. Powiedział, że widział tysiące muzułmanów świętujących ataki 9/11 (w New Jersey - przyp. red.), ale tak na prawdę tego nie widział - mówił Romney apelując do wyborców aby nie głosowali na Trumpa w kolejnych prawyborach.

Trump receptą na katastrofę

To był pierwszy tak spektakularny atak ze strony establishmentu Partii Republikańskiej, po którym nastąpiły kolejne. Do tyrady Romneya tego samego dnia dołączyli jego rywale oraz inni wpływowi republikanie, w tym senator z Arizony John McCain, który ostrzegł, że Trump będzie zagrożeniem dla bezpieczeństwa krajowego, bo słabo orientuje się w polityce zagranicznej.

Brak wiedzy w tej dziedzinie wytknęło Trumpowi również około 100 prominentnych przedstawicieli Partii Republikańskiej, ekspertów od spraw międzynarodowych w poprzednich administracjach. W liście otwartym stwierdzili, że jest kandydatem, który nie ma spójnej wizji polityki zagranicznej i "w jednym zdaniu miota się między izolacjonizmem a wojskowym awanturnictwem". "Jego parcie na agresywne wojny handlowe to recepta na gospodarczą katastrofę" - napisali eksperci.

Trump mało się przejmuje tymi zarzutami. Za każdym razem bagatelizuje je i wzrusza ramionami.

Podzielił Partię Republikańską

Kampania przeciwko Donaldowi Trumpowi dowodzi o ogromnym podziale w Partii Republikańskiej, jaki powstał za jego sprawą. Z jednej strony cieszy się on poparciem dużej części wyborców, z drugiej - swoją radykalną i niecierpiącą kompromisów postawą miliarder zraził do siebie liczące się partyjne frakcje, w tym nie tylko ekspertów ds. polityki zagranicznej, ale m.in. chrześcijańskich aktywistów głównego nurtu (którzy jego pełne złości poglądy uważają za nieetyczne) oraz ugrupowania centrowe, dla których jest politykiem podziałów.

Przerażeni powodzeniem Trumpa są też republikanie należący do niewielkiej, ale wpływowej grupy konserwatystów. Zaczęli oni nawet szukać kandydata niezależnego, który oszczędziłby ich sympatykom listopadowego "tragicznego" wyboru między Donaldem Trumpem - bo nie są w stanie zaakceptować go jako swojego przedstawiciela - i kandydatką wrogich demokratów, Hillary Clinton.

Niektórzy twierdzą też, że przez Trumpa i jego antyimigracyjną politykę, Latynosi masowo ubiegają się o obywatelstwo, by móc głosować przeciwko niemu. Jak wynika z danych rządowych, liczba podań o obywatelstwo wzrosła w drugiej połowie 2015 r. o 14 procent, w porównaniu z tym samym okresem rok wcześniej, i rośnie z tygodnia na tydzień. Google natomiast sukcesom Trumpa w prawyborach przypisuje wzrost aktywności internautów, sprawdzających w sieci możliwości... wyemigrowania do Kanady.

Nadzieja w krajowej konwencji

Na razie nic nie wskazuje na to, aby negatywna kampania szkodziła kandydatowi. Co więcej, dotychczasowe pasmo zwycięstw dobrze mu wróży przed 15 marca. Wtedy prawybory republikańskie odbywać się będą w stanach, gdzie zwycięzcy biorą wszystko, czyli głosy wszystkich delegatów z danego stanu, w przeciwieństwie do innych, w których delegaci rozdzielani są proporcjonalnie, w zależności od uzyskanego wyniku.

- Jeżeli wygramy na Florydzie i w Ohio, Cruz znajdzie się daleko za nami. Stany, w których zwycięzca zgarnia wszystko, są jak wyrzutnia rakietowa - mówił w rozmowie z "New York Timesem" Barry Bennett, starszy doradca w kampanii Donalda Trumpa.

Przeciwna Trumpowi koalicja republikanów liczy jednak na to, że jakimś cudem nie uda mu się zebrać 1237 delegatów, wymaganych do uzyskania nominacji. Jeżeli do tego dojdzie, to podczas krajowej konwencji Partii Republikańskiej delegaci głosować będą tyle razy, aż któryś z kandydatów uzyska wymaganą liczbę głosów. Przy czym w kolejnych głosowaniach z coraz większej części delegatów zdejmowany będzie obowiązek trzymania się linii wyznaczonej podczas prawyborów w rodzimych stanach. Członkowie partii nastawieni przeciwko Trumpowi mają nadzieję, że wówczas delegaci opowiedzą się przeciwko kontrowersyjnemu miliarderowi.

Tak zwane "contested conventions" należą jednak do rzadkości. Ostatnia konwencja republikańska, w której delegaci głosowali więcej niż raz zdarzyła się w 1948 r. Republikanie nominowali wówczas Thomasa Deweya.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (106)