Donald Europejczyk wjeżdża na białym koniu [OPINIA]

Premier Donald Tusk właśnie chwali się załatwieniem odblokowania unijnych miliardów euro. I dzięki temu odniesie wielki sukces wizerunkowy oraz zapewni sobie oraz rządowi kilka tygodni spokoju. Znacznej części Polaków to osiągnięcie na pewien czas wystarczy.

Donald Tusk i Ursula von der Leyen
Donald Tusk i Ursula von der Leyen
Źródło zdjęć: © PAP | OLIVIER HOSLET
Patryk Słowik

Wszystko wskazuje na to, że Polska otrzyma środki unijne, których wypłata była zablokowana, gdy rządziło Prawo i Sprawiedliwość.

Komisarz unijny ds. budżetu i administracji Johannes Hahn w rozmowie z agencją Reutera powiedział, że Komisja Europejska znajdzie sposób, by udostępnić Polsce środki z funduszy unijnych, w tym z programu KPO i Funduszu Spójności. Łącznie chodzi o 111 miliardów euro.

Pierwszy krok już uczyniono. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosiła, że Polska dostanie 5 mld euro zaliczki w ramach Krajowego Planu Odbudowy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Liczy się strumień

Politycy Prawa i Sprawiedliwości przekonują dziś, że zaliczkę w wysokości 5 mld euro wynegocjował premier Mateusz Morawiecki. A – w ocenie PiS-u – deklaracja unijnego komisarza była żenująca. Powód? Zdaniem PiS-u to dobitny dowód na to, że blokada wypłaty pieniędzy Polsce była pozamerytoryczna. Skoro bowiem za rządów PiS-u uzależniano przyznanie pieniędzy od spełnienia tzw. kamieni milowych, a teraz pojawiła się zapowiedź wypłaty bez zmiany polskiego ustawodawstwa, a jedynie na podstawie deklaracji przywracania praworządności - wychodzi na to, że był to szantaż.

Szkopuł w tym, że na polskiej arenie politycznej będzie to zupełnie bez znaczenia.

Dla przeciętnego obywatela wtórne jest to, z jakich powodów Polska nie otrzymywała środków unijnych, gdy rządzili Jarosław Kaczyński z Mateuszem Morawieckim.

Ważniejsze będzie to, że gdy tylko do władzy doszedł Donald Tusk, pieniądze szerokim strumieniem zaczynają płynąć do Polski.

Dla jasności: nie twierdzę, że nie ma żadnego znaczenia to, czy Komisja Europejska blokowała wypłatę środków Polsce z przyczyn bardziej czy mniej merytorycznych. Wypowiedź komisarza Hahna sugeruje, że unijni decydenci inaczej traktowali polityków PiS, a inaczej traktują nowych rządzących. Twierdzę po prostu, że dla przeciętnego wyborcy nie będzie to istotne.

Biały koń Tuska

Jeśli Donald Tusk niebawem stanie w świetle jupiterów i ogłosi "mamy to! Dostaniemy 111 mld euro!", tak jak dziś mógł ogłosić, że dostaniemy pierwsze 5 mld euro, odniesie wielki sukces wizerunkowy. Stanie się dla wielu zbawcą na białym koniu, jak go zresztą niektórzy dziennikarze pokazywali już wiele miesięcy temu. Ba, już wskutek wypłaty zaliczki nowy rząd jest powszechnie chwalony.

Dla części obywateli porozumienie się w sprawie wypłaty środków unijnych będzie dowodem na to, że wreszcie z Polską liczą się w Europie. I że Donald Tusk to gracz cięższej wagi niżeli Mateusz Morawiecki.

Czego by bowiem nie mówili o Tusku politycy Suwerennej Polski, dla zwyczajnego niezacietrzewionego wyborcy obrazek, gdy polski premier jest miło witany przez najważniejszych europejskich polityków, jest obrazkiem o wiele ładniejszym i bardziej satysfakcjonującym niż gdy polscy przedstawiciele jedynie kładą się Rejtanem na unijnych szczytach.

Dodatkowo dla wielu wyborców sam fakt załatwienia tak wielkich pieniędzy dla Polski będzie wystarczający, by uznać, że głos oddany na ekipę Tuska, to głos oddany właściwie. I nic więcej rząd Tuska mógłby nie robić, bo i tak zrobił już - w ocenie tych osób - więcej niż przez wiele lat gabinet Mateusza Morawieckiego.

Z kolei dla tych, którzy na nowych rządzących zagłosowali, ale oczekują czegoś więcej, też odblokowanie unijnych środków będzie kwestią istotną.

Nowy rząd, który przecież w najbliższych tygodniach będzie się docierał i na pewno pojawią się trudności, kupi sobie unijnym sukcesem trochę czasu.

Tym bardziej, że pieniądze bardzo się rządzącym przydadzą. Wiele złożonych obietnic ma zostać zrealizowanych, m. in. podwyżki dla budżetówki, w tym nauczycieli. To wydatki idące w dziesiątki miliardów zł.

Nie jest tajemnicą, że budżet państwa nie jest przygotowany na ogrom wydatków i ścięcie wpływów. Z jednej strony jest przecież realizacja zapowiedzi złożonych na ostatniej prostej przez odchodzące Prawo i Sprawiedliwość, które nowa koalicja obiecała wykonać (np. zerowy VAT na żywność, zamrożenie cen energii). Z drugiej - część socjalnych obietnic wyborczych jak choćby, poza wyżej wspomnianymi podwyżkami dla budżetówki, "babciowe".

Unijne pieniądze pozwolą złapać oddech. Jakkolwiek bowiem na socjal ich się nie przeznaczy, to odpowiednio przesuwając środkami w budżecie, będzie można dzięki nim zrealizować część obietnic. Dogadanie się z Brukselą będzie zatem dla rządu Tuska prawdziwym kamieniem milowym.

Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (180)