Dominika Korwin-Mikke: "Dajemy z mężem klapsy". Dla zwolenników Janusza Korwin-Mikkego jest królową
Ona ma 33 lata, on 77. Poznali się na partyjnym spotkaniu i jak mówi nam Dominika Korwin-Mikke, polityk od razu się nią zainteresował. Żona Janusza Korwin-Mikkego w wywiadzie z Wirtualną Polską przyznaje, że dla jego zwolenników jest królową, a znane nazwisko bardzo jej pomaga.
21.01.2020 | aktual.: 27.12.2020 07:51
Czuje się pani królową?
Monarchia w Polsce nie istnieje i – mimo szczerych chęci mojego męża – raczej nie da się jej przywrócić. Dla sympatyków Janusza Korwin-Mikkego, którzy chcieliby go widzieć jako króla, jestem w pewnym sensie królową. Choć traktuję to w sposób żartobliwy.
Ciągnie panią jednak do władzy. Startowała pani w wyborach.
Patrząc długofalowo, na pewno chciałabym się zająć polityką na poważnie. W wyborach do Sejmu miałam miejsce w środku listy. Wiedziałam, że nie mam żadnych szans, by się dostać, ale chciałam wesprzeć całą Konfederację.
Nie próbowała pani zabiegać u męża o lepsze miejsce?
To byłoby z góry podejrzane, gdybym nagle dostała "jedynkę". Musielibyśmy się liczyć ze straszną krytyką. Może jeśli będę aktywnie działać, za cztery lata dostanę lepsze miejsce i nie będzie to wówczas budziło kontrowersji oraz zarzutów o protekcję.
Nazwisko Korwin-Mikke częściej pani pomaga czy przeszkadza?
W wyborach na pewno pomaga. Ale nie dotyczy to tylko naszego nazwiska, ale każdego znanego w skali ogólnopolskiej. Kiedyś do Sejmu dostał się nikomu nieznany Łukasz, bo miał na nazwisko Tusk. Tak samo działają nazwiska Duda czy Kaczyński. Różnica jest taka, że my, z nazwiskiem Korwin-Mikke, nie jesteśmy z łapanki. My wspieramy Janusza. To uczciwe, tym bardziej, że dostajemy słabe miejsca i nigdy nikt poza Januszem się nigdzie nie dostaje.
To polityka połączyła Panią z mężem?
Poszłam na cotygodniowe spotkanie sympatyków UPR. Janusz przyszedł jako gość specjalny. Wcześniej widziałam go kilka razy, ale nigdy nie rozmawialiśmy. Tak się złożyło, że tego dnia zwróciliśmy na siebie uwagę.
Czym panią ujął?
Tym, że bardzo się mną zainteresował. Widać było, że zrobiłam na nim wrażenie. Wszystko kiełkowało powoli. Wiedziałam o nim bardzo dużo. Miał już wtedy ponad 60 lat, jako polityk i publicysta był człowiekiem powszechnie znanym i rozpoznawalnym. O mnie nie wiedział nic. No ale w życiu każdego celebryty czasem zdarza się tak, że poznaje kogoś spoza swojego świata.
Macie dwoje dzieci. Mąż pani pomagał, gdy się urodziły?
Bardzo pomagał, oczywiście na tyle, na ile pozwalały mu obowiązki. Polityka to jego żywioł, ale jak tylko mógł, bardzo lubił kąpać niemowlaki. Gdy dzieci były małe, mieliśmy bardzo dużą wannę. Niemowlęta mają naturalną zdolność pływania. Janusz przytrzymywał je jednym placem pod główkę i patrzyliśmy jak wykonują takie same ruchy jak w brzuchu mamy.
Klaps jest dopuszczalny, czy klaps to bicie?
Janusz na pewno jest bardziej przywiązany do tradycyjnego modelu wychowania. Surowy ojciec, nadzorujący dzieci, które muszą się go bać, czuć respekt oraz mama, która na więcej pozwala, przytuli gdy dzieje się coś złego.
Surowy ojciec ma prawo uderzyć?
Janusz uważa, że klaps to coś normalnego. Dajemy klapsy, ale nie mówimy przecież o biciu. Nie uznajemy bicia i przemocy wobec dzieci.
A szczepią je państwo?
Nasze dzieci są szczepione na szczepienia obowiązkowe. Mam dużo zastrzeżeń do jakości szczepionek, dlatego nie zdecydowaliśmy się na szczepienia dodatkowe.
Musiała pani przekonywać męża? On krytykuje obowiązek szczepień.
Też był za tym, by je zrobić. On krytykuje przymus szczepień. Każdy powinien mieć wybór, bo szczepienia wiążą się z ryzykiem. Trzeba rozważyć: czy szczepi się dziecko i ponosi ewentualne ryzyko powikłań, czy nie zaszczepi i ryzykuje chorobę.
Jaki Janusz Krowin-Mikke jest w domu?
Nie lubi siedzieć bezczynnie. Zazwyczaj siada przy komputerze albo majsterkuje. Wybiera typowo męskie zajęcia. Składał wszystkie meble w naszym domu. Lubi też wszystko naprawiać i ma do tego smykałkę. Odpoczywa wtedy od polityki i często angażuje do pomocy dzieci.
Dzieci odczuwają, że tata i mama są znani?
Odczuwają, jeśli chodzi o tatę. Mnie dotyczy to w znikomym stopniu. Janusz jest często w telewizji, gazetach, więc zdają sobie sprawę, że jest kimś ważnym.
Przy okazji sylwestra pani mąż opublikował filmik, na którym rzuca psu petardy. Pani popiera takie metody?
Foksterierek był ćwiczony za pomocą cracking balls, a nie petard. To kulki, które wydają mało hałasu, ale za to jest dużo błysku. Nasz pies bardzo to lubi. Ludzie nazwali to fajerwerkami i zrobiła się awantura.
Może nie trzeba było tego pokazywać przy okazji sylwestra?
Janusz chciał pokazać, że to dla naszego pieska nic strasznego. Choć może inne psy by się tego bały. Dziwi mnie ta histeria wokół psów. Nasz Foksterierek bardziej niż petard boi się burzy: piszczy, chowa się. Wiele psów tak ma, ale czy to oznacza, że mamy zakazać burzy? To nierealne. Psy sobie z tym radzą na swój sposób.
Mówiła pani, że nazwisko Krowin-Mikke pomaga w polityce, a ciąży sława męża i to, że często jest krytykowany?
Zarówno ja, jak i Janusz jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jego wypowiedzi są przekręcane. Śmialiśmy się, bo rok temu poseł Cimoszewicz junior złożył zawiadomienie do prokuratury, że Janusz znęca się nad psem, odpalając przy nim fajerwerki. Mąż był wzywany na policję, poszedł z Foksterierkiem, ale pieska niestety nie wpuścili na komisariat, mimo że to jego najbardziej dotyczyła sprawa. W końcu została umorzona. Teraz z kolei pojawiło się doniesienie europosła z Wiosny Łukasza Kohuta. Ciekawe, czy znowu policja będzie nas wzywać. To kpina z wymiaru sprawiedliwości. Poważne sprawy ciągną się latami w prokuraturze czy w sądach, ale nic dziwnego, skoro prokurator zajmuje się np. naszym pieskiem.
"Kobiety powinny mniej zarabiać, bo są mniejsze, niższe i mnie inteligentne od mężczyzn". Zgadza się pani z mężem?
Mówił to po angielsku. Użył słowa "must", które może oznaczać "musieć" lub stosuje się je, by powiedzieć, że zjawisko ma logiczne następstwo. Na przykład: "On ma drogi samochód, musi być bogatym człowiekiem". A więc Janusz wcale nie rozkazuje kobietom zarabiać mniej, ale próbuje wskazać przyczynę, dlaczego tak jest. Gdyby kobieta zatrudniła się w budownictwie i musiałaby fizycznie pracować, to oczywiste jest, że jej wydajność byłaby mniejsza i powinna zarabiać mniej.
A może on po prostu tak uważa i nie ma co tego tłumaczyć?
On ma swoje zdanie, nie boi się poruszać kontrowersyjnych tematów, ale nie zawsze jest sprawiedliwie traktowany.
A jak w takich razie rozumieć jego opinię, że w małżeństwie dopuszczalny jest gwałt, a mąż ma prawo zdradzać żonę?
Na pewno gwałt nigdy nie jest dopuszczalny. Może chodzi o to, że trudno czasami wyobrazić sobie gwałt w małżeństwie, bo małżeństwo jest stworzone do tego, by być razem. W książce "Vademecum ojca" napisał, że "gdy ja zdradzę żonę, to jakbym ze swej sutereny splunął na ulicę - nieładnie, ale przestępstwo niewielkie. Gdy natomiast mnie zdradza żona, to jakby ktoś z ulicy splunął do mojej sutereny". Janusz uważa, że gorszym występkiem jest zdrada żony.
Pani też tak uważa?
Najlepiej, gdy nikt nikogo nie zdradza. Wtedy nie ma żadnych problemów.
Zobacz też: Magdalena Biejat odwołana z funkcji szefowej Komisji Rodziny. Będzie odwet w Senacie?