"Dominik" i "Hejnał" współpracował świadomie
Tajny współpracownik o pseudonimach "Dominik" i "Hejnał"
spotykał się z funkcjonariuszami SB i miał świadomość z kim
rozmawia - powiedział Marek Lasota z krakowskiego IPN, który bada
inwigilację Kościoła przez służby specjalne PRL.
Z materiałów, z którymi zapoznał się historyk wynika, że osoba ta nie przekazywała SB żadnych informacji mogących wpłynąć na bieg pontyfikatu Jana Pawła II. Badacz z Krakowa widział teczkę tzw. kontaktu operacyjnego oraz teczkę pracy tajnego współpracownika o pseudonimach "Dominik" i "Hejnał".
Prezes IPN Leon Kieres ujawnił w środę, że materiały te wskazują, iż tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL był w latach 80. ojciec Konrad Stanisław Hejmo.
Lasota powiedział, że materiały, z jakimi się zapoznał to standardowa dokumentacja obrazująca działalność tajnego współpracownika.
Plotkarskie donosy
Pytany jakiego rodzaju informacje były przekazywane SB Lasota podkreślał, że były to głównie informacje o "charakterze plotkarskim". W materiałach, jakie znam były rozmaite informacje dotyczące życia wewnątrzzakonnego i przybywających do Rzymu duchownych oraz hierarchów kościelnych - powiedział Lasota.
O. Hejmo, o którym mówi się, że to jego dotyczy ta dokumentacja, nie był w żadnej mierze w hierarchii watykańskiej osobą, która mogła mieć informacje mające znaczenie dla pontyfikatu Jana Pawła II oraz dla funkcjonowania Kurii Rzymskiej, Polaków tam pracujących i Polaków - najbliższych współpracowników Jan Pawła II - ocenia Lasota.
Jest dużo przesady w przypisywaniu agentowi i pseudonimach "Dominik" i "Hejnał" jakiegoś zasadniczego znaczenie dla życia Kościoła - podkreślił Lasota. Choć, jak dodał, informacje o Janie Pawle II są w tych materiałach. Rzuciła mi się w oczy np. informacja o planowanym podczas drugiej pielgrzymki papieża do Polski spotkaniu z Lechem Wałęsą - powiedział.
Według Lasoty, informacje te pochodziły z drugiej ręki, a jeśli tajny współpracownik miał cokolwiek do powiedzenia, to wskutek jego rozległych kontaktów towarzyskich.
Lasota powiedział, że miał kilka godzin na przejrzenie 700 stron dokumentów i nie jest w stanie stwierdzić ze stuprocentowa pewnością, czy była tam, czy też nie, deklaracja współpracy z SB podpisana przez o. Hejmo. Badacz z krakowskiego IPN zaznaczył, że nie słyszał dołączonych do tych akt taśmach i nie wie, czyj głos został na nich utrwalony.
Forma rekompensaty
W materiałach IPN - według Lasoty - są natomiast dokumenty, które mogą wskazywać, iż jakaś forma rekompensaty była udzielana tajnemu współpracownikowi. Dodał, że w przypadku tajnych współpracowników było to zazwyczaj wynagrodzenie finansowe albo upominki. Lasota zaznaczył, że trudno mu szczegółowo mówić o okolicznościach zwerbowania agenta.
Zdaniem Lasoty, o. Hejmo powinien wykorzystać drogę prawną i wystąpić do IPN o materiały, które go dotyczą.
Marek Lasota nie zamierza dodawać wątku o. Hejmo. do swojej książki o inwigilacji Karola Wojtyły, która ma się ukazać w ciągu dwóch miesięcy. Książka "Karol Wojtyła w dokumentach UB i SB" obejmuje okres do 1978 roku. Wątek o. Hejmo w żaden sposób nie wiąże się z czasami posługi biskupiej i kardynalskiej Wojtyły. Świadczy zaś o tym, że nie zaprzestano jego inwigilacji także po wyborze na papieża - powiedział.
Badacz IPN podkreślił, że wedle jego wiedzy i oceny znacznie bardziej użyteczni niż agent o ps. "Dominik", "Hejnał", byli dla SB informatorzy działający blisko Wojtyły, np. agent pracujący w kurii krakowskiej w l. 60 i 70, odpowiadający za finanse.
Nie sądzę, by ujawnienie nazwisk osób, które inwigilowały Wojtyłę jako biskupa i kardynała, wywołały szok - mówił Lasota. Trzeba pamiętać, że wiele z tych osób nie żyje, a ci, którzy żyją, dźwigają bardzo ciężkie brzemię. Nie sadzę jednak, żeby świadomość, kim one są wywołała sensację lub miała reperkusje dla oceny tego, co działo się w Kościele krakowskim.
Lasota dodał, że inwigilacją Wojtyły zajmowali się zarówno świeccy jak i duchowni ulokowani np. w kapitule kurii lub wśród urzędników kurii.