Dolina Chochołowska. Koń stracił siły i padł z wycieńczenia. Po kilku minutach woźnica zaprzągł go do dorożki
Dolina Chochołowska. Do dramatycznych scen doszło w Dolinie Chochołowskiej. Turyści byli świadkami, jak jeden z koni opadł z sił i padł na drogę. Mimo to woźnica po kilku minutach znów zaprzągł go do powozu, by kontynuować kurs.
12.07.2020 13:37
Dolina Chochołowska. Dramat konia na oczach turystów
Do zdarzenia doszło 8 lipca 2020 roku. "Tego dnia było bardzo parno i choć dorożkarz twierdzi, że koń się potknął - trudno przyjąć taką wersję za wiarygodną. Konie bardzo źle znoszą upały i wysoką wilgotność powietrza. Autor filmu widział też krew cieknącą zwierzęciu z nosa" - czytamy w serwisie ratujkonie.pl. Sprawę nagłośniła fundacja Viva!.
Koń po kilku minutach ponownie został zaprzężony do dorożki i prawdopodobnie musiał kontynuować kurs. "W dorożce jechało dwoje dorosłych z dwójką małych dzieci. Kiedy koń leżał – przez długi czas nawet nie zsiedli. Taka postawa nas zasmuca podwójnie - nawet tak ogromne cierpienie nie spowodowało, że zrezygnowali z wygody dla dobra zwierzęcia. Prawdopodobnie pojechali dalej..." - czytamy na facebookowym profilu ratujkonie.pl.
Dolina Chochołowska. Fundacja Viva! protestuje.
Konie w Dolinie Chochołowskiej nie mają tak trudnej do pokonania trasy, jak te z trasy na Morskie Oko, ale i tak doszło do groźnej sytuacji. Przeciwko wykorzystywaniu pracy koni w Tatrach od lat protestuje Fundacja Viva!
- Od lat powtarzamy, że Tatry to nie jest miejsce dla koni. Nawet na tak potencjalnie łatwej trasie i nawet przy tak niewielkim obciążeniu, w porównaniu do tego z Morskiego Oka, konie pracujące w niekorzystnych tatrzańskich warunkach, ulegają dramatycznym wypadkom, takim jak ten, o którym dowiedzieliśmy się właśnie od turystów wędrujących Doliną Chochołowską - powiedziała nam Anna Plaszczyk z Fundacji Viva!
- Zrozumienie mechanizmu termoregulacji i zaprzestanie pracy w warunkach wysokiej temperatury i wilgotności jest jedynym skutecznym sposobem na zapewnienie dobrostanu koni pracujących w Tatrach. Ale fiakrzy od lat to ignorują, bo zyski są dla nich ważniejsze niż dobro zwierząt - dodała Plaszczyk.