Świat"Do Rzeczy": Propaganda cyberkalifatu

"Do Rzeczy": Propaganda cyberkalifatu

Ajman al-Zawahiri, obecny przywódca Al-Kaidy, stwierdził niegdyś, że więcej niż połowa bitwy o serca i umysły muzułmanów toczy się w mediach. Trudno o prawdziwsze stwierdzenie, jeśli spojrzy się na działalność tzw. Państwa Islamskiego, które od połowy 2014 r. prowadzi wyjątkową w swojej istocie kampanię propagandową w cyberprzestrzeni - pisze w tygodniku "Do Rzeczy" Miron Lakomy.

"Do Rzeczy": Propaganda cyberkalifatu
Źródło zdjęć: © Twitter

08.08.2016 | aktual.: 08.08.2016 16:23

Jej architektami stali się członkowie wyspecjalizowanej komórki o nazwie Al-Hayat Media Center. Obok "kanonu" cyberdżihadu w formie nagrań egzekucji pojmanych jeńców od przeszło dwóch lat Państwo Islamskie publikuje w sieci wzorowane na zachodniej kulturze masowej spoty telewizyjne, teledyski (nasheed), magazyny internetowe, "reportaże", "wywiady", "filmy dokumentalne" czy wreszcie memy oraz bannery, które niestety docierają szerokim nurtem do milionów internautów na całym świecie. Jedne służą inspirowaniu i rekrutowaniu zwolenników, inne z kolei mają zastraszać wybrane społeczeństwa „krzyżowców”. Już pierwsze głośne nagranie tej organizacji z sierpnia 2014 r., przedstawiające brutalną egzekucję amerykańskiego obywatela Jamesa Foleya, błyskawicznie obiegło cały świat wywołując szok i lawinę komentarzy, także ze strony elit politycznych.

Sztab profesjonalistów

Pierwszą cechą, która od razu rzuca się w oczy, jeśli porównać „produkty” propagandowe ISIS z wcześniejszymi, z reguły nieporadnymi zabiegami innych organizacji terrorystycznych, jest wysoka jakość ich przygotowania. Publikowane przez Al-Hayat Media Center nagrania często przypominają pod tym względem programy największych zachodnich stacji telewizyjnych. Ujęcia kręcone są z kilku kamer, przy wsparciu zaawansowanych metod postprodukcji i elementów profesjonalnej grafiki komputerowej. Całość zamieszczana jest w sieci w jakości HD. Świadczy to o tym, że dla ISIS pracuje grupa świetnie wykształconych profesjonalistów, w tym filmowców, muzyków, grafików czy speców od PR. Do niedawna najsłynniejszym jej członkiem był prawdopodobnie nieżyjący już niemiecki raper i konwertyta Denis Cuspert (ps. Deso Dogg), który wspierał swoim doświadczeniem produkcję materiałów skierowanych m.in. do europejskiej i amerykańskiej młodzieży.

Nie mniejsze znaczenie ma także dostosowanie przekazu tzw. Państwa Islamskiego do uwarunkowań kulturowych państw zachodnich. Jeszcze dekadę temu zamieszczane w sieci materiały np. Al-Kaidy były dość hermetyczne, trudne do odbioru dla obywateli krajów zachodnich. Symboliczne dla tego trendu były rozwlekłe przemówienia Osamy bin Ladena. Tymczasem Daesh podążyło zupełnie inną ścieżką, dostosowując swoje produkcje do przyzwyczajeń zachodnich internautów. Świadczą o tym m.in. jego teledyski, których warstwa wizualna i reżyseria w zasadzie niewiele różnią się od wideoklipów wiodących amerykańskich koncernów muzycznych. Podobną rolę odgrywają także nawiązania do popularnych gier komputerowych. Przekaz Al-Hayat jest wówczas jasny: dołącz do nas, a rzeczywistość okaże się ciekawsza niż twoja ulubiona rozrywka. Niestety, zabiegi te trafiają na podatny grunt w postaci nieodpornych na manipulacje młodych Europejczyków i Amerykanów, których tysiące wyjechały od 2014 r. na Bliski Wschód.

Ważną cechą cyberdżihadu tzw. Państwa Islamskiego jest również umiejętne wykorzystanie mediów społecznościowych. Dzięki dziesiątkom tysięcy członków oraz sympatyków (w 2015 r. tylko na jednym z portali miało działać ponad 40 tys. kont wspierających ISIS) jest ono w stanie błyskawicznie rozpowszechniać przygotowane materiały. Co więcej, pozwala to zdecydowanie zwiększyć zasięg oddziaływania na internautów.

Media w służbie terrorystów

Niestety, wydaje się, że na bezprecedensową skalę propagandy Państwa Islamskiego potężny wpływ ma także błędna polityka informacyjna części mediów masowych. W zasadzie większość stacji telewizyjnych o zasięgu międzynarodowym w takiej czy innej formie szczegółowo informowała np. o wspomnianych egzekucjach Jamesa Foleya czy Stevena Sotloffa, charakteryzując ich przebieg lub odtwarzając nawet ocenzurowane fragmenty tych nagrań. Trudno zrozumieć taką praktykę, mając na uwadze fakt, że współgra to z celami terrorystów, którzy chcą, aby ich przekaz trafił do jak największej liczby odbiorców.

Wszystkie powyższe cechy dowodzą, że od ponad dwóch lat mamy do czynienia z unikalną w swojej istocie kampanią cyberdżihadystyczną. Niestety, zarówno w Polsce, jak i na całym świecie zrozumienie specyfiki oraz konsekwencji działań Państwa Islamskiego w sieci globalnej często kuleje, a skutecznych pomysłów przeciwdziałania im w zasadzie brak. Jest to o tyle niepokojące, że materiały propagandowe ISIS mogą przyczyniać się do wzrostu liczby spontanicznych zamachów mikroterrorystycznych w Europie i w Ameryce Północnej. Przeciwdziałanie im ze strony służb specjalnych jest zdecydowanie trudniejsze niż w przypadku ataków organizowanych na miarę World Trade Center. Nie da się bowiem przewidzieć, kto i kiedy, pod wpływem np. teledysków nawołujących do udziału w świętej wojnie, wsiądzie w auto i uderzy w grupę napotkanych losowo przechodniów.

Wreszcie produkcje Al-Hayat Media Center odgrywają pewną rolę w procesie pogłębiania poczucia strachu i dezorientacji wśród społeczeństw zachodnich. Według badań Pew Research Center zarówno większość Europejczyków, jak i Amerykanów (odpowiednio 76 proc. i 80 proc.) uznaje tę organizację terrorystyczną za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa ich państw. Wydaje się, że obok kolejnych zamachów terrorystycznych to właśnie propaganda Daesh miała na to wymierny wpływ.

Trudna walka

W dyskusji na temat współczesnych zagrożeń dla bezpieczeństwa międzynarodowego zjawisko cyberdżihadyzmu bywa często niedoceniane. Jest to szczególnie widoczne właśnie w przypadku tzw. Państwa Islamskiego, gdzie kwestia jego kampanii propagandowej w Internecie jest z reguły spychana na dalszy plan przez inne przejawy aktywności tej organizacji terrorystycznej (zamachy, działania wojenne w Iraku i Syrii). Jest to zasadniczy błąd, ponieważ nawet zniszczenie struktur ISIS na Bliskim Wschodzie i w Afryce per se nie doprowadzi do likwidacji terroryzmu w Europie, który jest przynajmniej częściowo napędzany paliwem elektronicznej świętej wojny.

Na szczęście sytuacja ta ulega pewnej zmianie, także w rodzimym dyskursie naukowo-eksperckim. Najlepiej świadczy o tym fakt, że podczas zbliżającego się II Europejskiego Forum Cyberbezpieczeństwa – CYBERSEC, które z inicjatywy Instytutu Kościuszki odbędzie się w dniach 26–27 września 2016 r. w Krakowie, problematyka ta zostanie poddana wszechstronnej analizie. Jest to tym istotniejsze, że dotychczas nie udało się znaleźć złotego środka, który pozwoliłby na zablokowanie tej kampanii przy jednoczesnym zachowaniu podstawowych praw i wolności jednostek w sieci. Rozstrzygnięcie tego dylematu ma zasadnicze znaczenie, od niego bowiem może zależeć nie tylko skuteczność międzynarodowej walki z cyberdżihadyzmem, lecz także los samego Internetu jako domeny wolnej wymiany myśli i idei.

Autor jest adiunktem w Zakładzie Stosunków Międzynarodowych Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego, ekspertem Instytutu Kościuszki.

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
internetterroryzmpaństwo islamskie
Zobacz także
Komentarze (9)