Dlaczego USA nie zaatakują Iranu? - pięć powodów
Odkąd do prasy przeciekł raport MAEA ws. programu atomowego Iranu, Zachód wzywa do podjęcia radykalnych kroków mających go powstrzymać. Mimo twardej retoryki USA, jest pięć powodów, dla których nie zaatakują one Iranu - pisze amerykański portal RealClearPolitics.
10.11.2011 | aktual.: 10.11.2011 17:42
We wtorek ujawniono treści raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA), z którego wynika, że Iran pracował, a być może wciąż pracuje nad programem zbrojeń nuklearnych. Zachód zareagował na dokument wezwaniem do wprowadzenia "bezprecedensowych" sankcji przeciw Teheranowi. Powróciło też w wypowiedziach polityków sformułowanie, że w sposobach radzenia sobie z islamską republiką "nie wyklucza się żadnej opcji", czyli bierze się pod uwagę rozwiązanie militarne - napisał amerykański portal specjalizujący się w tematyce politycznej.
Administracja prezydenta Baracka Obamy tę właśnie opcję musi z pięciu powodów wykluczyć - uważa autor tekstu z RealClearPolitics Greg Scoblete.
Po pierwsze, USA niechętnie uciekają się do inwazji na dużą skalę, jeśli nie mają mandatu ze strony jakiejś organizacji międzynarodowej. W przypadku Libii operację militarną poparły zarówno ONZ, jak i Liga Arabska. A ponieważ Rosja i Chiny zawsze sprzeciwiają się nakładaniu sankcji na Teheran, trudno sobie wyobrazić, by nie zawetowały w ONZ rezolucji o rozwiązaniach siłowych wobec Iranu.
Po drugie, wojna "wypaliłaby jeszcze większą dziurę w budżecie" USA. Administracja Obamy chce zmniejszyć publiczne zadłużenie państwa i jego deficyt budżetowy. Ogranicza nawet środki Pentagonu. Operacja wojskowa na dużą skalę zniweczyłaby wszystkie te plany.
Jeśli prowadzi się wojny, rośnie zarówno zadłużenie państwa, jak i deficyt budżetowy, czego wciąż aktualnym przykładem są koszty wojen w Iraku i Afganistanie. Spowodowały one zadłużenie grożące "katastrofalnymi stratami" dla amerykańskiej gospodarki - jak ostrzegał minister skarbu USA Timothy Geithner - oraz dramat z podnoszeniem ustawowego pułapu zadłużenia państwa w USA, który toczył się w Waszyngtonie latem.
Po trzecie, nie byłoby to "kierowaniem z tylnego siedzenia", czyli taktyka, którą obrała administracja USA podczas interwencji w Libii. Polega ona na zebraniu grupy państw o podobnym nastawieniu do atakowanego reżimu, by podzieliły się ciężarem wysiłku wojennego, i kierowaniu koalicją bez mianowania się jej liderem. Ten scenariusz nie przydałby się w Iranie. Poza tym Teheran, choć mógłby ostatecznie zagrozić Ameryce rakietami dalekiego zasięgu, jest w gruncie rzeczy znacznie większym problemem dla krajów swego regionu, a zwłaszcza Arabii Saudyjskiej i Izraela - uważa Greg Scoblete.
Po czwarte, trudno byłoby Ameryce pozostać nadal przyjaciółką irańskich tzw. "zielonych" przeciwników reżimu, którzy protestowali w 2009 roku przeciw ponownemu wyborowi na prezydenta Mahmuda Ahmadineżada.
Duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei oskarżał wówczas Waszyngton o próby obalenia irańskich władz. Przez Teheran przetaczały się wrogie sobie demonstracje. Zwolennicy władz krzyczeli: "Śmierć Ameryce!", ludzie popierający opozycję wznosili okrzyki: "Śmierć Rosji!".
Inwazja oznaczałaby nieuchronne ofiary wśród ludności cywilnej, a więc koniec poparcia irańskiej opozycji dla USA. Ponadto Irańczycy są dumnym narodem, a program nuklearny, który jest starszy od reżimu ajatollahów, popierali od początku.
Po piąte: "gospodarka, głupcze!". Jeśli jest jeden, główny powód, dla którego gabinet Obamy nie zdecydowałby się zaatakować Iranu, to jest to gospodarka - pisze RealClearPolitics. Kontratak Iranu wymierzony byłby w najczulszy punkt światowego przemysłu - dostawy ropy naftowej, której 20% transportuje się przez cieśninę Ormuz. Irańczycy postaraliby się ją zablokować, ceny ropy poszybowałyby w górę, strefa euro popadłaby niemal na pewno w recesję, a Ameryka znowu znalazłaby się na skraju gospodarczej przepaści.
O ile więc gabinet Obamy nie ma zamiaru sięgnąć po sposób na ożywienie gospodarki, polegający na przystąpieniu do wojny, scenariusz taki jest nierealny - oceania RealClearPolitics.
Strategią, która zadziałała wobec znacznie potężniejszego przeciwnika, jakim był Związek Radziecki, było odstraszanie i izolowanie wroga - przypomina amerykański portal. Prawdopodobnie Obama skorzysta z tej strategii ponownie.