Dlaczego nikt nie ujął się za Marcinkiewiczem?
Żaden z członków kilkusetosobowej Rady Politycznej nie bronił Marcinkiewicza, gdy szedł w odstawkę. Dlaczego nikt się za nim nie ujął? - stawia pytanie "Gazeta Wyborcza".
10.07.2006 | aktual.: 10.07.2006 08:14
Z godziny na godzinę Marcinkiewicz przestawiany był jak stary mebel. Obnażony został tym samym przerażający w swej wymowie fakt, że w PiS nie ma żadnej wewnętrznej politycznej debaty - pisze komentator "GW" Jarosław Kurski.
W partii jednoosobowo rządzi prezes. Nikt nie próbuje mu się przeciwstawić, bo nikt nie jest politycznym samobójcą. Tak oto logika partyjnej jednomyślności i dyscypliny przenosi się dziś na codzienną praktykę nowego państwa - IV RP.
Lech Kaczyński nie kryje, że partyjny z niego prezydent. Partyjny premier, wedle partyjnej logiki, obsadza media, spółki, KRRiT, a nawet rzecznika praw obywatelskich. W sposób konsekwentny PiS buduje partyjną strukturę od warszawskiej centrali, poprzez powiaty, aż do samej gminy.
Powraca znajomy propagandowy klimat zaufania do partii i jej moralno-politycznej jedności. Ostatnia telewizyjna reklama PiS, choć będąca kalką kampanii Ronalda Reagana, jest odpowiadającą wrażliwości współczesnego odbiorcy mutacją gierkowskiej propagandy sukcesu.
Czym zawinił Marcinkiewicz? Próbował tworzyć relatywnie autonomiczny ośrodek władzy. To już za dużo dla Jarosława Kaczyńskiego, którego interesuje tylko pełna i realna władza.