Detektywi poszukują fałszerza, który obdarował muzea
Detektywi poszukują tajemniczego starszego pana, który obdarował dziesiątki amerykańskich muzeów obrazami słynnych mistrzów. Wszystkie z nich były sfałszowane.
Nikt nie spodziewałby się, że starszy mężczyzna podajcy się za zakonnika mógłby dopuścić się czegoś takiego. Jednak Arthur Scott poruszający się nietypowym jak na księdza czerwonym cadillaciem podarował obraz Charlsea Courtneya Currana Hilliard Univeristy Art Museum.
Fałszerstwo odkryto przy badaniu dzieła za pomocą światła ultrafioletowego. Okazało się, że „artysta” pomagał sobie markerem, a nie farbami olejnymi. Dopiero po tym odkryciu zaczęto poszukiwania Ojca Arthura Scotta.
Pod koniec stycznia w amerykańskiej prasie ujawniono, że jezuita wcale nie nazywa się Arthur Scott, ale Mark Landis. Nie jest też zakonnikiem, lecz byłym właścicielem galerii z San Francisco. Obraz Currana nie został namalowany przez impresjonistycznego malarza, jest jedynie zręcznym fałszerstwem.
W historii nie byłoby nic niezwykłego, gdyby nie to, że fałszerz podarował amerykańskim muzeom kilkadziesiąt podobnych dzieł. Proceder uprawiał przez niemal trzy dekady. Stał się tym samym najdłużej działającym, bez demaskacji, fałszerzem w historii.
Okazało się, że mężczyzna podróżował po całych Stanach Zjednoczonych i obdarował wiele z muzeów. Zawsze zmieniał swoją tożsamość. Nie wiadomo ile placówek posiada falsyfikaty podarowane przez Marka Landisa, ponieważ wiele z nich dopiero je odkrywa.
Amerykański wymiar sprawiedliwości nie może nic zrobić. Nie umie uwierzyć w winę symaptycznego, 55 letniego mężczyzny, a raczej nie potrafi wskazać paragrafu wg którego mógłby rozpocząć ściganie Landisa. Oczywiście nie brak formalnych dowodów na fałszowanie obrazów, jednakże fałszerz nie zarobił na tym ani centa. Według Kodeksu Karnego nie doszło do szkody i dlatego mężczyzna nie może być ścigany.