Depresja jest jak szamoczący się cień. Dopada już 8‑letnie dzieci
"Miałem raz pacjentkę z depresją, która była jedną z najlepszych śpiewaczek operowych w Europie i ona przekonywała mnie ciągle, że te wszystkie nagrody dają jej tylko z litości. Całym sercem wierzyła w tę teorię i gdybym mówił: "Daj spokój, przecież jesteś super!" w żaden sposób bym jej nie pomógł" - mówi Piotr Fijewski, psychoterapeuta z 30-letnim doświadczeniem.
23.02.2018 | aktual.: 23.02.2018 18:32
Gdyby depresja była człowiekiem, jaki to byłby człowiek?
To byłby raczej cień człowieka, który gdzieś utknął, szamocze się i nie może ruszyć dalej... albo człowiek w pokoju bez drzwi. Bezradny i bezsilny, który zupełnie nie wie, co ma zrobić, żeby się wydostać.
Pamiętasz, co sobie pomyślałeś, gdy po raz pierwszy zetknąłeś się w pracy z depresją?
Pamiętam, że było to dla mnie ogromne wyzwanie, bo pacjentowi w depresji, bardzo chce się dać coś od siebie. Energię, siłę... jakoś go z tego wyciągnąć, przesunąć ku światłu, a trzeba pozwolić mu zjechać na samo dno i na tym dnie towarzyszyć. Być razem z nim, wspierać. Żeby poczuł, że ktoś go widzi.
I co dalej?
Jak zostanie zobaczony i zrozumiany przez drugą osobę w swoim beznadziejnym samotnym kawałku, to wtedy poczuje, że nie jest sam jeden na świecie i może się zacząć od tego dna odbijać.
Nie widziałam jeszcze, żeby ktoś po prostu towarzyszył osobie przeżywającej ciężki smutek. Zazwyczaj na depresję reaguje się słowami "Ogarnij się!" albo "Wydziwiasz!".
Są dwa typy takiego, nazwijmy to, przepychania osoby chorej. Pierwsze to przepychanie rodzicielskie - "Rusz się!", "Wyjdź z pokoju!", "Wstawaj wcześniej!", "Znajdź sobie zajęcie!". Drugie to przepychanie przyjacielskie - "Zobacz, masz tyle mocnych stron", "Podobasz się dziewczynom!"... i oba są z reguły nieskuteczne.
Dlaczego?
Bo ta osoba czuje się kompletnie nierozumiana. Wiesz, miałem raz pacjentkę z depresją, która była jedną z najlepszych śpiewaczek operowych w Europie i ona przekonywała mnie ciągle, że te wszystkie nagrody dają jej tylko z litości. Całym sercem wierzyła w tę teorię i gdybym mówił: "Daj, spokój, przecież jesteś super!" w żaden sposób bym jej nie pomógł.
Jak można odróżnić zwykły zjazd energii od prawdziwej depresji? Gorsze dni zdarzają się w końcu każdemu.
Depresja zaczyna się wtedy, gdy czyjaś energia życiowa, która napędza do działania, zatrzymuje się. Rzeczy, które wcześniej angażowały daną osobę, nagle przestają cokolwiek dla niej znaczyć. Chory nie wychodzi z domu, zrobienie zakupów sprawia mu problem, zaniedbuje higienę osobistą. A przede wszystkim, ten stan utrzymuje się i jest zupełnie niezależny od aktualnej sytuacji życiowej. Komuś może powodzić się w pracy, w domu, a wewnątrz odczuwa ogromne cierpienie.
Co dla psychologów jest najtrudniejsze w leczeniu depresji?
Bardzo trudne są sytuacje podwójnej diagnozy, kiedy pacjent jest uzależniony od alkoholu i jednocześnie ma rozpoznaną depresję. Alkohol pomaga takiej osobie walczyć z depresją. W takich sytuacjach najpierw zajmujemy się problemem alkoholowym, później depresją. Trudne są też sytuacje, w których depresja jest już bardzo głęboka i może skończyć się samobójstwem. Musimy wtedy odsunąć na bok wszelkie porady i rozpocząć prawdziwą walkę o życie pacjenta. W takich sytuacjach zawieramy tzw. "kontrakt na życie". Umawiamy się z pacjentem, że nie zabije się do przyszłej sesji. Pacjent zawiera z nami umowę, podejmuje decyzję, że tego nie zrobi. Te kontrakty bardzo pomagają.
Coraz częściej mówi się o tym, że te ostre stany pojawiają się także u dzieci. Wcześniej dzieci nie miewały depresji. Dlaczego akurat teraz?
Bo żyjemy w czasach, w których ludzie popadają w pracoholizm i zadanioholizm. Rodzice dzieci chorych na depresję, zazwyczaj myślą zadaniowo - są skupieni na pracy, na swoich sprawach. Choć często mają dobre intencje i chcą dla dziecka jak najlepiej, nie rozumieją go. Dzieci wychowują się same, w pustce, bez zrozumienia. Nie widzą uczuć i potrzeb dziecka, nie są empatyczni, a to jest niezbędne w relacji. Najgorsze jest to, że kiedyś dzieciaki walczyły o kontakt, a dzisiaj tego nie robią, bo nie muszą. Dostaną tableta czy laptopa i będą w stanie zastąpić sobie drugą osobę. To jest ogromne zagrożenie.
Czy jest coś, co może uchronić nas przed depresją?
Nie odchodzenie od siebie w życiu, nie udawanie, że jest się kimś kim się nie jest. Świadomość swoich uczuć i potrzeb, to jest kotwica, która chroni nas przed pułapkami naszego umysły. Kontakt z przyrodą, ale nie zaliczanie kolejnych miejsc z przewodnika turystycznego, czy robienie sobie ładnych zdjęć w parku, tylko odczuwanie prawdziwej przyjemności z obcowania a lasem, strumieniem, górami... No i najważniejsze. Dobra, ufna relacja z drugim człowiekiem - najskuteczniejsza recepta.
Piotr Fijewski - psycholog, terapeuta, właściciel Ośrodka Pomocy i Edukacji Psychologicznej INTRA.