"Demonstranci z Niemiec byli obserwowani"
- Osoby, które przyjechały z Niemiec, były zatrzymywane w drodze do Warszawy i obserwowane od momentu przekroczenia granicy, bo współpracowaliśmy z policją niemiecką - powiedział szef MSWiA Jerzy Miller w programie "Fakty po faktach".
12.11.2011 | aktual.: 14.11.2011 18:09
Minister tłumaczył, że mimo obserwacji podejrzanych osób, które jechały do Warszawy na manifestacje, nie można było wcześniej podjąć działań zapobiegawczych. Jak dodał, jest przekonany, iż policja i inne służby zrobiły wszystko, by nie doszło do zamieszek.
Pytany dlaczego zatem jeszcze przed incydentami nie zatrzymano ich potencjalnych prowodyrów mówił, że niektóre osoby były zatrzymywane, ale nie można było oczekiwać, że zatrzyma się 1,5 tysiąca ludzi, których przywieziono do Warszawy specjalnie na demonstracje. - Dopóki obcokrajowiec, który przyjeżdża do Polski nawet w złych zamiarach, nie złamie prawa, nie może być zatrzymany. Musieliśmy działać zgodnie z prawem - podkreślał Jerzy Miller.
Jak tłumaczył szef MSWiA, policja działała na miarę wyzwania jakie stawiali po drugiej stronie chuligani. - To było nienormalne, nie tak się obchodzi święto narodowe, ale tak się reaguje na chuligańską przemoc (...) W sposób umiarkowany, ale skuteczny - oświadczył Miller.
Jak zaznaczył, policja, która miała do opanowania wielotysięczny tłum, spisała się dobrze. - Policjanci służyli na tyle dobrze, że skala zniszczeń jest symboliczna, liczba poszkodowanych jest niewielka. Żadna z poszkodowanych osób nie była poważnie ranna i nie potrzebowała leczenia szpitalnego. Wszyscy, którzy zostali zabrani przez pogotowie, zostali opatrzeni w ambulatorium przyszpitalnym i wypuszczeni do domu - podkreślił Miller.
Dodał, że w tych warunkach skalę chuligańskich wybryków ograniczono do minimum. - Czy jesteśmy z tego zadowoleni? Nie. Nie chcemy mieć chuliganów 11 listopada ani w Warszawie, ani w innym polskim mieście - zaznaczył minister.
Minister pytany był także, czy prawo, o którego zmianie mówi się po piątkowych zamieszkach, nie mogło być zmienione wcześniej, skoro do podobnych incydentów doszło także rok temu.
- Prawo trzeba doskonalić każdego dnia (...) nie chcemy mieć takich sytuacji na ulicach nie tylko Warszawy, ale w ogóle w Polsce - odparł.
Według ministra, "to, że ktoś się ustawia z pięściami przed policjantem" nie jest polską specjalnością. Jak mówił takie sytuację mają miejsce w całej Europie. - Bulwersuje mnie jednak, że doszło do tego w święto narodowe (...) Smuci nas, że są tacy, którzy w ten sposób chcą demonstrować nie swoje przekonania, ale swój sposób pokazania święta narodowego - podkreślił.
Po piątkowych starciach z policją na warszawskich ulicach zatrzymano 210 osób. Wśród nich są cudzoziemcy - 92 obywateli Niemiec, 1 obywatel Hiszpanii, 1 obywatel Węgier i 1 obywatel Danii, a także pseudokibice, którzy przyjechali do Warszawy z innych miast.
Prócz starć narodowców uczestniczących w "Marszu Niepodległości" z policją na pl. Konstytucji i pl. Na Rozdrożu, w stolicy doszło też do bójki przedstawicieli organizacji lewicowych z grupą narodowców na Nowym Świecie. Uczestnicy defilady historycznej relacjonowali, że zostali zaatakowani przez przedstawicieli organizacji lewicowych z Niemiec.
Do szpitali odwieziono 30 osób, w tym 12 policjantów. Ogółem obrażenia odniosło 40 policjantów. Miasto oszacowało wstępnie straty na 72 tys. zł.