Dekrety o stanie wojennym były pisane za granicą?
W grudniu 1981 r. wszyscy pracownicy biura prawnego Urzędu Rady Ministrów kwestionowali legalność dekretów o stanie wojennym - zeznała b. pracownica tego biura na procesie autorów stanu wojennego. Według niej dekrety mogły być pisane "za granicą".
18.03.2010 | aktual.: 18.03.2010 13:10
Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował trwający od września 2008 r. proces. Odpowiadają w nim: b. I sekretarz PZPR, b. premier i b. szef MON 86-letni gen. Wojciech Jaruzelski, b. I sekretarz PZPR 82-letni Stanisław Kania, b. szef MSW 83-letni gen. Czesław Kiszczak oraz b. członkini Rady Państwa 79-letnia Eugenia Kempara. W piątek stawili się Jaruzelski i Kania.
Świadek Janina B. zeznała, że biuro prawne URM przez cały poniedziałek 14 grudnia 1981 r. pracowało nad datowanymi formalnie na 12 grudnia dekretami Rady Państwa wprowadzającymi stan wojenny. - Uznaliśmy, że powinno to być ustalone w formie ustawy sejmowej; usłyszeliśmy, że niczego nie można już zmienić - powiedziała. - Przekazaliśmy, że dekretu nie można uchwalać w czasie trwania sesji sejmu - dodała. Ona sama odniosła wtedy wrażenie, że dekrety pisano za granicą, bo wynikało z nich, że autor nie miał wiedzy o polskim prawie.
Świadek nie wiedziała, kiedy dekrety przekazano do druku w "Dzienniku Ustaw", ale na pewno było to już po 14 grudnia.
Dziś wiadomo, że dekret Rady Państwa wydrukowano w "DzU" 17 grudnia - i dopiero od tej daty można mówić o jego obowiązywaniu. Na "DzU" widniała jednak data 14 grudnia, z mocą wsteczną obowiązywania od 12 grudnia. Takie antydatowanie przez władze PRL wyszło na jaw dopiero w 1991 r.
Pion śledczy IPN chciał stawiać zarzuty przekroczenia uprawnień prokuratorom i sędziom, którzy oskarżali, skazywali i przedłużali areszty wobec działaczy "Solidarności" między 12 a 16 grudnia, kiedy ten akt prawny - jak już wiadomo - jeszcze nie obowiązywał. W 2007 r. Sąd Najwyższy uznał jednak, że sędziowie musieli stosować dekret, bo PRL nie była - tak jak dzisiejsza Polska - demokratycznym państwem prawnym. Według SN, jednym z przejawów tego był brak kontroli konstytucyjności ustaw, wobec czego sądy nie mogły tego robić, nawet jeśli ustawy naruszały zasadę niedziałania prawa wstecz. Uchwała SN oznaczała, że IPN nie mógł stawiać zarzutów sędziom i prokuratorom za bezprawne - zdaniem Instytutu - stosowania dekretu, bo postawienie im zarzutów wymaga uchylenia immunitetu - co po uchwale SN nie było możliwe.
Proces odroczono do 15 kwietnia.
W kwietniu 2007 r. pion śledczy IPN z Katowic oskarżył dziewięć osób. Po wyłączeniu spraw trzech oskarżonych i śmierci dwojga innych, w procesie zostało czworo podsądnych. Jaruzelski, Kania i Kiszczak są oskarżeni o kierowanie lub o udział "w związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny (za kierowanie nim grozi do 10 lat więzienia; za udział - do 8 lat). Odpierając zarzut jako absurdalny, Jaruzelski ironizował, że oznacza on, iż można być "i legalną władzą, i nielegalną organizacją". Kania uznaje związek za "twór wirtualny, stworzony przez IPN na polityczne zapotrzebowanie".
Drugi zarzut wobec Jaruzelskiego to podżeganie członków Rady Państwa do przekroczenia ich uprawnień przez uchwalenie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. dekretów o stanie wojennym wbrew konstytucji PRL - bo w trakcie sesji Sejmu. Kempara odpowiada za takie przekroczenie uprawnień, za co grozi do 3 lat więzienia. W oddzielnym procesie sądzony za to jest inny członek Rady 92-letni Emil Kołodziej. Oskarżeni twierdzą, że działali w stanie "wyższej konieczności" wobec groźby sowieckiej interwencji. W grudniu 1981 r. nie było takiej groźby - replikuje IPN.