Defibrylatory w płockich obiektach użyteczności publicznej
W płockim Urzędzie Miasta oraz w kilku innych obiektach użyteczności publicznej dostępne będą defibrylatory, wspomagające reanimację w przypadkach nagłego zatrzymania pracy serca. Tamtejszy samorząd za prawie 70 tys. zł kupił 9 takich urządzeń ratujących życie.
Defibrylatory w razie potrzeby będą obsługiwane przez pracowników placówek, gdzie urządzenia zostaną zamontowane. Wcześniej zostaną oni przeszkoleni, jak pokonać strach przed udzieleniem pierwszej pomocy i jak prawidłowo prowadzić reanimację.
Prezydent Płocka Andrzej Nowakowski zapowiedział, że defibrylatory, niezbędne do prawidłowego przeprowadzenia resuscytacji, znajdą się m.in. na dworcu PKP i PKS, w Płockim Centrum Handlowym, na miejskich pływalniach oraz w hali widowisko-sportowej Orlen Arena.
Na zakup defibrylatorów oraz przeszkolenie kilkudziesięciu osób w prowadzeniu reanimacji Urząd Miasta Płocka podpisał we wtorek umowę Paramedica Polska. Firma ta została wybrana w przetargu. We wszystkich wybranych miejscach, najczęściej odwiedzanych przez płocczan, a także przyjezdnych, defibrylatory będą dostępne jeszcze w listopadzie.
- Jeżeli będzie taka potrzeba, będziemy myśleć o kolejnych defibrylatorach - przyznał prezydent Płocka. Nowakowski dodał, że płocki Urząd Miasta będzie czekał na wskazówki, w jakich innych placówkach lub instytucjach urządzenia tego typu mogłyby się jeszcze znaleźć.
Pomysłodawczyni zakupu defibrylatorów, płocka radna Daria Domosławska, podkreśliła, że głównym celem jest poprawa bezpieczeństwa i skuteczności ratowania życia. - Nowe wytyczne Europejskiej Rady Resuscytacji potwierdzają, że defibrylatory powinny znaleźć się w miejscach użyteczności publicznej - zaznaczyła.
Jacek Rąbiński z Paramedica Polska wyjaśnił, że defibrylatory, które będą dostępne w obiektach użyteczności publicznej na terenie Płocka wyposażone są m.in. w funkcje głośnomówiącą, będącą instrukcja postępowania w ramach resuscytacji oraz w dwie elektrody, w tym dla osób dorosłych i dla dzieci. Zaznaczył, że w Polsce w przypadki nagłego zatrzymania krążenia przeżywa od 2 do 3 proc. osób, gdy np. w Norwegii jest to ponad 50 proc.
- Najważniejszą rzeczą jest reakcja bezpośrednich świadków zdarzenia. Żadne urządzenie, nawet najwyższej klasy, nie przyniesie pożytku, jeżeli świadkowie nie zareagują na czas, a liczą się właściwie sekundy. Tym czynnikiem, który sprawia, że w Polsce przeżywalność nagłego zatrzymania krążenia jest tak niska, jest strach przed udzieleniem pomocy. Dlatego poza montażem defibrylatorów, przeprowadzimy szkolenia - dodał.