Decyzja ws. niemieckich Patriotów w Polsce. "Zamieszanie było bezsensowne"
Niemieckie systemy Patriot zostaną w Polsce do końca 2023 roku, choć pierwotnie miały opuścić nasz kraj z końcem czerwca. - Dopóki nie osiągniemy pełnej gotowości naszych systemów, to nowoczesne systemy Patriot powinny być w Polsce jak najdłużej – mówi WP gen. Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych RP.
- Skorzystamy z propozycji Niemiec, by przedłużyć czas stacjonowania w Polsce niemieckich baterii Patriot do końca roku. Do tego czasu będziemy gotowi, by zastąpić je polskimi Patriotami - powiedział w czwartek Mariusz Błaszczak, szef MON w Programie 1 Polskiego Radia.
To odpowiedź na niemiecką propozycję wydłużenia obecności Patriotów w Polsce do końca 2023 roku wraz z 300-osobową obsługą znajdujących się w okolicy Zamościa. Miałyby one stacjonować w Polsce do końca roku.
Według "Financial Times", to szef MON Mariusz Błaszczak poprosił niemieckiego ministra obrony Borisa Pistoriusa o przedłużenie pobytu niemieckich żołnierzy. Pierwotnie mieli oni wyjechać z naszego kraju z końcem czerwca.
Niemcy zastrzegły, że przedłużenie na przyszły rok jest jednak już mało prawdopodobne, ponieważ te baterie zostaną włączone do Sił Odpowiedzi NATO, ponieważ inne baterie będą przechodzić remont.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"To niewątpliwie dobra decyzja"
- Po pierwsze, dzięki temu zapewniamy sobie obserwację wszystkich celów w przestrzeni powietrznej. Po drugie, będąc w NATO, poprzez system Patriot, mamy wdrożoną interoperacyjność. Wszystkie operacje prowadzone przez Sojusz, także te prowadzone między sojusznikami, są wpięte w nasz system. Uczymy się współdziałania, także z Niemcami. Jeśli odrzucimy polityczne aspekty decyzji, a skupimy się na korzyściach płynących z zapewnienia bezpieczeństwa – jest to niewątpliwie dobra decyzja – mówi gen. Tomasz Drewniak, w latach 2016-2017 Inspektor Sił Powietrznych RP, ekspert fundacji Stratpoints.
Jak podkreśla, dopóki Polska nie osiągnie pełnej gotowości własnych systemów, to Patrioty powinny być na terenie naszego kraju jak najdłużej.
Przypomnijmy, trzy niemieckie baterie systemu Patriot zostały rozlokowane w Polsce po tragicznych wydarzeniach w Przewodowie w listopadzie ubiegłego roku. 15 listopada najprawdopodobniej ukraiński pocisk przeciwlotniczy nie trafił w rosyjską rakietę. Spadł na terytorium Polski. To zdarzenie spowodowało śmierć dwóch osób.
Początkowo niemiecka propozycja została pozytywnie odebrana przez ministra MON Mariusza Błaszczaka, który pod wpływem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego zmienił zdanie. Dopiero interwencja prezydenta Andrzeja Dudy spowodowała, że polski MON przyjął propozycje ochrony polskiej granicy.
Niemiecka bateria Patriot stacjonuje koło Zamościa od 16 stycznia 2023 roku. Jest ona częścią "zintegrowanej obrony powietrznej NATO".
Według gen. Tomasza Drewniaka, patrząc przez pryzmat naszego bezpieczeństwa, "zamieszanie związane z Patriotami było bezsensowne".
- Jeżeli w Zamościu miały stanąć systemy niemieckie, a 100 kilometrów dalej w Rzeszowie stoją amerykańskie, i te drugie nam nie przeszkadzają, to coś tu nie gra. Jesteśmy w NATO, nie powinniśmy różnicować ze względów politycznych czy historycznych, jakie państwo udostępni nam swój system do ochrony polskiego nieba – ocenia były wojskowy.
"Oby bez podtekstów politycznych"
I jak dodaje, może być tak, że to właśnie niemiecki system Patriot wychwyci rakietę i zareaguje pierwszy, by nie doszło do sytuacji jak w Przewodowie.
- Czy ktoś będzie wtedy patrzył na przynależność baterii do jakiegoś kraju? Myślmy w kategoriach NATO, nie poszczególnych państw. To Sojusz w globalnym pojęciu jest gwarantem naszego bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że polski rząd, wydłużając stacjonowanie Patriotów zrobił to z powodu normalnej kalkulacji wojskowej, bez żadnych podtekstów politycznych – komentuje gen. Drewniak.
Polska ma od 2023 r. dwie własne baterie Patriot rozstawione wokół Warszawy. Są też amerykańskie patrioty chroniące lotnisko w Rzeszowie. Jak deklarował rzecznik Agencji Uzbrojenia ppłk Krzysztof Płatek, zręby całego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej będą gotowe w 2026 roku, a następnie będą dalej rozbudowywane i poszerzane o kolejne elementy poszczególnych systemów. Głównymi filarami programów związanych z obroną przeciwlotniczą są systemy Wisła, Narew i Pilica.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ocenie gen. Tomasza Drewniaka, w przypadku kompletowania naszego systemu obrony przeciwlotniczej sam zakup "zabawek" nie wystarczy.
"Jedna rakieta i robiliśmy jej przywitanie"
- Muszą być poszczególne elementy systemu wraz z zintegrowaną informacją, czyli siecią dowodzenia. Muszą być przeszkoleni ludzie, podejmujący określone decyzje. Możemy mieć najlepszy sprzęt na świecie, ale jeśli będzie takie podejście jak ostatnio ws. białoruskich śmigłowców nad Białowieżą, to nic nam to nie da. Sam sprzęt nie wygra niczego, kiedy będziemy ignorować podobne sytuacje – ocenia gen. Tomasz Drewniak.
I jak podkreśla, w Polsce – w sprawie budowy systemu obrony przeciwlotniczej – górę wzięła polityka i chwalenie się pojedynczymi sukcesami.
- W pewnym momencie ludzie stracili wątek: co mamy, a czego nie mamy. Trzeba było spokojnie poczekać, skompletować system i wówczas powiedzieć: jesteśmy gotowi. Jedna rakieta, wyrzutnia czy radar nie robi systemu – komentuje ekspert fundacji Stratpoints.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski