PolskaDębski: Kościół w Polsce nie chce płacić odszkodowań dla ofiar księży-pedofilów

Dębski: Kościół w Polsce nie chce płacić odszkodowań dla ofiar księży-pedofilów

- Choć w innych państwach normą jest wypłata odszkodowań dla ofiar księży-pedofilów, to u nas hierarchowie zapierają się czym tylko mogą, przed dopuszczeniem takiej możliwości - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski. Jak zaznacza, powszechna jest także obrona księży oskarżonych o molestowanie przez biskupów.

Wiesław Dębski

15.03.2012 | aktual.: 15.03.2012 16:18

I nikt nam nie wmówi, że białe jest białe a czarne jest czarne - ta świetna fraza Prezesa doskonale określa stosunek polskiego Kościoła katolickiego do przestępstw seksualnych księży, z pedofilią na czele. Hierarchowie i pomniejsi przełożeni ludzi Kościoła często doskonale wiedzieli co się dzieje za parafialnymi czy zakonnymi murami. O pedofilii i molestowaniu seksualnym pisały gazety, rzadko, bo rzadko, ale mówili o tym publicznie także sami ludzie Kościoła. Odpowiadała im zmowa milczenia.

Biskupi bronili oskarżanych, w najlepszym przypadku przenosili ich z parafii do parafii. Wystarczy przypomnieć choćby sprawę proboszcza z Pilawy (opisywaną przez "Gazetę Wyborczą"), do końca bronionego przez samego przewodniczącego Episkopatu, abp. Józefa Michalika a w końcu skazanego wyrokiem sądowym za pedofilię.

Teraz Episkopat postanowił zmierzyć się z tym problemem i przygotował specjalną instrukcję dotyczącą zasad postępowania z księżmi, którzy dopuścili się przestępstw seksualnych. Nie, nie! Zacni hierarchowie podjęli ten trud nie z własnej woli. Przymusił ich do tego Watykan. Czytając doniesienia z wtorkowego spotkania polskich biskupów nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że dalecy są oni od przesłania (i ducha) seminarium o pedofilii, które odbyło się w lutym w Watykanie. W bardzo ostrych słowach mówiono wtedy o zmowie milczenia i niechęci wielu hierarchów do rozliczenia siebie i swoich podwładnych z popełnionych przestępstw.

U nas niby jest podobnie, niby też użyto mocnych słów, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zostawiono sobie zbyt wiele furtek do dowolnej interpretacji wtorkowych ustaleń. Takich np., jak "nie można wierzyć każdemu anonimowi". Niby stwierdzenie słuszne, ale może stwarzać okazję do ukręcenia każdej sprawie łba. Inny przykład to kwestia wyrzucenia przestępcy w koloratce do stanu cywilnego.

Abp Michalik mówi: taka możliwości istnieje. Czyli możliwość a nie obowiązek. Jednych zostawimy, innych (których?) wyrzucimy! Albo zastrzeżenia dotyczące spowiedzi - zachowanie jej tajemnicy może prowadzić do tego, że wystarczy wyznać winę w czasie spowiedzi i przestępca będzie już chroniony. Inna rzecz to brak zobowiązania władz kościelnych do powiadamiania prokuratury o podejrzeniu przestępstwa seksualnego. Wszystkie te zastrzeżenia mogą sprawić, że dokument Episkopatu okaże się funta kłaków warty, w każdej sytuacji będzie go można ominąć, posługując się prawnymi i moralnymi sztuczkami. Doświadczenia mamy tu jak najgorsze…

Jest też problem dotyczy bardziej materii niż ducha. To oczywiście odmowa wypłaty odszkodowań dla ofiar księży-pedofilów. Choć w innych państwach to norma (np. USA, Irlandia, Niemcy), u nas hierarchowie zapierają się czym tylko mogą, przed dopuszczeniem takiej możliwości. Jak zwykle zresztą, gdy chodzi o księżowskie i biskupie portfele.

Dość wskazać na omawianą w środę kwestię likwidacji Funduszu Kościelnego. Nie będę tu dowodził, dlaczego z Funduszem Kościelnym powinniśmy się ostatecznie pożegnać - wszak sami biskupi przyznają, że to anachronizm! Ale uznają - nie wiem dlaczego - że państwo musi nadal dotować ich misję. I podrzucają władzom lukratywne dla siebie kukułcze jajo!

Niech w zamian - twierdzą - wierni otrzymają możliwość przekazywania 1% podatków na wskazany Kościół. Różnie liczy się zysk tej instytucji na owej sprytnej podmiance: od 300 do 600 mln zł (rząd proponuje 0,3% - proszę sobie policzyć, ile na tym "można stracić"!). Fundusz Kościelny dostaje dzisiaj 90 mln zł. A całe dofinansowanie Kościoła katolickiego z budżetu szacowane jest na grubo ponad miliard złotych. Owe 300 czy 600 milionów to więc niezły dodatek do dotychczasowych dochodów z państwowej tacy. I z nieruchomości, które Kościół Katolicki otrzymał od Komisji Majątkowej w ciągu 20 lat! Często sprzedając z niezwykle korzystnym przebiciem.

Po licznych skandalach seksualnych z udziałem księży w innych państwach obowiązuje zasada: zero tolerancji. Z takimi przestępstwami walczy się ze wszystkich sił, także w obawie przed konsekwencjami finansowymi. U nas zaś na posiedzeniu Episkopatu, poświęconym przestępstwom seksualnym, zjawia się - jakby nigdy nic - abp Juliusz Paetz. Przed dziesięcioma laty pozbawiony przez Watykan prawa pełnienia funkcji biskupich - za molestowanie seksualne kleryków. Cóż takiego miał arcybiskup do przekazania swym kolegom? Chyba ostrzegł, że grosza swym ofiarom nie zapłaci!

Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (947)