Darmowe in vitro tylko w kampanii
W tegorocznej kampanii prezydenckiej po raz kolejny powrócił budzący ogromne emocje temat: refundacja in vitro. Kandydat Bronisław Komorowski oficjalnie mówi, iż jest za tą refundacją z budżetu państwa. Sęk w tym, że dotychczasowe projekty ustawy regulującej sprawę sztucznego zapłodnienia w Polsce leżą w sejmowej lodówce właśnie za sprawą marszałka sejmu Komorowskiego - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiadała refundację in vitro już jesienią 2007 roku. Jednak dopiero przy okazji tegorocznej kampanii prezydenckiej i środowego "okrągłego stołu" nt. służby zdrowia minister ogłosiła, że resort jest gotowy płacić za sztuczne zapłodnienie. - Jestem gotowa refundować in vitro wtedy, kiedy będę miała stosowny akt prawny, jakim jest ustawa - podkreśliła Kopacz.
I w tym sęk. Bo w sejmie leży od wielu miesięcy kilka projektów ustaw regulujących kwestię zapłodnienia in vitro. Ten autorstwa Lewicy zakłada refundację. Czeka na rozstrzygnięcie niemal od początku kadencji. Wiele razy Lewica apelowała, by się nim zająć.
Za każdym razem blokującym był marszałek Sejmu. Między innymi ze względu na spór w Platformie. Bo PO zgłosiła dwa konkurencyjne projekty. Ten autorstwa Jarosława Gowina zakazuje zamrażania zarodków, co - zdaniem lekarzy - zmniejszy skuteczność in vitro z obecnych kilkudziesięciu do zaledwie 3%. Drugi jest określany mianem liberalnego i dopuszcza zamrażanie.