Dariusz Szymczycha: prezydent prowadził politykę ponadpartyjną
Prezydent świadomie przez dziesięć lat swojej misji publicznej prowadził politykę ponadpartyjną, uznając, że Urząd Prezydenta RP jest urzędem szczególnym, który nie może być elementem gry międzypartyjnej, że to jest taka, rezerwa demokratyczna w sytuacjach wielkich sporów parlamentarnych i partyjnych, kiedy właśnie ten bezpartyjny prezydent może wkroczyć do akcji, uspokoić, może być mediatorem - powiedział minister w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Dariusz Szymczycha w "Sygnałach Dnia".
18.03.2005 | aktual.: 18.03.2005 11:22
Sygnały Dnia: „Ale chętnie zajrzę do państwa”, powiedział parę miesięcy temu Prezydent Rzeczypospolitej, mając na myśli komisję.
Dariusz Szymczycha: Tak, bo był przekonany, że można, że trzeba rozmawiać z komisją, ale od tych kilku miesięcy coś nastąpiło — nastąpiło spotkanie pana Giertycha z panem Kulczykiem na Jasnej Górze, gdzie pan Giertych domagał się za jakąś swoją łaskawość kwitów, rozumiem, negatywnych kwitów na prezydenta. Doszło do tego przesłuchanie przed Komisją pana Dochnala, którego naciągano wprost, żeby tylko coś zeznał, to komisja mu pomoże....
Sygnały Dnia: Którego prezydent nie zna, mimo że jest z nim na zdjęciach.
Dariusz Szymczycha: Doszły do tego rozliczne inne zdarzenia, które świadczyły o tym, że to przesłuchanie ma być takim teatrem, który ma poniżyć prezydenta jako polityka, jako urzędnika, jako człowieka, i ma tylko pomóc kilku członkom komisji w udowodnieniu swojej tezy. To nie byłoby przesłuchanie, w ramach którego szanse wszystkich byłyby równe.
Sygnały Dnia: Ale to jest tylko odwlekanie w czasie pewnych rzeczy, bo przecież kadencja się skończy, potem wiadomo, że prezydent i tak z tego powodu będzie musiał tłumaczyć się, jak to było.
Dariusz Szymczycha: Nie, to nie jest odwlekanie... Ano właśnie, to po co iść, skoro pan Giertych już parę miesięcy temu napisał swój raport? Pan Wassermann też napisał swój raport. Skoro są raporty, to po co zeznawać? Prezydent powiedział, że będzie rozmawiał z opinią publiczną i jeśli organy wymiaru sprawiedliwości zechcą poznać jego wiedzę, to służy całą swoją wiedzą.
Sygnały Dnia: No tak, tylko w ten sposób postawił w trudnej sytuacji organy sprawiedliwości, bo prokuratura nie była zainteresowana przesłuchaniem prezydenta, a tu nagle prezydent sam się zgłasza, że chętnie by coś powiedział.
Dariusz Szymczycha: No, to też o czymś świadczy, panie redaktorze...
Sygnały Dnia: Ale o prokuraturze, czy o prezydencie?
Dariusz Szymczycha: Skoro prokuratura, która prowadzi tyle śledztw w sprawach tzw. wokół orlenowskich do tej pory nie była zainteresowana przesłuchaniem prezydenta, to też o czymś świadczy. Na pewno to oświadczenie prokuratury nie jest na rękę paru członkom komisji.
Sygnały Dnia: Jeszcze na chwilkę wracając do artykułu Janiny Paradowskiej, pada kwestia deklarowanej bezpartyjności prezydenta. Według autorki to błąd, że w tej chwili prezydent już w tej fazie schodzącej, bo kadencja powoli, powoli dobiega końca, w zasadzie nie ma żadnego obrońcy tak na dobrą sprawę, nie ma się do kogo odwołać.
Dariusz Szymczycha: Tak, ale prezydent świadomie przez dziesięć lat swojej misji publicznej prowadził politykę ponadpartyjną, świadomie wystąpił z Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej uznając, że Urząd Prezydenta RP wybieranego w wyborach powszechnych przez obywateli jest urzędem szczególnym, który nie może być elementem gry międzypartyjnej, że to jest taka, jakbym powiedział, rezerwa demokratyczna w sytuacjach wielkich sporów parlamentarnych i partyjnych, kiedy właśnie ten bezpartyjny prezydent może wkroczyć do akcji, uspokoić, może być mediatorem. I przez dziesięć lat prezydentury taka pozycja bezpartyjnego prezydenta bez wątpienia bardzo dobrze służyła Polsce jako państwu. Czy dobrze służyła Aleksandrowi Kwaśniewskiemu jako politykowi? To już jest kwestia różnych ocen. Zdaniem pani Paradowskiej, gdyby był politykiem bardziej zaangażowanym w sprawy partyjne, to na dzisiaj miałby partię obrońców, a tak jako bezpartyjny nie ma partii obrońców. Może to jest takie gorzkie stwierdzenie, że nie zawsze
poświęcenie dla spraw państwa znajduje właściwą nagrodę i wdzięczność.