PublicystykaDariusz Bruncz: Księża na księżyc, czy księża ratujcie? Trzeba się na coś zdecydować

Dariusz Bruncz: Księża na księżyc, czy księża ratujcie? Trzeba się na coś zdecydować

Kościołowi wara od polityki! Odciąć pępowinę między Kościołem a państwem. Moja znajoma z kolei lubi powtarzać „Ksiądz niech pilnuje ołtarza” – to tylko niektóre z haseł (jest ich z pewnością więcej i są też bardziej soczyste) wyrażających klimat żywy w narodzie od dawna.

Dariusz Bruncz: Księża na księżyc, czy księża ratujcie? Trzeba się na coś zdecydować
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kaczmarczyk

Antyklerykalizm i niechęć wobec kościelnego zaangażowania w politykę bujnie rozwijały się po 1989 roku, a w czasach rządów prawicy, szczególnie podatnych na kościelne patronaty, osiąga tradycyjnie apogeum. Z drugiej strony słychać inne głosy: gdzie jest Kościół, gdy demontowana jest demokracja? Czemu Kościół milczy, gdy społeczeństwo zalewa fala ksenofobii, a plemienna polaryzacja osiągnęła już taki poziom, że Polacy właściwie żyją w ideologicznych silosach, przez co wspólne świętowanie 100-lecia niepodległości wydaje się co najmniej groteską?

Czy Kościół oderwał sie od realu?

Jeszcze kilka dni temu na łamach Wirtualnej Polski Roman Giertych apelował do biskupów o reakcję, a Giertycha trudno posądzić o antykościelne usposobienie. Na odezwy najczęściej odpowiadają biskupi emeryci dysponujący autorytetem w określonych środowiskach, ale nie dysponujący żadną władzą i wpływami.

To oczywiście nie znaczy, że biskupi, a więc Kościół hierarchiczny, milczy zupełnie – publikowane są dokumenty (ostatnio ad. miejsc pielgrzymkowych, pojedynczy biskupi zabierają głos, który od razu świętowany jest w mediach jako nadzwyczajna odwaga i hiperotwarcie, ale czy to wystarczy? Czy opublikowanie dokumentu, nawet odczytanego na mszy zamiast, czy obok kazania, to dowód kościelnego pożądanego zaangażowania?

Dla niektórych to wystarczający dowód, że Kościół nie milczy. Pytanie, czy cicho stąpająca komunikacja epistolarna nie jest dowodem na oderwanie czcigodnego duchowieństwa od realu? Czy wystarczy poprzestać na zdiagnozowaniu "bolesnych podziałów" i obwieszczeniu zaniepokojenia. Nie oszukujmy się – dla wielu będzie to typowe kościelne bla bla potwierdzające nieprzystawalność instytucji do współczesnych wyzwań i zachęta do apostazji – sformalizowanej czy wewnętrznej wdzięcznie nazywanej obojętnością.

Kościół i władza pozują na jednej ściance

A może owo milczenie Kościoła nie jest złe? Irlandia niegdyś katolicka twierdza Europy, pokazała Kościołowi w referendum dotyczącym LGBT i liberalizacji przepisów antyaborcyjnych czerwoną kartkę. Dość ostrożne zachowanie Kościoła rzymskokatolickiego w Irlandii w kampanii przedreferendalnej uzasadniano tym, że mocne, ostre słowa duchownych odniosą skutek odwrotny, więc bardziej opłacalne było ograniczenie się do niezbyt głośnego i okazyjnego protestu.

W Polsce panuje z kolei przekonanie, że ciche i ogólnikowe napomnienia części hierarchów wynikają nie tylko z różnych poglądów biskupów (większość zdaje się mniej lub bardziej otwarcie sympatyzować z "dobrą zmianą”), ale i ze wspólnoty interesów obejmującej korzyści materialne i poczesne miejsce Kościoła w państwowej auto inscenizacji

To nic, że Kościół urzędowy staje się momentami ścianką do pozowania i uwiarygodniania polityków PiS albo na odwrót, że to politycy PiS hurtowo okupują pierwsze ławki w świątyniach i na masowych imprezach kościelnych. Wydaje się, że obydwie strony nie widzą dalekosiężnych konsekwencji, bo chwila jest zbyt cenna i póki co trwa. Nie brakuje też głosów, że skoro bp Tadeusz Pieronek czy abp Henryk Muszyński (emeryci!) krytykują i "grają pod totalną opozycję", to dlaczego innym nie wolno?

A naród – zarówno pro-, jak i antykościelny (kto wie, czy ta druga część nie bardziej) w napięciu wyczekuje biskupich przemówień na Boże Ciało, na pielgrzymki konsorcjum ojca Rydzyka, jednego z głównych beneficjentów ekonomicznych władzy PiS, czy na zbliżające się uroczystości pod Jasną Górą, gdy kaznodzieje zaczną z troską pochylać się przed zgromadzonym ludem i długimi rzędami prominentnych dygnitarzy nad krwawiącą Polską.

Swoją drogą musi być to widok cokolwiek hamujący i przypominający o zobowiązaniach, powinnościach i lojalnościach. Krytykować? Niechętnie, a jeśli już to delikatnie i cokolwiek dwuznacznie. Ale przecież widok matki partii w kościołach wielu uskrzydla, bo jest spełnieniem mitu polski chrześcijańskiej, przedmurza ach-tak-bardzo-barbarzyńskiej Europy, która zdaje się nie dostrzegać mesjańskiej misji Polski.

Gdy, lub jeśli, nastąpi zmiana władzy, a przywileje Kościoła i jego rola w społeczeństwie staną do bezwzględnej debaty i kampanii bez trzymanki z niewybrednymi atakami, chyba niewielu będzie współczuć Kościołowi, przypominając mu tłuste lata pod rządami zmiany nazywanej dobrą.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)