Damaszek obiecuje porozumienie i krwawo rozprawia się z opozycją
Podczas gdy MSZ Syrii odpowiedział w sobotę po raz pierwszy na apel wysłannika ONZ i Ligi Arabskiej Kofiego Annana o wstrzymanie ataków wojska na opozycję, nasila się z każdym dniem krwawą rozprawę z ostatnimi jej ośrodkami. Damaszek gra na zwłokę - ocenia AP.
31.03.2012 21:20
Odpowiedź rzecznika syryjskiego MSZ Dżihada Makdessiego na wezwanie Annana, aby "silniejsza strona" w "geście dobrej woli" zaprzestała działań wojskowych wobec słabo uzbrojonej opozycji, brzmiała: to będzie "długi i skomplikowany proces".
Pierwsza odpowiedź Syrii nie zawierała właściwie żadnych konkretów.
Damaszek ogłosił jedynie, że gotów jest przyjąć na żądanie ONZ ekipę ekspertów, którzy mieliby zbadać, czy istnieją warunki do przybycia do Syrii obserwatorów z ramienia ONZ, mających nadzorować ewentualne zawieszenie broni.
W syryjskiej telewizji Makdessi bronił w piątek obecności wojska na gęsto zaludnionych obszarach jako "podyktowanej koniecznością samoobrony i obrony ludności cywilnej".
Jednocześnie, jakby zaprzeczając samemu sobie - podkreślają agencje - rzecznik zapewniał, iż rząd "raz na zawsze" wygrał już batalię przeciwko opozycji i rebeliantom oraz ich próbom "obalenia państwa syryjskiego".
W sobotę z rąk żołnierzy zginęło w Syrii co najmniej 25 osób, głównie cywilów - podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka.
Poinformowało, że armia kontynuowała natarcie na bastiony opozycji w dzielnicy Chaldija w Hims, prowadząc ostrzał rakietowy z częstotliwością jednego pocisku co półtorej minuty. W mieście Idlib (północno-zachodnia Syria) ostrzelano uczestników pokojowej demonstracji. Są ofiary.
Zacięte walki między wojskiem a powstańcami toczyły się również niedaleko Damaszku, w Darze.
Agencja AFP zastrzega się, że są to niepełne informacje na temat rządowej ofensywie i bilansu ofiar, ponieważ władze zastosowały "drakońskie środki", aby uniemożliwić obieg informacji.
Sekretarz stanu USA Hillary Clinton przed udaniem się do Stambułu, gdzie w niedzielę rozpoczyna się drugi szczyt tak zwanej grupy "Przyjaciół Syrii" złożonej z 70 krajów, uczestniczyła w sobotę w Rijadzie w Forum Strategicznym USA i Rady Współpracy Zatoki Perskiej. Również to spotkanie dotyczyło w znacznej mierzy sytuacji syryjskiej.
Kraje członkowskie Rady zdecydowanie potępiają represje w Syrii. Niektóre, jak Arabia Saudyjska, wzywały ponownie do uzbrojenia opozycji, do czego Waszyngton odnosi się z rezerwą.
Apel o uzbrojenie syryjskiej opozycji ponowił w sobotę saudyjski minister spraw zagranicznych książę Saud al-Fajsal. "Zaopatrzenie opozycji w broń jest, jak sądzę, naszym obowiązkiem, ponieważ nie ma ona innych szans obrony, jak tylko z orężem w dłoni" - oświadczył na wspólnej z Clinton konferencji prasowej.
Cel rozpoczynającego się w niedzielę w Stambule drugiego (pierwszy był 24 lutego w Tunisie) szczytu "Przyjaciół Syrii" został sformułowany w następujący sposób: "Położyć kres przemocy w Syrii, doprowadzić do wycofania sił zbrojnych z miast i wsi syryjskich, przezwyciężyć kryzys humanitarny i utorować dostęp do oczekujących pomocy".
Według tureckiego dziennika "Zaman" w ostatnich dniach zmalały perspektywy powodzenia tej konferencji. 40 z 70 krajów będzie na niej reprezentowanych przez szefów MSZ, ale podając różne powody nie stawią się na nią: Kofi Annan, szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, a także reprezentanci Chin i Rosji. Jeden z głównych sojuszników reżimu syryjskiego, Iran, nie został na nią zaproszony.
Ponadto nie zdołała przezwyciężyć wewnętrznych podziałów również sama syryjska opozycja. Narodowa Rada Syryjska, która uważa się za reprezentantkę całej opozycji wobec prezydenta Baszara el-Asada, odbyła w ubiegłym tygodniu w Stambule swój kongres, który zakończył się jedynie pogłębieniem wewnętrznych rozdźwięków.
Dwaj czołowi członkowie Rady, Haitham Maleh i Kamal al-Labwani, ogłosili, że z niej występują, aby utworzyć własny ruch opozycyjny. Podobnie uczynił jeden z jej założycieli, Ammar al-Kurabi, który protestował przeciwko przewadze Bractwa Muzułmańskiego w Radzie.
Minister spraw zagranicznych Turcji Ahmet Davutoglu, przedstawiając stanowisko Stambułu, wyraził opinię, że "brakuje realistycznych rozwiązań, które pozwalałyby na pozostanie Asada u władzy".
Turecki premier Recep Tayyip Erdogan, który powrócił z oficjalnej wizyty w Teheranie, oświadczył, że istnieje "wspólne stanowisko przeciwko zagranicznej interwencji w Syrii".
- Nie może być drugiej Libii - dodał Erdogan, opowiadając się za wolnymi wyborami w Syrii w ciągu sześciu miesięcy, nadzorowanymi przez obserwatorów z ramienia OBWE.