Dalajlama: nie można zrzucać wszystkich nieszczęść świata na Saddama
Problemy współczesnego świata nie są
"wyłączną winą dyktatorów" w rodzaju Saddama Husajna, lecz mają
inne, szersze przyczyny - powiedział w Londynie duchowy i
polityczny przywódca Tybetańczyków dalajlama.
28.05.2004 | aktual.: 28.05.2004 18:01
"Nie możemy obwiniać za wszystko Saddama. Brutalni dyktatorzy są niewątpliwie złem... ale w grę wchodzą inne szersze czynniki. Cały świat jest częścią nas samych, destrukcja bliźniego jest naszą własną destrukcją" - podkreślił laureat pokojowej Nagrody Nobla z 1989 roku.
Dalajlama przemawiał w piątek w głównej sali Opactwa Westminster, w obecności m.in. księcia Walii Karola i księżnej Yorku, Sary Ferguson.
Nawiązując do wojny w Iraku, tybetański mnich podkreślił znaczenie edukacji i dialogu jako najlepszego instrumentu rozwiązywania konfliktów. "Myślę, że pozytywne zmiany i wszelka ewolucja w skali globalnej nie mogą dokonać się w wyniku rezolucji ONZ czy szczytów naszych przywódców. Zmiana nastąpi dzięki zwykłym ludziom" - kontynuował.
W tym sensie, zdaniem dalajlamy, należy cieszyć się z niezliczonych manifestacji obywatelskich przeciwko okupacji Iraku, wyrażających "zmianę postaw i pojęć ludzi na temat tego, czym są wojny".
Zgodnie ze swym optymistycznym nastawieniem wobec świata, dalajlama nie rozwodził się nad losem kultury Tybetu, okupowanego od 1950 roku przez wojska chińskie, przypomniał jednak, że jego kraj w dalszym ciągu potrzebuje pomocy wspólnoty międzynarodowej.
Agencja EFE przypomina, że chińska inwazja na Tybet spowodowała śmierć ponad miliona ludzi. Dalajlama uciekł w 1959 roku z kraju do Indii, tworząc rząd tybetański na wygnaniu.