Czyngaz-chan

Jego duchowi bracia to Saddam Husajn i Kim Dzong Il. Ale dla świata Zachodu, który potrzebuje turkmeńskiego gazu, władca Turkmenistanu Saparmurat Nijazow jest hołubionym wspólnikiem w interesach.

Pięć milionów Turkmenów dobrze zna oblicze swego wodza - Saparmurat Nijazow, czyli Turkmenbaszy Wielki, spogląda na nich z pomników, billboardów, rzeźb i obrazów, zdobi banknoty wszystkich nominałów, a dzieci raz do roku dostają zegarki z wizerunkiem prezydenta. - Gdyby mój prezydent dał mi wszystko, co mam, to nie tylko malowałbym jego portrety, ale jeszcze nosiłbym je na swoich plecach i ubraniu - wyznał Nijazow w jednym z nielicznych wywiadów amerykańskiej telewizji CBS. Nijazow ma 66 lat, środkowoazjatyckim Turkmenistanem (za czasów sowieckich Turkmenią) rządzi od 1985 roku.

Pod turkmeńską pustynią spoczywają jedne z największych na świecie złóż gazu ziemnego, więc nikt nigdy nie traktował ekscentrycznego satrapy jak wyrzutka międzynarodowej wspólnoty. Wręcz przeciwnie, zdaje się, że otaczają go sami sojusznicy. Pomarańczowa Ukraina i putinowska Rosja biją się o jego względy i długoterminowe kontrakty na zakup gazu. Amerykański koncern Unocal, który chciał przed laty zawrzeć wielki kontrakt, zatrudnił do kontaktów z Turkmenbaszym Henry'ego Kissingera, a Donald Rumsfeld odwiedzał go potajemnie, pragnąc zapewnić Amerykanom jego przychylność dla interwencji zbrojnej w sąsiednim Afganistanie.

Gaz zapewnia Turkmenistanowi nie tylko wolność od zewnętrznej krytyki, ale przede wszystkim parę miliardów dolarów rocznie. Nijazow wydaje je na swoje hobby - jest nim władza. Jego prezydencka kadencja może trwać w nieskończoność, jego partia ma sto procent miejsc w parlamencie, od jego imienia zaczyna się hymn narodowy, a piosenkarze śpiewają pieśni o "wielkim wodzu zesłanym przez niebiosa". Potencjalni opozycjoniści zostali wygnani lub gniją w więzieniach. Turkmenbaszy to jeden z największych dyktatorów świata. I jeden z najbardziej niezwykłych.

Człowiek, który dopełzł do władzy

Saparmurat Nijazow, rocznik 1940, nie pamięta swojego ojca, który zginął na samym początku wojny z Niemcami. Trzy lata po wojnie stracił również matkę i dwóch braci. W nocy z 5 na 6 października 1948 roku olbrzymie trzęsienie ziemi zamieniło stołeczny Aszchabad w morze gruzów, zginęło ponad 150 tysięcy osób. Nijazow odzyskał przytomność w ruinach swojego domu. "Na zawsze pożegnałem się z dzieciństwem, już nigdy więcej nie płakałem" - napisze po latach.

W oficjalnych biografiach przedstawiany jest jako sierota, który dzięki ciężkiej pracy skończył szkołę i studia inżynieryjne w Leningradzie, a później bez żadnego poparcia zaczął robić partyjną karierę w ojczystej republice. Niektórzy twierdzą jednak, że z domu dziecka szybko trafił pod skrzydła wuja, bogatego dyrektora kołchozu, ale wciąż lubił brać ludzi na litość wzruszającymi opowieściami o trudnym dzieciństwie. Podobno właśnie w ten sposób podszedł komunistycznego przywódcę Turkmenii Muhammednazara Gapurowa, gdy pod koniec lat 60. jako młody inżynier oprowadzał go po fabryce, w której pracował. Gapurow zabrał go na swój dwór.

Nijazow ma najgorszą sowiecką cechę - bez cienia namysłu pada na kolana przed silniejszym i bez litości każe słabszym padać na kolana przed sobą. Robił to, zarówno gdy parzył herbatę Gapurowowi, gdy w 1980 roku zostawał sekretarzem partii w Aszchabadzie, jak i później, gdy ściągnięto go na krótko do pracy w KC KPZR w Moskwie. - Miał zawsze nawyk otwierania drzwi wyżej postawionym - opowiadał zmuszony do emigracji wicepremier Chudajberdy Orazow gazecie "Moskowskij Komsomolec". - Robił to nawet wtedy, gdy pracował w aparacie Komitetu Centralnego. Gdy tylko zobaczył, że ktoś z wysoko postawionych towarzyszy wychodzi, wystrzeliwał do niego jak z armaty i przytrzymywał mu drzwi, uśmiechając się i lekko skłaniając głowę.

Bez makijażu

W 1985 roku kariera partyjnego działacza gwałtownie przyspiesza. Do władzy w Moskwie dochodzi Michaił Gorbaczow, zaczyna się pierestrojka i wielka wymiana breżniewowskich kadr. Gapurow jako człowiek ancien régime'u traci władzę, Nijazow - sierota bez rodowego zaplecza - jest dla Gorbaczowa idealnym kandydatem na szefa prowincjonalnej republiki. W czasie pierestrojki nie rzuca się w oczy. Nie wygłasza referatów, nie przedstawia koncepcji uzdrowienia państwa, nie jest ani reformatorem, ani twardogłowym komunistą. Służy Gorbaczowowi, ale gdy moskiewski pucz w sierpniu 1991 roku próbuje odebrać mu władzę, pręży się na baczność przed puczystami, by zaraz potem w przerażeniu zamknąć się w gabinecie i wyczekiwać na wieści z Moskwy.

W grudniu 1991 roku Związek Sowiecki przestaje istnieć. Turkmenia, teraz nazywana Turkmenistanem, zyskuje niepodległość. Nijazow nie wie, co robić. Apeluje o zjednoczenie pięciu republik Azji Środkowej w jedno państwo. Chce zawrzeć unię z Turcją, a nawet - według jednego z oponentów - rozważa oddanie się pod chiński protektorat. Ale z czasem zauważa, że niepodległość oznacza dla niego bezgraniczną władzę. Szybko ogłasza wieczystą neutralność i dzięki złożom gazu i korzystnemu położeniu geograficznemu do dziś sprawnie lawiruje między Moskwą, Waszyngtonem, Teheranem, Ankarą i Pekinem. Wyborcy dają mu 99,5% głosów, a parlament co kilka lat potwierdza dożywotniość jego prezydentury. Prezydent przyjmuje nowe nazwisko i tytuł Wódz Saparmurat Turkmenbaszy Wielki. Türkmen Basy to po turkmeńsku tyle co Wódz Turkmenów.

Imponuje mu inżynieria społeczna. Dekrety prezydenta regulują wszystko - zakazują noszenia bród i długich włosów, każą cudzoziemcom płacić 50 tysięcy dolarów za ślub z Turkmenką, likwidują biblioteki i parki narodowe, zakazują noszenia złotych koron na zębach, a telewizyjnym spikerom zabraniają korzystania z makijażu. Cyrylicę zastępuje łacińskim alfabetem, wprowadza nowe nazwy miesięcy (styczeń nazywa się Turkmenbaszy) i nowe dni tygodnia. Gdy chce ratować narodowe tradycje muzyczne, zabrania odtwarzania na weselach muzyki z magnetofonu, a na koncertach zakazuje używania playbacku.

W grudniu 2005 roku zirytowali go trzej ministrowie, których wysłał do Chin podpisywać kontrakt gazowy. Mieli problemy z dogadaniem się w jakimkolwiek języku. - Nawet Chińczycy znają angielski, a moi zastępcy ani słowa nie rozumieją - złościł się prezydent, rugając całą trójkę. Po czym kazał wszystkim ministrom nauczyć się angielskiego. W sześć miesięcy. - Macie mówić jak po swojemu! - gromił ich. Ktoś zauważył, że trochę wcześniej jego dekret zabronił wwożenia do kraju jakiejkolwiek obcojęzycznej literatury.

Tata, mama i pomnik

Złoża gazu, wedle niektórych szacunków trzecie-czwarte na świecie i warte być może kilkaset miliardów dolarów, dają mu pewność siebie. Prezydent otacza się klakierami, państwo staje się folwarkiem. Na transmitowanych posiedzeniach rządu wyrzuca ministrów za drzwi, każe im publicznie błagać o wybaczenie. - Wielki wodzu! Będę ciężko pracował dniem i nocą - przysięgał parę miesięcy temu wicepremier Amandurdy Muradkulijew, wdzięczny, że po wyrzuceniu go Turkmenbaszy dał mu stanowisko lokalnego gubernatora.

Ile jeszcze pozostało w Turkmenbaszym z człowieka? Nikt tego nie wie. Życie rodzinne to najprawdopodobniej fikcja. Z żoną przez lata mieszkali osobno, on w Aszchabadzie, ona w Moskwie. Córka Irina - skłócona z ojcem - mieszka z mężem na Zachodzie. Syna Murata, którego wysłał na studia do Moskwy i szykował na następcę, pochłonął hazard. Ojciec miał pewnego razu zapłacić za niego paromilionowy rachunek z kasyna.

Nijazow szukał dla swojego kraju jakiejś ideologii. Pogrywał krótko z islamem. - Kto zapomniał o Bogu, nie ma prawa rządzić ludźmi - mówi. Ale sam woli zostać bogiem. Jego powstała w latach 1997-2001 ,Ruhnama" (,Księga Ducha"), skrzyżowanie autobiografii z wykładem turkmeńskiej mitologii, to dzieło quasi-religijne.

Dzieci uczą się jej na pamięć, studenci analizują, a oficjalna prasa zawsze poprzedza jej nazwę zarezerwowanym dla Koranu przymiotnikiem mukaddes (święty). Cytaty z niej zdobią na równi z cytatami z Koranu niektóre meczety - za co w wielu krajach muzułmańskich dostałby fatwę z wyrokiem śmierci. W "Ruhnamie" ojciec Nijazowa urasta nagle do rangi "najdzielniejszego z dzielnych", matka staje się matką narodu. Obojgu każe wystawiać pomniki i muzea. W jednej z miejscowości tata i mama patrzą na siebie przez centralną ulicę, a obok mauzoleum swojej matki jej syn wznosi meczet za sto milionów dolarów. To bałwochwalstwo nie przeszkadza. Ludność republiki wyznaje sunnicki islam, ale religijność, na przykład w porównaniu z sąsiednim Uzbekistanem, nie jest szczególnie żarliwa.

Państwo na haju

Rządzić może aż do śmierci. Władzę Turkmenbaszego może też zmieść wielki bunt, ale w narodzie przyznającym się do spuścizny po Czyngis-chanie rodzi się on bardzo wolno. Większość Turkmenów odczuwa wobec prezydenta dziwną mieszaninę podziwu, strachu i uwielbienia. Pensje wypłacane są na czas (co wcale nie jest regułą w krajach postsowieckich) i choć wynoszą one zaledwie kilkadziesiąt dolarów, wielu to wystarcza. Wielu wpędza jednak w apatię. Turkmenistan leży na szlaku narkotykowym z Afganistanu do Europy. Opium i heroina występują tu na każdym kroku. Dane amerykańskiego Instytutu Wojny i Pokoju (IWPR) mówią o 20 tysiącach ludzi handlujących w Aszchabadzie narkotykami, w niektórych rejonach narkotyki zastąpiły na weselach wódkę i wino, po raz pierwszy w historii w Turkmenistanie pojawił się nieznany dotychczas problem rozpadu rodziny, są wsie, gdzie heroina jest w każdym domu. Zdaniem obserwatorów niemożliwe jest, by zysków z tak gigantycznego handlu nie czerpał reżim.

Pazury Turkmenbaszego

Nijazow jest nie tylko ekscentrykiem. To okrutny postsowiecki satrapa. 25 listopada 2002 roku nieznani sprawcy ostrzeliwują jego konwój. W ciągu kilku dni zamienia państwo w łagier. "Sprawcy" przyznają się do winy, aresztowani są członkowie ich rodzin. Wśród 200 zatrzymanych jest były wicepremier Borys Szychmuradow.

Na ekranie telewizji pobity sypie jak z nut. - Stworzyliśmy grupę przestępczą, a naszym celem było obalenie porządku konstytucyjnego i zamach na prezydenta - mówi. - Prezydent Saparmurat Turkmenbaszy to dar z niebios - dodaje. Do dziś nie wiadomo, co stało się z wieloma aresztowanymi. Nijazow nie przejął się też protestami OBWE. - Wszyscy spiskowcy przyznali się do winy i innych dowodów nie trzeba. W turkmeńskich więzieniach nie ma niewinnych ludzi - mówił w wywiadzie dla CBS.

- Jedyne, co mogę o nim dobrego powiedzieć, to że stara się na razie nie zabijać ludzi, wystarczy mu sadzanie do więzień - mówi Marc, Francuz, który przepracował kilkanaście miesięcy w Turkmenistanie. Zapamiętał głównie strach miejscowych przy spotkaniu z cudzoziemcem i charakterystyczne nadstawianie uszu, gdy tylko pada nazwisko prezydenta.

Jego wizja i tak jest zbyt optymistyczna. Emigracyjna opozycja oskarża Nijazowa o tajemnicze zgony kilku zatrzymanych aktywistów. Do dziś nie wiadomo, co stało się z dawnym protektorem Nijazowa Muhammednazarem Gapurowem, którego w 1999 roku znaleziono martwego. Podobno zamierzał napisać książkę o Nijazowie.

Laura Kennedy, dawna ambasador amerykańska, wróciła do Stanów przerażona dwuletnim pobytem. - Obcowanie z Turkmenbaszym niczym się nie różni od obcowania z Kim Dzong Ilem czy Saddamem Husajnem - powiedziała później w wywiadzie telewizyjnym.

Turkmenbaszy potrafi zaskoczyć czarnym humorem. W ubiegłym roku nagle, ni stąd, ni zowąd zapowiedział, że w 2009 roku zorganizuje wybory. - Trzeba przygotować kandydatów - wymsknęło mu się. A czasem być może naprawdę przemawia przez niego szczere zmęczenie. W czerwcu 2004 roku miał być gościem uroczystego koncertu, ale gdy zobaczył, że wszystkie pieśni są o nim, nie wytrzymał. - Błagam, nie chwalcie mnie ponad miarę. Czy wiecie, jak ciężko jest człowiekowi słuchać cały czas piosenek o sobie? - apelował. W tym samym mniej więcej czasie zaczęła znikać część portretów, z których prezydent patrzył na mieszkańców. Zamiast nich pojawiły się hasła wychwalające naród turkmeński. - Ja tylko kieruję, to naród pracuje i tworzy - wyznał największy z Turkmenów.

Wybrane dla Ciebie
Doradca Zełenskiego chce, by Europa współfinansowała ukraińską armię
Doradca Zełenskiego chce, by Europa współfinansowała ukraińską armię
Rosja rozszerza rejestr "terrorystów". Wzrost liczby nieletnich
Rosja rozszerza rejestr "terrorystów". Wzrost liczby nieletnich
"Potężny i śmiertelny cios". USA uderzyły w Nigerii
"Potężny i śmiertelny cios". USA uderzyły w Nigerii
Senior zginął pod okienkiem drive-thru. "Dziwny wypadek" w USA
Senior zginął pod okienkiem drive-thru. "Dziwny wypadek" w USA
Niger nie wpuści żadnego Amerykanina. To efekt decyzji Trumpa
Niger nie wpuści żadnego Amerykanina. To efekt decyzji Trumpa
Wyniki Lotto 25.12.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 25.12.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Młody strażak nie żyje. Koledzy oddali mu hołd
Młody strażak nie żyje. Koledzy oddali mu hołd
Niemcy zostały w tyle. Oporny rozwój cyfryzacji
Niemcy zostały w tyle. Oporny rozwój cyfryzacji
Zabójstwo 16-latki z Mławy. Jest decyzja sądu ws. podejrzanego
Zabójstwo 16-latki z Mławy. Jest decyzja sądu ws. podejrzanego
Nietypowa kradzież w Teksasie. Zdemolowali sklep, zgubili bankomat
Nietypowa kradzież w Teksasie. Zdemolowali sklep, zgubili bankomat
Kompletnie pijany wsiadł za kółko. W porę zareagowali inni kierowcy
Kompletnie pijany wsiadł za kółko. W porę zareagowali inni kierowcy
Pierwsze wybory od 1969 roku. Wyjątkowa chwila w Somalii
Pierwsze wybory od 1969 roku. Wyjątkowa chwila w Somalii