Czy Trump ma rację? Po co Ameryce NATO
• Zbyt małe zaangażowanie Europy w obronność to jeden z największych problemów Sojuszu
• Problem europejskich "gapowiczów" NATO powoduje frustrację amerykańskich elit
• Niektórzy, jak Donald Trump, kwestionują przez to sens utrzymywania Sojuszu
• W ostatecznym rozrachunku istnienie NATO jest jednak korzystne dla interesów USA i Europy.
09.07.2016 | aktual.: 09.07.2016 11:32
- Świat potrzebuje silnej i zjednoczonej Europy, ona będzie zawsze partnerem dla Stanów Zjednoczonych. Nie da się od siebie oddzielić Europy i USA - powiedział prezydent USA Barack Obama pierwszego dnia szczytu NATO w Warszawie. Podobnych deklaracji podkreślających wagę Sojuszu Północoatlantyckiego padło w polskiej stolicy dużo więcej. Ale po drugiej stronie oceanu proeuropejskie i pronatowskie nastroje nie są tak jednoznaczne.
- Nie potrzebujemy tak naprawdę NATO w jego obecnej formie. Mamy tam kraje, które zdzierają z nas kasę, które jeżdżą na gapę - mówił niedawno republikański kandydat na prezydenta Ameryki Donald Trump. W odróżnieniu od wielu innych jego propozycji i wypowiedzi, ta - przynajmniej w części - nie odbiegała od głównego nurtu amerykańskiego myślenia o bezpieczeństwie.
Amerykańscy politycy wszystkich opcji od lat naciskają na europejskich sojuszników, by zaczęli brać większą odpowiedzialność za swoją obronę i w większym stopniu - zarówno finansowo, jak i militarnie - uczestniczyli w działaniach sojuszu. Jeszcze w 2011 roku Robert Gates, były sekretarz obrony służący zarówno w administracji George'a W. Busha i Baracka Obamy, wieszczył, że Sojusz czeka "ponura lub nawet fatalna przyszłość bycia militarnie nic nieznaczącą organizacją".
- Brutalna rzeczywistość jest taka, że cierpliwość i apetyt Kongresu do wydawania coraz bardziej ograniczonych funduszów dla bezpieczeństwa narodów, które widocznie są nieskore do poświęcenia potrzebnych środków, będzie się zmniejszał - mówił w Brukseli Gates.
Podobne wypowiedzi mają na swoim koncie m.in. były szef CIA Leon Panetta, były sekretarz obrony Chuck Hagel, a nawet prezydent Obama, który w wywiadzie dla pisma "The Atlantic" również dawał wyraz frustracji wobec europejskich "gapowiczów" w NATO.
- Akurat jeśli chodzi o tzw. "burden sharing" (dzielenie się kosztami), Trump ma rację, bez dwóch zdań. To jeden z najważniejszych problemów sojuszu, który musi zostać rozwiązany - mówił w rozmowie z WP Michał Baranowski, dyrektor German Marshall Fund w Warszawie.
To, że wkład Ameryki w NATO jest nieproporcjonalnie duży, wyraźnie pokazują statystyki. Wydatki USA na obronę stanowią ponad dwie trzecie wydatków całego, liczącego 28 państw sojuszu.
Co więcej, choć członkowie NATO są zobowiązani do przeznaczania na obronę 2 proc. swojego PKB, pułap ten osiąga tylko pięć państw: USA, Polska, Wielka Brytania, Grecja i Estonia. Tymczasem według danych Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) aż 21 z 28 członków sojuszu przeznacza na wojsko mniej niż 1,5 procent PKB. Do tej kategorii należą jedne z największych państw NATO. W przypadku Niemiec współczynnik ten wynosi 1,2 proc., Hiszpanii - 0,9, Włoch - 1,1, a Kanady - 1 proc. Agresja Rosji na Ukrainę w 2014 roku w bardzo ograniczony sposób zmieniła tę dynamikę. Owszem, trend w kierunku rozbrajania się zatrzymał, ale nie odwrócił. Jedynym wyjątkiem są tu państwa bałtyckie i Polska.
- Oczywiście wynika to z tego, że państwa oddalone od zagrożeń ze Wschodu nie mają motywacji, by zwiększać swoje wydatki kosztem rozwoju - mówi WP dr Maciej Milczanowski, ekspert Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania oraz Fundacji Pułaskiego - Dlatego tak ważne jest, by NATO zaangażowało się także w działania na południowej flance, w walkę z ISIS, gdzie dotąd Sojusz nie był wykorzystywany i która jest dla zachodnioeuropejskich sojusznikiem większym priorytetem - dodaje.
Co ciekawe, uwaga ta - nieprzystosowania Sojuszu do prowadzenia wojny z terroryzmem - również pojawia się w wypowiedziach republikańskiego kandydata, jako dowód "przestarzałości" NATO. Jednak Trump nie ogranicza się tylko do krytyki, lecz posuwa się dalej: kwestionuje sens Sojuszu i zaangażowania USA w bezpieczeństwo w Europie.
Pogląd ten ma swoją logikę. Zarówno Trump, jak i - dość ograniczona - grupa ekspertów (głównie wywodzących się ze szkoły realizmu w stosunkach międzynarodowych) uważają, że skoro członkostwo w NATO wiąże się z kosztami i nakłada na USA dodatkowe zobowiązania i ryzyko (w razie wojny), to jest ono dla interesów USA niekorzystne. Ten pogląd niemałe poparcie w społeczeństwie. Szczególnie wśród wyborców Republikanów, z których tylko 43 procent wyraża pozytywną opinię o Sojuszu.
Jednak jak zauważa dr Milczanowski - a także większość ekspertów w USA i w Europie - jest to podejście krótkowzroczne. Z punktu widzenia Waszyngtonu amerykańskie zaangażowanie w Europie jest gwarantem geopolitycznej pozycji i wpływów. Co więcej, transatlantycki sojusz stanowi podstawę kruszejącego obecnie liberalnego porządku świata. Przede wszystkim jednak wycofanie się USA z Europy odbiłoby się niekorzystnie nie tylko na bezpieczeństwu Starego Kontynentu.
- Myślę, że Amerykanie mają świadomość, że jeśli coś zdarzy się w Europie, prędzej czy później dotknie to także ich. Tym bardziej, że wycofanie się USA byłoby najlepszym prezentem dla Rosji Putina - mówi Milczanowski. - Oczywiście, krytykując poziom wydatków w NATO Trump ma rację. Ale to powód, by ulepszać, a nie go demontować - podsumowuje.
Przed zbliżającym się kluczowym szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie rozpoczynamy w Wirtualnej Polsce cykl dziennikarski Polska w NATO, NATO w Polsce. Jaka jest historia najpotężniejszego sojuszu świata i jak się w nim znaleźliśmy? Czy natowskie bazy obroniłyby Polskę? Co by było, gdyby NATO zabrakło? To tylko część zagadnień, nad którymi chcemy się pochylić.