PolskaCzy Rutkowski wytropił Rutkowskiego?

Czy Rutkowski wytropił Rutkowskiego?

Prokuratura Rejonowa w Tczewie prowadząca
śledztwo dotyczące dwóch ładunków wybuchowych, odnalezionych przez
posła-detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, bada, czy nie jest on w
żaden sposób zamieszany w ich rozmieszczenie - dowiedziała się
PAP. Poseł uważa sytuację za komiczną.

01.08.2003 | aktual.: 01.08.2003 18:18

Chodzi o sprawę odkrycia przez Rutkowskiego rankiem 24 lipca 2003 r. w Czarlinie (woj. pomorskie) dwóch skrzynek, w których, jak się później okazało, były ładunki wybuchowe.

Szef Prokuratury Rejonowej w Tczewie Mirosław Szymański zapytany przez PAP, czy sprawdzany jest wątek, że to detektyw bądź jego współpracownicy rozmieścili ładunki, odpowiedział: "To jedna z wersji. Każda wersja tego zdarzenia jest badana. Tej wersji nie wykluczamy, natomiast czy ona znajdzie potwierdzenie w zgromadzonym materiale dowodowym to trudno mi powiedzieć, bo jest jeszcze za wcześnie".

Prokurator dodał, że podczas prowadzonego postępowania w celu wyjaśnienia sprawy prokuratura zwróci się o informacje do detektywa Rutkowskiego.

"Będziemy żądać, by udzielił nam wszelkich informacji związanych ze zdarzeniem, a zwłaszcza ujawnienia źródeł informacji dotyczących ewentualnych sprawców. W telewizji pan poseł podał, że jest kwestią czasu wykrycie sprawcy, bo posiada stosowne informacje i źródła" - poinformował Szymański.

Poseł Rutkowski powiedział, że uznaje "całą sytuację za komiczną, wręcz komediową" i podsuniętą prokuraturze przez policję. Zapowiedział, że przekaże prokuratorowi w "notatce informacyjnej" swoją wiedzę na temat tej sprawy.

"Nie jestem w stanie przekazać źródła informacji w policyjnym protokole przesłuchania, ze względu na to, że niestety - o czym wiadomo - wielu policjantów jest po prostu skorumpowanych i pracuje dla świata przestępczego. Nie mogę skazać na śmierć mojego współpracownika" - argumentował Rutkowski.

Według niego, sprawa wyniknęła z zazdrości policji. "Przyjeżdża facet z Warszawy, powiedzmy do Tczewa, i pokazuje policji, gdzie są u nich na terenie dwie bomby. To każdego boli. Ja sobie zdaję z tego sprawę. Niech najpierw oczyszczą swoje szeregi, potem się biorą za robotę, a potem dopiero się zastanawiają, czy ktoś sam sobie podłożył bomby. To dla mnie kolejny raz sytuacja komiczna i wręcz komediowa, że każdy sukces nasz odbierany jest czy komentowany w taki sposób, jaki potrafi zrobić tylko policja" - powiedział poseł.

Cała sprawa zaczęła się, gdy 24 lipca rano Rutkowski przybył do Czarlina wraz z ekipą jednej z komercyjnych telewizji i "niczym jasnowidz" wskazał miejsce, gdzie była zakopana jedna ze skrzynek.

Niebawem na miejsce przyjechali pirotechnicy z plutonu antyterrorystycznego z Gdańska oraz policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Asystentka detektywa Monika Chmielnicka już przed godz. 14.00 informowała media o odnalezieniu w czwartek rano dwóch "urządzeń wybuchowych o dużej sile rażenia". Faksy z nagłówkiem "Biuro Doradcze 'Rutkowski'" wysyłano z biura posła. Według informatora PAP, ani Rutkowski, ani jego współpracownicy nie mogli wtedy mieć pewności, co było w skrzynkach.

Pirotechnicy pierwszym ładunkiem znalezionym przez detektywa zajęli się ok. godz. 12.30. Zneutralizowano go na poligonie dwie godziny później. Drugi domniemany ładunek zabezpieczono o godz. 15.30, a zneutralizowano po godzinie 18.00.

Detektyw twierdzi, że "całą wiedzę" miał od informatora. Odnajdując ładunki, posługiwał się precyzyjnym planem. Podając informację o dwóch urządzeniach wybuchowych, także opierał się na wiadomościach uzyskanych od informatora.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)