PolitykaCzy na wizji wolno płakać?

Czy na wizji wolno płakać?

Skończyła się najdłuższa w III RP żałoba narodowa. Relacjonowanie narodowej tragedii było dla polskich mediów najtrudniejszym egzaminem. Na jaką ocenę go zdały? - Polskie media godnie przeszły próbę, więc mógłbym postawić 4,5. Stopnie jednak daje się wtedy, kiedy istnieje matryca oceny. W tym wypadku wzorzec „właściwego postępowania” nie istnieje – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Maciej Mrozowski, medioznawca z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.

Czy na wizji wolno płakać?
Źródło zdjęć: © PAP

20.04.2010 | aktual.: 04.01.2011 14:31

Czy polskie media dały radę? Czy wytrzymały w powadze, koniecznej w obliczu tak niewyobrażalnej tragedii, jak katastrofa w Smoleńsku? – W obliczu tragedii, kiedy należałoby raczej zamilknąć, media stanęły przed dramatycznym nakazem pokazania i opowiedzenia o katastrofie, jej okolicznościach i skutkach dla kraju. Musiały znaleźć formułę, jak mówić o tak tragicznym wydarzeniu, żeby nie zwiększać napięcia emocjonalnego u widzów, ale umiejętnie je rozładowywać. To było niesamowicie trudne zadanie, wymagające od mediów delikatności i wrażliwości – komentuje prof. Maciej Mrozowski z UW.

Żałoba w mediach trwała już od momentu ukazania się pierwszych informacji o katastrofie. Telewizje i radia natychmiast zmieniły swoje ramówki. Na antenach największych stacji przez ostatni tydzień królowały serwisy informacyjne, odwołano emisję popularnych programów rozrywkowych. Wstrzymano emisję reklam. Jeszcze w sobotę ukazały się specjalne wydania dzienników i tygodników, portale internetowe przybrały czarno-białe barwy. Niedzielna transmisja z pogrzebu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki w Krakowie przed telewizorami zgromadziła rekordową liczbę 13 mln widzów. Sobotnie uroczystości żałobne przyciągnęły zaś niemal 8 mln osób. Rekordową oglądalność w tygodniu żałoby zanotowały telewizje informacyjne i portale internetowe.

Medialna żałoba bez precedensu

- Żałoba w mediach, jaką obserwowaliśmy od soboty, nie ma analogii. Myślę jednak, że po wszystkim możemy odetchnąć z ulgą. Udało nam się dobrze wypaść, jakoś to przeszliśmy. Wszystko odbyło się z należytą powagą, sprawnie, bez epatowania sensacją. Pokazaliśmy, że jesteśmy godni Europy – mówi w rozmowie z WP Maciej Mrozowski. Ekspert postawę mediów w obliczu narodowej tragedii ocenia bardzo pozytywnie. Zwraca jednak uwagę, że – w sposób nieintencjonalny - doprowadziły do nakręcenia spirali poszukiwania głębszego sensu tej tragedii. – Trudno je za to winić, bo musiały antenę zapełnić gośćmi i komentatorami, niestety jednak pęd do wyjaśnienia sprawy, który powinien iść w kierunku racjonalizmu, w Polsce przybrał formę eschatologiczną. Taka jest polska duchowość, że szukamy wyjaśnień mistycznych i za tragedię obwiniamy fatum – uważa medioznawca.

"Źle pisaliście o prezydencie, nie macie prawa płakać!”

Po katastrofie w Smoleńsku niektórym mediom zarzucano obłudę, bo publikowały żałobne materiały, a wcześniej dosyć krytycznie odnosiły się do działań prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zwolennicy tragicznie zmarłego prezydenta odmawiali wręcz „wrogiej” prasie prawa do żałoby. „Hieny! Opluwaliście prezydenta, a teraz wypisujecie peany na jego temat! Kłamcy, nigdy więcej już żadnemu pismakowi nie uwierzę!” – pisał rozżalony internauta, pod jednym ze wspominkowych artykułów o Lechu Kaczyńskim.

Pożegnanie nieboszczyka, zwłaszcza tragicznie zmarłej postaci publicznej narzuca także w mediach pewien konwenans, regułę współczucia, powagi i smutku. - Nasza kultura zakłada, że wraz ze śmiercią dochodzi do przewartościowania postrzegania danej osoby, symbolicznego zamknięcia życia zmarłego, który przestaje już funkcjonować jako bieżący gracz i uczestnik sporów politycznych. Pozostaje po tej osobie to, co zrobiła dobrego, jej trwały wkład w życie publiczne – wyjaśnia ekspert. Jak mówi, choć sam nigdy nie należał do grona zwolenników prezydenta, to przeżywa po nim żałobę i nie uważa tego za przejaw hipokryzji.

Natłok informacji zabił zadumę?

Pojawiały się też komentarze, że natłok informacji o katastrofie zmiażdżył powagę tej tragedii. Przeżycie żałoby nie mogło być głębokie, bo odbiorcy czuli przesyt informacjami o wypadku. - Należę do osób, które w efekcie ciągłego epatowania żałobą, zaczęły odczuwać zmęczenie, uciekały od mediów. Media być może trochę za bardzo skupiły się na tym tragicznym wydarzeniu, kosztem innych spraw, ale nie przekroczyły granicy - uważa ekspert. Skrajne opinie były takie, że media siłą narzuciły nam przeżywanie żałoby. - Nie sądzę, by media poszły za daleko, nie zajęły się obsługą „wielkiego traumatycznego przeżycia”. To byłyby terror moralny, przemoc symboliczna do granic buntu – mówi medioznawca.

Łzy na wizji

Niektórym dziennikarzom, m.in. Monice Olejnik, zarzucono nadmierne uleganie emocjom w obliczu tragedii. Podczas rozmowy z europosłem PiS Michałem Kamińskim dziennikarka, okazując żal po śmierci prezydenta, miała wykazać się brakiem profesjonalizmu. Czy, kiedy zarówno ona, jak i jej rozmówca płakali na oczach milionów widzów, Olejnik pozwoliła, aby sytuacja na ekranie wymknęła jej się spod kontroli? – To niesprawiedliwa ocena. Profesjonalizm dziennikarski nie uczy, jak zachowywać się w sytuacji, kiedy znacząca część klasy politycznej ginie w szokująco beznadziejnej katastrofie lotniczej. Monika Olejnik przez lata pracy zżyła się z osobami, które zginęły. Poczuła rzeczywisty smutek, a nie jest przecież aktorką, która potrafiłaby w takiej sytuacji grać. Jest dziennikarzem, ale z kategorii komentatorów, ma prawo do osobistych reakcji. Co innego, gdyby prezenter zalał się łzami prowadząc dziennik – komentuje Mrozowski.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (528)