Czy koalicja powinna zostać zakazana?
Jednym z najpoważniejszych zarzutów, z jakim obecnie politycy mogą się spotkać jest oskarżenie o... współdziałanie. Co rusz politycy SLD mówią o koalicji PO-PiS, PiS zarzuca Platformie współdziałanie z lewicą, a partia rządząca, aby nie pozostać dłużna, krzyczy o wchodzeniu przez Prawo i Sprawiedliwość w sojusze z Sojuszem. Nikt nie czepia się jedynie PSL, o którym już od dawna wiadomo, że jest w stanie współpracować z każdym (co traktowane jest co najmniej z pobłażaniem).
Oto przykłady z ostatnich tygodni. Grzegorz Napieralski straszył powrotem (tak, tak - powrotem!) koalicji PO-PiS krytykującej jego krytykę prezydenta. Bronisław Komorowski uznał, że PiS złamał niepisaną zasadę nie wchodzenia w koalicję z postkomunistami, kiedy prezydent mianował nowego szefa Trybunału Konstytucyjnego. Jednak politycy PiS nie mają wątpliwości, że z postkomunistami od dawna kolaboruje Platforma: choćby przy okazji ataku na IPN. Sytuacja komplikuje się przy okazji ustawy medialnej, w związku z którą SLD współpracuje rzekomo zarówno z PO (by odrzucić prezydenckie weto) jak i z PiS (by je przyjąć).
Wygląda więc na to, że oskarżenie o współpracę jest poważnym narzędziem walki politycznej. Oto garść możliwych (choć niewyczerpujących) wyjaśnień:
1. Bliższy kontekst historyczny: burzliwe dzieje koalicji PiS-LPR-Samoobrona, zakończone spektakularnym upadkiem i publicznym praniem brudów byłych partnerów.
2. Dalszy kontekst historyczny: słowo "współpracownik" jest od paru lat przede wszystkim synonimem agenta peerelowskich służb).
3. Kontekst kulturowo-narodowy: skoro prawdą jest, że "gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania", to oczywiste staje się, że Polacy, którzy się dogadali przestają być Polakami.
4. Jeszcze dalszy kontekst historyczny: osławiona szlachecka wolność, fundowana na niezgodzie, a w porozumieniu wietrząca montowany przez obce mocarstwa spisek.
5. I może najważniejszy kontekst społeczny: znikomy poziom zaufania społecznego w Polsce, który przejawia się choćby tym, że jakąkolwiek dobrowolną działalność na rzecz wspólnoty bardzo często skłonni jesteśmy traktować jako "kręcenie własnego interesu", a próbę dogadania się, jako próbę oszustwa i wykorzystania.
Opierając się na tych (i pewnie wielu innych) przesłankach, politycy doskonale orientują się, że oskarżając przeciwnika o sojusz z kimkolwiek, osłabia się i jednego i drugiego. A to znacznie lepsza metoda na zdobywanie przewagi w polityce, niż przemyślane i konstruktywne działania.
A co się stanie, jeśli PSL-owi też się znudzi bycie obrotowym koalicjantem? Trzeba będzie wywołać jakąś wojnę - tylko wtedy współdziałanie nie brudzi naszych rąk.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska