Czy istnieje realne zagrożenie życia byłych betanek?
Prokuratura Okręgowa w Lublinie zbada, czy jest realne zagrożenie życia byłych betanek przebywających nielegalnie w klasztorze w Kazimierzu Dolnym (Lubelskie) - poinformował prokurator apelacyjny w Lublinie Robert Bednarczyk. Zaapelował też do mediów o powściągliwość w relacjonowaniu tej sprawy.
19.06.2007 | aktual.: 19.06.2007 16:26
Sprawdzanie, czy byłe betanki nie są podżegane do samobójstwa, rozpoczęła w poniedziałek puławska prokuratura rejonowa, która prowadzi już postępowanie w sprawie naruszenia miru domowego, o co wnioskowały władze zakonu. Bednarczyk zdecydował o wyłączeniu wątku ewentualnego podżegania do samobójstwa do odrębnego postępowania.
Prokuratura zajęła się tym po publikacji "Faktu", który zamieścił list - jak podała gazeta - od jednej ze zbuntowanych sióstr do matki następującej treści: "Mamo, nasz czas wypełnił się, nadeszła chwila próby, przejścia z ciemności do światła, z zamknięcia na wolność. Na zawsze twoja Ania".
Bednarczyk zaapelował do mediów o powściągliwość w relacjonowaniu sprawy zbuntowanych zakonnic. "Mam wrażenie, że ten kryzys wzmaga się w sytuacjach, kiedy wzmaga się aktywność mediów" - powiedział.
Obawiam się dalszych reperkusji takich poczynań. Jestem przekonany, że ten kryzys zdecydowanie łatwiej przyszłoby nam rozwiązać, gdyby te światła jupiterów nie świeciły non stop na zakon sióstr betanek - dodał.
Jak zaznaczył, odnosi wrażenie, iż "niektórzy starają się pewne zdarzenia inspirować", a konflikt jest podsycany, "aby doszło do pewnych spektakularnych zdarzeń".
Tego konfliktu żadne spektakularne zdarzenie typu szturm nie rozwiąże. To nie jest żadna metoda - podkreślił.
Bednarczyk powiedział, że prokuratura dotychczas nie otrzymała od redakcji "Faktu" oryginału listu, którego autentyczność chce zbadać. Według dotychczasowych ustaleń, dane osób przywołanych w artykule są nieprawdziwe. Dość długo trwa swoiste jakieś procedowanie redakcji "Faktu" w zakresie dotyczącym udostępnienia nam oryginału listu - powiedział Bednarczyk.
Rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie Janusz Wójtowicz poinformował, że policja nie otrzymała od rodzin byłych betanek żadnych informacji o niepokojących listach od zbuntowanych zakonnic.
Bednarczyk powiedział, że byłe zakonnice izolują się od otoczenia, także od władz kościelnych, ale mają kontakt z rodzinami. Ten kontakt odbywa się na różnych płaszczyznach i poziomach, w różnych obiektach - powiedział. Dodał, że część rodziców jest spokojna o swoje dzieci, a część rodzin jest zaniepokojona.
Byłe betanki nie odbierają korespondencji i żeby przesłuchać którąkolwiek z sióstr znajdujących się w klasztorze, "musiałyby tam wejść organy policji czy prokurator". Prokuratura będzie się kontaktować zarówno z władzami zakonu, jak i z religoznawcami oraz psychologami - zapowiedział Bednarczyk.
Wobec 48 osób przebywających w kazimierskim klasztorze, w tym byłego zakonnika Romana Komaryczko, Sad Rejonowy w Puławach orzekł już eksmisję. Kolejne 17 pozwów o eksmisję, w tym byłej przełożonej generalnej zgromadzenia Jadwigi Ligockiej, sąd rozpatrywać będzie 29 czerwca.
Nie wiadomo, kiedy może dojść do eksmisji. Na wniosek zgromadzenia zbuntowanym zakonnicom w Kazimierzu odcięto prąd i gaz. Rachunki za te media opłaca zakon.
Konflikt wśród betanek trwa już ponad dwa lata. Władze zgromadzenia uznały, że poprzednia przełożona generalna Jadwiga Ligocka przyjmowała do zakonu nieodpowiednie osoby, podejmowała decyzje z pominięciem zasad obowiązujących w zakonie, kierowała się "prywatnymi objawieniami", które nie były zgodne z nauczaniem Kościoła. W sierpniu 2005 r. mianowano nową przełożoną - siostrę Barbarę Robak. Decyzja taka zapadła po wizytacji delegata Watykanu w klasztorze w Kazimierzu, który przybył tam z powodu skarg niektórych zakonnic.
Ligocka i część sióstr nie podporządkowały się decyzji Watykanu i zamknęły się w kazimierskim klasztorze. W październiku ub. roku - ostateczną decyzją Stolicy Apostolskiej - zostały wydalone z zakonu.