Czy Hanna Gronkiewicz-Waltz zapłaci tysiąc zł. kary?
Sąd Okręgowy w Warszawie badał sprawę kary tysiąca złotych dla Hanny Gronkiewicz-Waltz za niestawienie się przed bankową komisją śledczą. Sąd musiał odroczyć decyzję w tej sprawie, bo nie nadeszło z Sejmu pełnomocnictwo dla posła Andrzeja Dery (PiS), członka tej komisji. Decyzja zapadnie 16 października.
08.10.2007 | aktual.: 08.10.2007 14:16
Posłowie chcieli przesłuchać prezydent stolicy, b. szefową NBP w czerwcu tego roku - jak twierdzili, w sprawie prywatyzacji Banku Śląskiego. Po jej niestawieniu się komisja wystąpiła do sądu o ukaranie jej karą grzywny (do 3 tys. zł). Gdybym przyszła na komisję, złamałabym konstytucję - mówiła wtedy Hanna Gronkiewicz-Waltz, powołując się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, że komisja śledcza "nie jest uprawniona do badania działalności prezesa NBP".
W lipcu Sąd Okręgowy w Warszawie ukarał ją za nieusprawiedliwione niestawienie się przed bankową komisją śledczą. Według sądu czym innym jest niestawiennictwo przed komisją (a według prawa każdy obywatel musi się stawić), a czym innym - odmowa złożenia zeznań z powołaniem się na odpowiednie przepisy.
Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił tę decyzję i nakazał I instancji ponowne rozpatrzenie sprawy, dając wytyczne. Prowadząca posiedzenie sędzia Anna Ptaszek tak je streściła: każdy wezwany musi się stawić, nie każdego można wezwać.
W sądzie stawili się Gronkiewicz-Waltz ze swym pełnomocnikiem mec. Jerzym Naumannem, a także członek komisji poseł Andrzej Dera (PiS). Sejm zawiadomił sąd, że odpowiednie pełnomocnictwo dla Dery będzie przesłane "niezwłocznie". Do południa ono nie dotarło - sąd przyznał, że ma świadomość trudności formalnych wynikających z intensywnej kampanii wyborczej. Ostatecznie sprawę odroczono do 16 października.
W sądzie przesłuchani zostali Dera, który domagał się ukarania Gronkiewicz-Waltz i przekonywał, że powinna ona być przesłuchana przez komisję, jak i sama b. szefowa NBP.
W opinii Dery, Gronkiewicz-Waltz powinna stawić się przed komisją. Nie pamiętał, kto wnosił o jej wezwanie, ale zapewnił, że przesłuchanie dotyczyłoby tylko wątpliwości związanych z prywatyzacją Banku Śląskiego. Dodał, że sam nie ma żadnych zarzutów wobec pani prezes, ale chciałby rozwikłać kilka wątpliwości związanych z korespondencją między NBP a innymi organami w związku z tą prywatyzacją.
Świadek ma możliwość nie odpowiadania na pytania, które dotyczyłyby spraw innych niż ta kwestia. Takie pytania uchylałby też przewodniczący sejmowej komisji - dodał Dera. Mówił też, że nie ma w komisji takiego zwyczaju, by przygotowywać przed przesłuchaniem tzw. tezy dowodowe, czyli ogólne tematy pytań do świadka - bo jest to inicjatywą posłów, którzy świadka wzywają.
Komisja działa jawnie, przy kamerach na żywo i wnioski o powołanie świadków z uzasadnieniem też są transmitowane - mówił poseł. Sędzia Ptaszek skomentowała to słowami: tak, oglądaliśmy te posiedzenia z zapartym tchem - także jako prawnicy.
Przesłuchana Gronkiewicz-Waltz mówiła zaś, że choć formalnie swoboda wypowiedzi w komisji jest zapewniona, to właśnie "presja mediów" powoduje, iż w istocie swobody tej nie ma. Przypomniała też artykuł z "Naszego Dziennika" wydrukowany w przeddzień planowanego na czerwiec jej przesłuchania, gdzie pisano o sprawie innego banku i jego powiązaniu ze środowiskiem przestępczym; w tekście wymieniono też nazwisko b. prezes NBP. Cytowany przez tę gazetę członek komisji mówił, że o to też chce mnie pytać - przekonywała.
Dodała, iż ma nieodparte wrażenie, że w całej sprawie chodzi o to, by ją wezwać, a następnie by ona - powołując się na wyrok Trybunału Konstytucyjnego - odmawiała odpowiedzi na oczach kamer. Na osobach nie znających prawa zrobiłoby to wrażenie, że coś ukrywam - powiedziała. (awi)