Cztery lata w cieniu brzozy. Triumf i schyłek religii smoleńskiej
Wciąż żyjemy w cieniu brzozy. Ale jest on coraz krótszy i bledszy - uważa "Polityka".
Katastrofa smoleńska na jakiś czas zmieniła dynamikę procesów nie tylko politycznych, ale wręcz społecznych i kulturowych w Polsce. Zacznijmy jednak od polityki. Wiosną 2010 r. Lech Kaczyński przegrywał w sondażach z każdym praktycznie kandydatem zgłaszanym przez PO, na plecach czuł nawet sondażowy oddech liderów słabej lewicy. Jego brat bliźniak był osobą powszechnie nielubianą. Jego partia przegrała nie tylko wybory parlamentarne w 2007 r., ale z coraz gorszymi wynikami przegrywała kolejne wybory samorządowe i uzupełniające. Jarosława Kaczyńskiego atakowali już za polityczną nieudolność inni prawicowi politycy, a nawet media sympatyzujące z jego obozem.
Jeszcze w pierwszych sondażach po katastrofie poparcie Jarosława Kaczyńskiego jako ewentualnego zmiennika tragicznie zmarłego prezydenta w nadchodzących wyborach wahało się w okolicach paru procent, w granicach błędu statystycznego. I nawet jego własna partia zastanawiała się, czy to jego wskazać jako kandydata po zmarłym bracie. Kampanię prezydencką zakończył jednak z prawie 50-procentowym poparciem. Żałoba po katastrofie stała się dla niego nowym politycznym początkiem.
Aby katastrofa smoleńska zmieniła dynamikę procesów politycznych i społecznych w Polsce, nie mogła pozostać jedynie najtragiczniejszym w polskiej historii wypadkiem komunikacyjnym. Musiała stać się zamachem i zostać włączona w polską tradycję martyrologiczną – obok zbrodni katyńskiej, obok wielu krwawo stłumionych polskich powstań. A ofiary tego wypadku musiały się stać „poległymi” męczennikami.
Źródło: Polityka